Cruisin... Wioze sie pomału...
Jeździliśmy po Lublinie, właściwie bez celu. Słuchaliśmy
muzyki, ja dopalałem szluga wywołując tym niesmak na twarzy Festera. On też
jara. Ale chyba mniej niż ja.
Kiedy już wyjeżdżaliśmy z dzielnicy meneli i pijaków,
wreszcie wpadłem na jakiś pomysł.
- Może kupimy zioło?
- Ładnie to brzmi... Kupimy... – Fester sie śmiał.
- Dobra, jedziemy do Zacka – powiedziałem, zmieniając
bieg.
Zack był naszym kumplem. Członkiem The Bullets. Jednym z ludzi
dla mnie najwazniejszych. A jest ich niewielu, na placach obu rąk moge
policzyć.
Miał mieszkanie. Na drugim końcu Lublina. To Subaru
spali dzisiaj troche paliwa.
- A jakieś plany na wieczór masz? – zapytałem, będąc
już w połowie drogi.
- Raczej spędze go ze swoją dupą. Tobie radze to
samo – Kumpel spojrzał na mnie sugestywnie.
Uśmiechnąłem sie lekko.
- Może we czwórke gdzies pójdziemy?
- Bullet, kurwa... – Fester nie wytrzymał. Zrobił
facepalm.
- Nie mam ochoty na seks – powedziałem to, jakby juz
znudziło mi sie potarzanie tego samego milion razy.
- Ale może ja mam? – Fester rzucił mi spojrzenie, jakby
udawał że sie wkurwia.
- To mnie ne obchodzi – wymruczałem, dalej sie uśmiechająć.
Kiedy
usłyszałem Bring Me The Horizon – Black&Blue, zgłośniłem radio.
·
Nareszcie
jakiś normalny kawałek – powiedział Fester.
- Nie,
telefon podłączyłem – uśmiechnąłem sie.
Nie wiem jak wy, ale ja mam takie zdanie na temat
radia – sieczka.
Robi gówno z mózgu, ogłupia. Dlatego właśnie
słuchamy metalu – zero komercji.
Po jakimś czasie, podjechaliśmy na parking przed
blokiem Zacka.
-Zadzwoń do niego – powiedziałem, zatrzymując auto.
- Nie trzeba, już nas usłyszał – rzekł Fester,
patrząc w okno.
Zackey szedł w naszą strone. Faktycznie, jak masz takie
głośniki w aucie to najpierw cie słychać, dopiero potem widac.,
Zack był dobrze zbudowany. Był o rok starszy ode mnie i
Festera.I był singlem. Inaczej niż my. Spędzał czas na siłowni i czasami
wychodził z nami na imprezy. Ale na akcje z gangiem zawsze był gotowy.
Miał włosy nieco krótsze niż ja, ale też zapuszcza. Teraz
miał kolorowego snapbacka le dłuższe kosmyki zwisały mu na policzkach.
Ubierał sie jak bogaty gówniarz z USA. My z Festerem mamy
wyjebane na ciuchy ale ten zawsze musi mieć jakieś markowe rzeczy.
Miał na sobie czarną bluzke z długimi rękawami, na to
czerwoną koszule z krótkim rękawem. Zapiał tylko jeden guzik u góry żeby wyglądać
jak jaiś raper.
Sponie miał beżowe, a buty... jak to Zack – bielutkie
AirForce’y.
Jedyne co sprawiało że był do nas podobny to dwie kulki w
wardze. Chyba nawet ja kazałem mu zrobić te kolczyki bo tak mnie wkurwiał swoim
pedalstwem.
- Siema przychlaście – wydarłem sie, kidy zbliżał sie do
Subaru.
- Ścisz to gówno! – krzyknął, podając mi ręke.
- Nie obrażąj mojej kurwa świętości! – zaśmiałem sie. Tak,
napierdalanie w perkusje i gitary elektryczne to moja świętość.
Wszyscy trzej sie zaśmialiśmy.
- A tak wogóle to co tam? – zapytał Zack.
- Daj nam
jakąś trawe. Najlepiej mocną – powiedziałem.
- Daj to był... – Nie dałem mu dokończyć.
- Zackey – powiedziałem stanowczo.
Chłopak potarł wargę.
- Dobra, zaraz wracam – po czym zniknął w bloku.
- Nie lubie go – Powiedziałem cicho.
- Jak to? – zdziwił sie Fester.
- Jest pedałem. Nie zauważyłeś że nie ma dupy? Ani
nawet jaj?
- Kurwa, Bullet – Fester śmiał sie z mojej głupoty –
To jeszcze nie oznacza że jest pedałem.
- Dobra, jest ciotą – uśmiechnąłem sie szeroko.
- Jest naszym kumplem. Nie wolno naśmiewać sie z kumpli
– powiedział Fester. Ale to był zwykły blef.
Zanim jeszcze Zack wrócił, śmialiśmy się wniebogłosy. Obaj
sie z tym zgadzamy: Jest ciotą i być może pedałem.
- Macie tu, na koszt firmy – mówiąc to wrzucił nam do
samochodu niewielki pakunek.
- Zwłaszcza że sami to zajebaliśmy – powiedziałem
cicho.
- Dzięki Zack. A, jutro bądź pod telefonem –
powiedział Fester zanim sie pożegnaliśmy z Zackiem.
Jutro przytulimy kolejne miliony. Jak sie uda, a nam
zawsze sie udaje.
- Do ciebie? – zapytałem, wyjeżdżając z osiedla.
- Nie, może mama w domu – Chłopak sie uśmiechnął. I
chyba zawstydził.
Zaśmiałem sie. On po części mnie rozumie.
- To gdzie? Na łąki? – spojrzałem na niego.
- Dawaj.
Pojechaliśmy w okolice mojego domu. Znaczy, Edyty
domu. Ja mieszkam z Leo.
Przejechaliśmy po glinianej drodze wgłąb doliny
porośniętej łąkami i krzakami. Nikt tu nie chodzi.
- Dawaj – powiedziałem, gdy juz wygrzebałem ze
schowka bletki.
Fester podrzucił mi troche zielonego świństwa i po
chwili odpaliłem trzymanego w ustach
skręta.
Wciągając dym do płuc, czułem sie rozluźiony.
Uśmiechając sie, wypuściłem opary z siebie i podałem
kumplowi zabawke.
- Sztos – wymamrotałem.
Fester też sie zaciągnął i zgodziliśmy że dobry towar
sobie ukradliśmy.
Przez następne pół godziny siedzieliśmy w aucie słuchając
muzyki. Tym razem Chrisa Browna. Na haju mam jakiś fetysz że nachodzi mnie na
rap.
Kiedy oprzytoniałem, zegar pokazywał że dochodzi 13.
Zostało 5 godzin.
- Yo... – mruknąłem, jednak Fester spał.
Podkręciłem radio, od razu sie zerwał pytając „What?”
- Co robimy? Dopiero pierwsza – zapytałem wpatrując sie w
przednią szybe. Cały samochód praktycznie zasłaniała wysoka na półtora metra
trawa.
- Nie mam pojęcia – Chłopak potarł twarz. Po czym dodał
„Jeść...”
- Jedziemy na frytki... – powiedziałem cicho. Zachowywałem
sie jak pijany... albo po prostu najarany.
- Dasz rade jechać? – wymruczał kumpel. Oczy miał zamrużone,
jakby chciał jeszcze spać.
- Ja? Żartujesz sobie?! – zaśmiałem sie, odpalając auto.
Byłem w lepszym stanie niż Fester.
Jechałem wolno, chociaż zwykle zapierdalam tym autem jak
rakietą. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Ja, Bullet i policja to kiepskie
połączenie. Tym bardziej że mamy tu spory worek trawy.
Wykaraskalibyśmy sie z tego. Pare telefonów, troche hajsu
i już byśmy wyszli. Trzęse miastem ,nawet policją w Lublinie.
A najlepsze ze moja rodzina nic o tym nie wie.
I mają sie nie dowiedzieć. Może kiedyś, gdzieś im powiem
ale nie wyobrażam sobie narazie tej sytuacji.
Stojąc na światłach, zerknąłem na Festera. Tak jak
myślałem, spał. Thc tak na niego działa.
Musimy potem zawieść to zioło do mnie. Ale chyba pojade
tam sam. Z Leo preferuje być sam na sam. Wtedy nasze uczucie jest
najsilniejsze.
Ruszyłem, słysząc odgłos silnika. Wyłączyłem radio, żeby kolega mógł w swpokoju
spać.
Ja mogłem w końcu oddać sie swoim nefatywnym myślom. A
dużo mam takich w głowie.
Musiałem wykombinować gdzie dzisiaj śpie i jak spędze
wieczór. Teraz frytki, potem na chwile do Leo... a co potem?
Zawsze noc jest tą mroczna porą w którą Bullet sie
ujawnia. Ja zwykle nie przesypiam nocy. Albo łaże gdzieś z chłopakami, albo z
Leo... Ale najpierw trzeba sie wymknąć z domu. Podwójne życie to skomplikowana
sprawa.
Nieważne, teraz musze zaparkować ten samochód. Znalazłem
wolne miejsce, wysiadłem i wszedłem do małej knajpki w której juz mnie znają.
Za ladą i lodówką z sałatkami stał otyły właściciel. Byłem
jedynym klientem, postanowiłem sie zabawić.
Kiedy mężczyzna w średnim wieku mnie zobaczył, od razu
zaczął sie pocić a jego ręce dostały telepki.
Cieszyłem sie w głębi duszy. Lubie gdy ludzie sie mnie
boją.
- Y... Dzień dobry Bullet – powiedział po chwili. Chyba
nie chciał palnąć nic głupiego. Nie zbliżyłem sie do niego. Stałem oparty o
przeszklone drzwi.
- Dobry... Będzie dobry jak sie rozliczymy – Mruczałem pod
nosem.
- Ale ja już zapłaciłem... – wyjąkał. Zaczął sie pocić
jeszcze bardziej.
- Ale ja potrzebuje więcej hajsu – powiedziałem podchodząc
do lady – TERAZ!
Wydarłem sie, kładąc portfel na blacie. Facet sie
przestraszył, mocno.
- Il... Ile chcesz? – wyjąkał, cofając sie do tyłu. Miałem
ubaw.
- Hmm... Ile Bullet wydaje na imprezy? – Udałem że myśle.
Potem powiedziałem stanowczo – Dwa koła gotówką.
- Zaraz przyniose – powiedział pośpiesznie, idąc szybko
na zaplecze.
- I frytki do tego! – krzyknąłem.
Wlaściciel wrócił po chwili. Niósł w rękach
banknoty. Posłusznie włożył je do mojego portfela.
- Dwa tysiące... I frytki – Jakał sie. Kurwa, jaki
leszcz...
Obok portfela postawił reklamówke a naszym jedzeniem.
- Dzięki ziomek – powiedziałem chowając portfel do
kieszeni. Zabrałem reklamówke .
- Miło robić z tobą interesy. I masz dobre żarcie –
Rzuciłem wychodząc.
Recholiłem sie pod nosem, wracając do auta. Przez otwarte
okno wrzuciłem frytki na kolana Festera. Obudził sie.
- Zgadnij co właśnie zrobiłem – Uśmiechnąłem sie.
- Okradłeś knajpe? – wymruczał.
- Można tak powiedzieć – rzekłem, wsiadając do
samochodu.
Jedliśmy na parkingu.
- To bezpiecznie tak tu stać? – Fester mówił z
frytką wystającą mu z ust – A jak zadzwoni na psy?
- Prędzej sie zesra – powiedziałem z pełnymi ustami.
Faktycznie, mają tu najlepsze frytki w mieście.
Nagle wpadł mi do głowy następny świetny pomysł. Po
frytkach została tylko torebka.
- Pod siedzeniem jest piłka do bejsbola. I marker. Daj mi
to – powiedziałem do Festera. Po uśmieszku na mojej twarzy już wiedział jak to
sie skończy. Bullet wpadł na szalony pomysł, Betta watch out.
Kumpel dał mi rzeczy a ja napisałem coś na papierku i
zawinąłem w niego piłke.
- Włącz Raising Hell – poleciłem Festerowi.
Jak Bullet, to For My Valentine.
Włączyliśmy muzyke na cały regulator. The Bullets są w
pobliżu, to nasz znak rozpoznawczy. Zawsze na monitoringu w bankach które
obrabialiśmy słychać Bullet For My Valentine.
Kiwałem głową w rytm muzyki, skupiając sie.
- Let’s have some fuckin fun – powiedziałem, ruszając z
miejsca.
Kiedy przejeżdżaliśmy obok ogromnego okna w knajpie,
krzyknąłem „Teraz!”.
Fester, zadowolony z mojego pomysłu rzucił z całej siły
piłką w szybe. Ta rozprysła sie na drobne kawałeczki, włączając alarm.
Musieliśmy spadać, ale właściciel znalazł wiadomość
„Najlepsze frytki w mieście – B”