wtorek, 20 września 2016

11. Old love never dies



Nie lubie takich poranków. Kiedy musze wracać do normalności.


Wyszedłem z budynku i ruszyłem dobrze znaną mi już trasą. Ze słuchawkami w uszach, przemierzałem chodniki na których już zaczynało przybywać ludzi. Było lekko po 8 godzinie, w sobote a jednak ludzi było sporo na mieście. Ja zwykle o tej porze śpie.

Wsiadłem do autoobudu i zająłem miejsce z tyłu, tuż przy tylniej szybie.

Mało ludzi jechało. Napisałem sms do Ewy że wracam już. Gdy zapytała czy sie najebałem, ułożyłem usta w uśmiech i nie odpisałem. Niedługo sama zobaczy.


W ciągu pół godziny byłem już pod domem. Pieski powitały mnie jak zwykle głośno.


Zdążyłem nawet wymyśleć historyjkę o gwożdziu który wbił mi się w ręke.


- O, dziecko wróciło – powiedziała mama, uśmiechając sie serdecznie. Nigdy nie była na mnie zła jak imprezowałem, wiedziała że nigdy nie trace kontroli.


- Cześć – powiedziałem, znikając w drzwiach swojego pokoju.

- Jak było? Dawno nie znikałaś na tak długo – usłyszałem.

- Tak, za fajnie nam było żeby to przerwać – powiedziałem starannie dobierając słowa żeby przypadkiem nic nie palnąć. Był ciepło więc zdjąłem bluzę. Będąc w samej koszulce, spodziewałem się już pytań na temat bandaża.

Wróciłem do kuchni żeby sie napić. Słońce zaczęło powoli dogrzewać, dzień zapowiadał sie gorący.

Biała ozdoba na mojej ręce od razu zwróciła uwagę mamy.

- Co sie stało? – zapytała z nutką przerażenia w głosie.

- Głupia historia – powiedziałem z uśmiechem, wyjmując picie i lód z lodówki.


- Ale co sie stało? – powtórzyła. Widziałem że sie martwi.

- Przepychaliśmy się i taki duży gwóźdź mi sie wbił. Krew sie lała ale już jest w porządku – rzekłem zza pleców, nalewając coli do szklanki.


Mama uwierzyła. Zapytała jeszcze tylko czy odkaziliśmy i czy Fester sie na tym zna. Tak, bardzo często opatrza takie „rany po gwoździach”.

Zapukałem cicho do pokoju siostry i wszedłem. Już sie budziła.

Uśmiechając się, zbliżałem sie do jej czerwonej kanapy. Była rozłożona, więc rzuciłem sie na wolne miejsce prawie rozlewając picie.

- Uważaj, buraku – powiedziała głośniej. Ja pocałowałem ją w policzek, uśmiechając sie jakby nigdy nic. Wytarła moją ślinę i oparła się o poduszkę. Zawiesiła na mnie spojrzenie i ułożyła usta w cienką linie.

- Śmierdzisz wódą – powiedziała.

Kręciłem głową, z głupim uśmieszkiem. No i jak to skomentować?

Parsknęła, dodając żartobliwie „Pijak”.

- Też cie kocham – powiedziałem i upiłem łyk ze szklanki – Chcesz kawy? Albo coś na śniadanie?

- Nie, wstaje już.

Zostawiłem ją, niech sie ogarnie. Odstawiłem puste szkło na blat i poszedłem do swojego pokoju po fajki. Z papierosem w zębach, wychodziłem korytarzem na dwór. Moja mama akurat nakarmiła psy i wracała do domu.

- Który dzisiaj? – spytała.

- Pierwszy – rzekłem, odpalając.

Kiedy weszła do domu, powiedziałem sam do siebie „ Szósty... może siódmy”

Nie wiem ile spaliłem przez drogę do domu.

Po chwili rzuciłem peta na ziemię i wróciłem do swojego pokoju.

Usiadłem na łóżku, rozglądając sie po pokoju. Ramię ciągle mnie bolało i każde otarcie czy dotyk pogłębiało ten ból.

- Wyście sie wściekli z tym Festerem? – zapytała Ewa, już ubrana. Miała na sobie ciemną tunikę i czarne dżinsy do których dobrała balerinki. Jej blond włosy były upięte w kucyk który spadał przez jej ramię na pierś.

- Troche. Nie, nie boli – powiedziałem. Stała w drzwiach przyglądając mi się.

- Masz wory pod oczami, pijaku – powiedziała, uśmiechając sie lekko.


- Mówiłam ci już że cie kocham? – zapytałem, szczerząc sie.

Rzuciła mi jeszcze jeden uśmiech i wróciła do kuchni. Usłyszałem pyknięcie, wstawiła wodę na kawę.

Padłem na poduszkę. Czułem sie skacowany... Jednak przeszło mi kiedy pomyślałem o Festerze.

Wyszedłem na podwórko. Na drzewie była zamocowana huśtawka. Tam spędzam czas kiedy nie jestem z Leo czy tym pijakiem do którego właśnie dzwonię.

Bujając sie na starym kawałku drewna, czekałem aż kumpel odbierze.

- Alo? – jęknął. Wyobraziłem go sobie teraz na jego czarnej kanapie w samych gaciach. Pewnie obudziłem go swoim telefonem. Hmm... w sumie nic nowego.


- Żyjesz? Jesteś w domu? – zapytałem od razu, nie chcąc przedłużać rozmowy.

- TAK KURWA BULLET... JESTEM W DOMU – powiedział wkurzony.

-Aha... to cześć – powiedziałem cicho, jednak z uśmiechem. Śmiałem sie z niego, bez współczucia... Dla niego to będzie naprawde ciężki dzień.


Schowałem telefon do kieszeni. Huśtałem się, patrząc na liście na drzewie nade mną. Słońce je oświetlało, nad nami widniało niebieskie, czyste niebo.

Mamy naprawde ładne lato.


Dzień dłużył sie, jak zawsze kiedy musze żyć moim nudnym życiem. Fester sie nie odzywał, Leo pisała smsy... Chciałbym być teraz z nią ale zamiast tego jest godzina 18 a ja siedze w kuchni, patrząc jak mama zmywa po obiedzie.

- Jakiś taki dzień dzisiaj... do dupy – wymruczałem, chcąc przerwać durną ciszę miedzy nami.

- To wyjdź gdzieś, ciągle albo cie nie ma albo w domu siedzisz – powiedziała, odwracając do mnie głowę. Nie powiedziała tego ze złością czy wyrzutem, raczej z troską.

- Nie mam tu kumpli. Ani nikogo...

- A Monika? – zapytała retorycznie mama.

To imię wywoływało we mnie tylko powrót do niemiłych wspomnień.

- Nie ma mowy – powiedziałem ostrzej.

- Ale może to da sie naprawić, może sie zmieniła... – Mama nie ustępowała. Lubiła moją dawną przyjaciółkę.

- Wierzysz w to? – zapytałem, rzucając mamie ironiczny uśmiech.

- Weź tą swoją deskę i pojedź do niej, pogadaj... albo siedź i narzekaj że dzień do dupy – Po ostatnich słowach wróciła do swoich zajęć.

Naprawdę ją kocham... ale czasami nie podoba mi sie to co mówi.

Wszedłem do pokoju i z kąta podniosłem moją czarną deskorolkę.

Podłączyłem słuchawki do telefonu i wsadziłem je w uszy. Na wszelki wypadek włożyłem na siebie ciemną bluzę i wyszedłem z domu.


Idąc piechotą do ulicy, wybrałem w telefonie kawałek Slipknota – Before i forget. Jeden z lepszych numerów.

Kiedy moje stopy dotknęły asfaltu, rzuciłem na niego deskę i zacząłem jechać ulicą rzed siebie. Nic prawie tu nie jeździło więc trasę na deskę mam dobrą.

Jadąc, wspominałem jak kilka lat temu, kiedy byłem jeszcze zwykłym dzieciakiem, tak właśnie spędzałem letnie wieczory. Jeżdząc po ulicy, właśnie z Moniką.

Przyjaźniłem sie z nią od podstawówki. Wiedziałem że jest fałszywa ale nie zwracałem na to uwagi. Myślałem że po prostu sie ze mną droczy. Nie... nastawianie ludzi przeciwko mnie i durne plotki to nie droczenie. To chamstwo.


Dotarłem do ścieżki rowerowej. I ich zobaczyłem. Monikę... jakby to imię w mojej głowie zwiastowało kłopoty.

Chodziła tamtędy ze swoim kolesiem. Jej brązowe włosy opadały na plecy. Ubrana była w białą lekką sukienkę w szmaragdowe pasy.

Jej wyższy chłopak wyglądał na dresa.

Nie widzieli mnie, jechałem za nimi w pewnej odległości.

Trzymali sie za ręce.

Troche mnie to bolało. Bo ta dziewczyna kiedyś znaczyła dla mnie coś więcej. Kiedy jeszcze oszukiwałem sam siebie że jest dobra i nie ma złych zamiarów.

Owszem, jest ładna, chuda... ale serce ma czarne.

Była pierwszą z którą sie całowałem. Byłem dla niej koleżanką... dziewczyną z której sie śmiała, tak lepiej... ale dla jaj kiedyś sie pocałowaliśmy.

Ona tego nie pamięta... a ja wtedy pierwszy raz poczułem to coś. Że nie pragnę męskich ust na moich.

Mama o tym nie wie, nikt o tym nie wie. Monika też, nigdy jej nie powiedziałem jak bardzo mi sie podoba. Może wtedy zmieniłaby nastawienie do mnie?

- O czym ja myślę? – skarciłem się.


Gapiłem sie na nich, kiedy oddalali się. Słońce oświetlało niebo na pomarańczowo, ja zrobiłem przystanek na fajkę.





Oparłem się o barierki na moście i obserwowałem wzrokiem znikających za zakrętem moją byłą ukochaną i jej nowego fagasa.





Cześć. Czekam na opinie odnośnie rozdziału. W tym, dowiedzieliśmy się nieco o przeszłości Bulleta :) Mam nadzieje, że opowiadanie wam sie podoba

niedziela, 4 września 2016

10. Let's get drunk

Paląc, odpisałem na kilka smsów od siostry. Przecież nadal jestem dziewicą i właśnie spędzam czas  z kumplem.
Potem zadzwoniłem do Festera.
- Hej cioto. Jak to sie stało że spałem na trawie? – zapytałem, udając złego.
- A skąd mam wiedzieć. Ja obudziłem sie już w domu – powiedział. Zastanawiałem sie co pił albo ćpał.
- Dzisiaj w nocy to sie powtórzy. Wpadacie do mnie... Znaczy do Leo i chlamy.
- Hej, spoko pomysł. Przekaże chłopakom. A o której?
Zastanowiłem sie.
- Jakoś po 17, wbijajcie.
- No dobra. To do potem.
 - No, czekam – Zakończyłem połączenie i rzuciłem telefon na materac. Stanąłem w drzwiach balkonowych opierając sie o nie.
Założyłem dżinsy i zacząłem oglądać telewizje. Tak minęło następne kilka godzin.
Kończąc paczkę chipsów, usłyszałem że moja dziewczyna zbiera sie do wyjścia.
- Już wychodzisz? – zapytałem, oglądając teledysk.
- Tak. Laski są w centrum – Dziewczyna wzięła torebkę ze stołu i podeszła do kanapy. Wpatrzyla sie w telewizor.
- Widze maz bardzo ambitne plany na wieczór... – zadrwiła.
Uśmiechnąłem sie.
- Tylko nie wyrywaj żadnych lalusiów bo własnoręcznie ich zajebie.
- Kocham cie  - nachyliła sie nade mną, pocałowała i wyszła uśmiechając sie.
Ja też sie uśmiechnąłem.
Podłączyłem do laptopa głośniki, włączyłem DevilDrivera – The Mountain i poszedłem do kuchni przygotować sie na przyjście chłopaków.
W lodówce była wódka. Naszykowałem kieliszki, szklanki i zrobiłem troche kanapek.
Następnie przeszukałem szafki i wyjąłem na blat kilka paczek chipsów.
Wymachiwałem włosami i bawiłem sie  moim ESP. Takim samym jakie ma Michael Padget. Tylko ja niestety nie mam pieca w tym mieszkaniu.
Wyszedłem na balkon na fajkę. Dzien był jeszce młody, słońce świeciło choć było  już po 17. Samochód Leo stał pod balkonem. W sumie, to nawet ładne auto. Sam jej... ukradłem. Tylko nie w moim stylu.
Obserwowałem co dzieje sie na mieście. Ludzie wracają z pracy, małolaty idą na imprezy, w końcu jest piątek.
Wyrzuciłem niedopałek na dół i wróciłem do mieszkania. Łaziłem chwilę, myśląc właściwie o niczym. Zastanawiałem sie tylko za ile przyjdą chłopaki.
Fester przyjechał pod kamienicę moim Subaru. Ale ja nie mówiłem że mogę tu nocować.
Kiedy tylko weszli, w mieszkaniu zrobiło sie głośniej od ich śmiechów. 
- Fester, ty samochodem przyjechałeś? – zapytałem choć znałem odpowiedź.
- No, a co? – zapytał, nie wiedząc o co chodzi. Niko i Ross juz usiedli na kanapie.
- Leo wróci w nocy, nie możecie tu spać – wytłumaczyłem.
- Hmm... – Fester jakby sie zdziwił – To sie taksówke zamówi. Po problemie – powiedział i dołączył do kumpli.
Ja akurat szedłem do kuchni.
- Bullet, dawaj alko! – krzyknął Ross.
- Zaraz przychlaście – mruknąłem biorąc talerz z kanapkami i wódkę w drugą ręke.
Zaniosłem to do salonu.
- Oo, jest i strawa – Fester zacierał ręce.
- Jeszcze nie wszystko. Kieliszki i chipsy – powiedziałem wracając do kuchni.
Gościliśmy sie  w salonie, oglądając teledyski na mtv i gadając o głupotach. Kiedy zrobiło sie ciemniej a Fester już sie wstawił, zaczął udawać dziwkę i tańczyć. Nie zapłaciłbym za taką rozrywke ani grosza.
Kiedy tak tańczył na niewidzialnej rurze, wyszliśmy z Niko na balkon.
- Chyba sie najebał – powiedział chłopak.
- Heh, chyba – zaśmiałem sie.
- No, ja chyba nie chce żeby on prowadził – powiedział Niko odpalając szluga.
- Coś wykminie, nie sraj – zrobiłem to samo i zamyśliłem sie. Ale wiedziałem że nic nie wymyśle. Mam tylko ich, żadnych więcej kumpli.
Muzyka dudniła a my patrzyliśmy na krajobraz przed nami. Widać było Lublin oświetlony latarniami.
- Ładny widok – powiedziałem.
- No, całkiem – powiedział Niko. W tej samej chwili usłyszeliśmy jak ktoś sie krztusi.
Domyśliłem sie że to Fester i jak to sie skończy.
Zanim wróciliśmy do salonu, padło już „Kurwa!” i usłyszałem śmiech Rossa.
Jednak mi nie było do śmiechu.
Fester leżał brzuchem na podłodze w kałuży własnych wymiocin.
Byłem pijany... Miałem wyjebane na wszystko... Ale to mnie ruszyło.
- Ja pierdole... – Staliśmy chwilę w ciszy, patrząc czy kumpel wstanie czy nie ma zamiaru.
- Yo, żyjesz? – Poruszałem nim nie zwracając uwagi na żygi i smród co było cholernie trudne.
Bełkotał coś po swojemu.
- Kurwa... – Pocierałem twarz ze zdenerwowania – Chłopaki, weźcie go zanieście do wanny. Ja tu posprzątam.
- Serio? – zapytał Ross.
- Przecież go kurwa nie położę na kanapie w takim stanie! – Burknąłem i poszedłem do kuchni po jakąś ścierkę.
Posprzątałem i wypiłem kolejny kieliszek wódki. Ja mogłem, Fester już dzisiaj nie pije. Nie wiem nawet czy byłby w stanie.
- Śpi jak trup – powiedział Ross gdy wrócili z Niko z łazienki.
- Ile on wypił? – zapytałem wycierając ręką usta.
- Za dużo, nie liczyliśmy – odparł Niko.
- Ale tu jebie – powiedziałem padając na kanapę. Na telewizorze wyświetlała sie godzina 1. Leo właśnie do mnie zadzwoniła.
- Ani słowa – ostrzegłem chłopaków i odebrałem – Cześć kotku, jak tam zabawa?
- Zajebiście! – krzyknęła. Słyszałem głośną muzykę i jej spity głos – A wy, żyjecie?
- Tak, żyjemy – powiedziałem i sam palnąłem sie ręką w czoło.  Chłopaki cicho sie zaśmiali.
- Niedługo wracam, pościel łózko – powiedziała i sądząc po odgłosach, wlała w siebie kieliszek wódki.
- Tak skarbie – powiedziałem i rozłączyłem sie.
- Niedługo wraca, musicie sie zbierać – powiedziałem odkładając telefon na kanape. Podłoga jeszcze blyszczała ale była na szczęście czysta. Śmierdzialo ale może Leo nie zauważy. Albo jest w podobnym stanie jak Fester.
- Spacerek będzie – Niko klepnaął Rossa w plecy  -  Wytrzeźwiejesz.
- Ty też – droczył sie Ross.
- Ja spać ide, dzięki że wpadliście – pożegnałem sie i wzrokiem odprowadziłem kumpli do windy.
- Daj rano znać jak z Festerem – powiedział Niko zanim zamknąłem drzwi.
Bez zbędnych ceregieli rozebrałem sie i poszedłem spać.
Nawet nie zauważyłem kiedy Leo wróciła. Rano obudziłem sie już u jej boku. Śmierdziała wódką ale jej tego nie powiedziałem.
Jej ciemne włosy rozrzucone były na moim prawym ramieniu. Objąłem ją we śnie, gdy tylko położyła sie obok.
- Dzień dobry – wymruczałem, zbliżając swoją twarz do jej.
Spała. Tylko lekko uniosła kąciki swoich ust.
Uśmiechnąłem się i usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy. Mrugając nimi, jak co rano spojrzałem na balkon. Słońce oświetlało miasto.
- Eh... zaraz trzeba sie zbierać – Nieprzyjemna myśl plątała mi sie po głowie.
Wstałem i boso poszedłem do kuchni zrobić kawę. Ja czułem sie dobrze, ciekawe jak tam Fester.
Jeden kubek trzymałem w ręce, drugi zostawiłem na blacie. Zapach kawy zawsze budził Leo, nawet skacowaną.
Zapukałem cicho do naszej małej łazienki.
Coś uderzyło o wanne. Zapewne łokieć Festera. Wszedłem, uśmiechając sie.
Gramolił się, zapominając jak sie wstaje. Opierał się rękami o brzeg wanny myśląc „Co tu sie kurwa dzieje...”
Stałem przed nim z uśmiechem na ustach. W myślach zaśmiewałem sie do łez.
- Co kurwa cieszysz jape? – wybełkotał. Jego oczy wciąż wyglądaały jakby był pijany, nie puszcze go do domu w takim stanie. A sam musze już spadać.
Zaśmiałem sie.
- Chodź do kuchni, zrobię ci kawy – powiedzialem, opuszczając pomieszczenie.
Jakieś 20 minut później, już ubrany i odświerzony, podnosiłem swój plecak z podłogi. Leo właśnie ogarniała się przed lustrem a Fester modlił sie nad kubkiem kawy. Dla niego to będzie ciężki dzień.
- Było powiedzieć że chcesz zimną. Dodałbym lodu – rzuciłem stając w drzwiach do kuchni.
- Kurwa, Bullet – mamrotał, pocierając twarz i wory pod oczami – Jak to sie stało?
- Siebie pytaj, czy ja wyglądam jak twoja matka żeby cie pilnować... – mruknąłem, chodząc w kółko po salonie. Czekałem aż Leo dokończy sie malować. Nie chciałem jej preszkadzać a bez całusa sie stąd nie ruszam.
- Ile ja wypiłem? – usłyszałem, wgapiając sie wlustro. Obserwowałem jak moja dziewczyna maluje usta.
- Fchuj – wyszeptałem z uśmieszkiem. Leo cicho sie zaśmiała, Fester nas nie słyszał.
- Odwioze go, idź już – powiedziała, po czym dała mi lekkiego całusa. Odrobina czerwonej szminki została na moich wargach.

Wyszedłem z mieszkania. Idąc korytarzem, narzuciłem kaptur na głowę. 

Cześć. Przepraszam was za tak długą nieobecność. Wstawiam rozdział i mam nadzieje że jeszcze to czytacie :)

środa, 10 sierpnia 2016

9. You, Bullet. You are my everything

Na jednym sms od Leo, zaraz odpisze. Na drugim... kurwa.
Zadzwoniłem do mamy.
- Dzwoniłaś – powiedziałem kiedy odebrała.
- Tak, za ile wracasz? Musze zaraz wyjść – wyczułem że śpieszy sie do pracy.
- Wiesz, zostane jeszcze u Festera. Troche wczoraj odlecieliśmy – Ha... znaczy ja. I to bardzo.
- No dobra, klucz tam gdzie zwykle.
- OK. Trzymaj sie – powiedziałem, kończąc rozmowę.
Westchnąłem, padając na oparcie.
Spojrzałem na swoją ręke. Nie wiem czy powinienem odwijać ten bandaż ale ciekawiło mnie jak to wygląda pod nim.
Bolało ale już mniej niż wczoraj.
Napisałem sms do Leo.
„ Cześć. Wstałem. Śniłaś mi sie J
Zdjąłem przepoconą i zakrwawioną koszulkę. Rzuciłem ją na kanapę i odczytałem odpowiedź Leo.
„ Mam nadzieje że to był ładny sen”
Automatycznie sie uśmiechnąłem.
„Przepiękny”
Wstałem i znalazłem w szafce czystą białą koszulkę. Wczoraj musialem też zgubić gumkę do włosów. Dopiero teraz zobaczyłem że są rozpuszczone.
Nie wiedziałem co robić. W sumie chciałem spędzić tu cały dzień, odciąć sie na troche od wszystkiego.
Ale... kawy  tu nie ma a bardzo by sie przydała.
Narzuciłem na siebie czarną bluze i wsiadłem do auta Leo.  Czekała mnie przejażdżka do Lublina.
Jadąc przez to odludzie, dostałem kolejny sms od Leo.
„ Wieczorem masz mieszkanie dla siebie. Ide do Olgi”
A, jakaś jej kumpela... Fajnie, to ja zaprosze chłopaków.
Uśmiechnąłem sie. Mamo, dzisiaj też nocuje u kolegi.
Uśmiechnąłem sie. Jestem wrednym kłamcą ale to dlatego że mam zajebiste życie.
Ha... teraz tak uważam. Wczoraj było co innego.
Zblizała sie jedensta kiedy stałem na światłach w centrum Lublina.
Długo szukałem miejsca parkingowego. Rozglądałem sie, jadąc ulicą.
Po niezbyt krótkim czasie, zaparkowałem auto. Do ulubionej  kawiarni musiałem kawałek przejść.
Zamknąłem auto i narzuciłem kaptur na łeb. Jestem w końcu poszukiwanym przestępcą. Nawet bez kolczyka w wardze ktoś mógłby ie zorientować.
Hmm... czy to nie dziwne że w słoneczny dzień ide w bluzie z kapturem? Słońce grzeje, upał...
Tak, dziwne ale gdyby zobaczyli moją ręke to już by sie podniósł alarm.
Idąc ulicą zapewne zwracałem na siebie uwagę, dlatego szedłem dość szybko.
Dobiłem do drzwi kawiarni.
W środku podłoga wyłożona była zielonymi i kremowymi płytkami. Ściany były jasne a przez duże okno do środka wpadało słońce. Niewiele osób siedziało tam o tej porze dnia.
Podszedłem do kasy, obsługiwała mnie młoda dziewczyna o ciemniejszej karnacji i hiszpańskiej urodzie.
- Kawę i kawałek sernika proszę – powiedziałem, zmuszając sie do uśmiechu. Tylko moje usta widać było spod nisko zarzuconego kaptura.
Dziewczyna zrealizowała zamówienie i ze względu na swój ładny wygląd dostała kilka złoty ekstra.
Szybko wróciłem do samochodu. Stojąc na parkingu, piłem kawę słuchając muzyki.  Sernik jadłem jadąc do mieszkania Leo.
Byłem tam po krótkim czasie. Zaparkowałem pedalski samochód i wysiadłem.
Postanowiłem spędzić dzień poza domem.
Oparłem sie o ścianę i poinformowałem mamę że nie wracam na noc.
Była zdziwiona, zmieszana, może podejrzliwa... ale w końcu sie zgodziła.
- Halo? – zawołałem wchodząc do mieszkania.  Leo wychyliła się z sypialni. W crop topie z logiem Adidasa, szortach i tenisówkach. I rozpuszczonych wyprostowanych włosach w jakich jej jeszcze nie widziałem. Wyglądała inaczej.
- Coś ty zrobila z włosami? – prychnąłem głośno, uśmiechając sie.
- Yy... nic – wyszła do mnie – Wyprostowałam tylko.
Przytuliła mnie, głaszcząc po plecach. Wiedziałem że patrzy na ręke.
Zdjąłem bluzę i pokazałem jej to co chciała zobaczyć.
- Nie jest źle, przywykłem do tego że ktoś chce mnie zabić – powiedziałem, chcąc dodać jej otuchy. Ale nie wyglądała na podbudowaną.
- Wiesz że nie chce cie stracić – powiedziała.
- Nie bój sie, jestem i zawsze będe – powiedziałem, rzuciłem bluzę na sofę i poszedłem do sypialni. Usadowiłem sie na materacu i włączyłem naszego białego laptopa.
Leo jadła kanapki, ja sprawdzałem fejsa... było tak zwyczajnie.
- O której idziesz do Olgi? – zapytałem.
- Koło 16, a co? – odpowiedziała, dając mi gryza kanapki.
- Bo chce zaprosić chłopaków - rzekłem, przeżuwając.
Leo tylko sie uśmiechnęła.
Kiedy skończyła jeść, odłożyłem laptopa. Patrzyłem na nią, chociaż tego nie widziała.
Wsunęłem ręke pod jej szyję, odwróciłem jej głowę i pocałowałem śliczne usta.
Uśmiechnęłą się, widząc radość w moich oczach.
- Heh... wariat -mruknęła, kładąc głowę na moim ramieniu.
Oparłem swój łeb o jej i przez chwilę tak leżeliśmy w ciszy.
- Wrzucimy dzisiaj na luz? – zapytała, jakby zasypiała.
- A co chcesz robić? – zadałem pytanie, tym samym tonem głosu.
 - Leżeć tak cały dzień – powiedziała rozbawiona.
- Możemy, co mamy do roboty – zaśmiałem się i włączyłem muzykę na laptopie. 
Myślałem chwilę.
- Możemy na przykład... – powiedziałem wstając. Wróciłem zaraz z kasa którą wyjąłem z kieszeni.
- Wydać ten hajs – powiedziałem, rzucając jej cały plik banknotów.
Mruknęła coś, uśmiechając sie.
- Co? – zapytałem, nachylając sie nad nią.
- Ty bank obrabowałeś? – zapytała.
- Nie,  centrum handlowe – rzuciłem z ironią w głosie.
Usiadłem obok niej i jeszcze raz użyłęm laptopa. Pewnie gdzieś już coś piszą.
Powiedziałem po chwili do Leo „Kochanie, jestem sławny”.
Zerknęła na ekran.
Na jakimś serwisie informacyjnym znalazłem artykuł. „The Bullets okradli centrum handlowe”.
Były zdjęcia rozwalonej szyby, zdewastowanego wnętrza galerii i oczywiście moja fota.
- Heh... Powinniśmy wydrukować to zdjęcie – Rzuciłem. Na zdjęciu  wyszedłem całkiem przystojnie.
- Bullet... – powiedziała – Czasami chciałąbym żebyś z tym skończył.
- Ja też – powiedziałem obojętnie – Ale sie nie da.
Przytuliła sie do mnie.
- A jakbyśmy tak zniknęli? Na zawsze? Przecież możemy.
Odetchnąłem.
- Ale Leo, ja mam tu rodzine – powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy – Nie moge, nawet jeśli bardzo bym chciał.
Wyszła bez słowa do kuchni. Gapiłem sie na jej dupe.
Myła naczynia kiedy wszedłem i objąłem ją od tyłu.
- Naprawde nie możemy – szepnąłem jej do ucha i złożyłem pocałunek na karku – Ty też masz tu rodzine. I całe życie.
Odwróciła sie.
- Ale ty, ty Bullet jesteś dla mnie wszystkim – powiedziała, całując moje usta.
Objąłem ją i posadziłem na blacie. Wtuliłem głowę w jej cycki. Myśli w mojej głowie sie biły. Moglibyśmy uciec... ale to ja jestem za słaby żeby zostawić bliskich.
- Kocham cie, jesteś najseksowniejszą laską jaką widziałem – powiedziałem, ciągnąc zębami jej crop top. Odsłoniłem jej ciemny stanik.
- Co ty wyprawiasz? – zaśmiała sie. Chyba dotyk mojego podbródka na jej piersiach ją onieśmiela.
- Kocham cie – powiedziałem całując jej cycki i czując jak ciśnienie mi wzrasta.
Wierzgaliśmy w pościeli, oświetleni słońcem wpadającym przez balkon. Leo głośno krzyczała i śmiała sie.
W końcu, po paru minutach opadłem na materac i sięgnąłem po moją koszulkę która jakimś cudem wylądowała aż na balkonie.
- Ja pierdole... – usłyszałem Leo, stojąc w samych bokserkach i tshircie na balkonie.
- What? – zapytałem, odpalając fajke. Moje włosy rozwiewał wiatr i wpadały mi w oczy.
- Nic – zaśmiała sie – Po prostu już nie mam głupich myśli.
- Jakich? – zdziwiłem się i odwróciłem głowę w jej stronę.
- Bo sie kochamy i nic tego nie zmieni -  powiedziała głośniej. Tak, szybki numerek zawsze odpędza durne myśli.

Uśmiechnąłem sie. Wiem co robić kiedy zaczyna rozmowę na tematy którego nie lubie. A „ucieknijmy razem” to jeden z nich. 

Cześć. Witam was pod koniec wakacji :) Mam nadzieję, że wasze był udane :) 
W końcu zebrałem się aby napisać rozdział. Ostatnio prawie wogóle nic nie pisze. Cały czas spędzam nad gitarą i robieniem muzyki, ale mam nadzieje że jeszcze to czytacie :)

niedziela, 17 lipca 2016

8. How the fuck i ended up on the grass?

- Zdechniemy w pierdlu... – Niko już łkał. Typowy pedał.
- Zamknij sie! – krzyknąłem i z bronią gotową do strzału, wykopałem drzwi.
Strzeliłem w szybę tamtego auta. Jednak,pasażer był ode mnie szybszy. Mężczyzna strzelił ze swojego pistoletu, trafiając mnie w ramię.
- Kurwa! – zawyłem a Glock wypadł mi z reki. Moja czarna bluza nabrała połysku od czerwonej cieczy.
Ross zaciągnął mnie do środka i wszyscy ukryliśmy sie za piecem.
Czułem łzy w oczach i pieczenie w okolicach rany. Sapałem troche ale jestem Bullet – nie dam sie zabić.
- Ja pierdole, zajebie skurwysynów! – Miotałem sie, adrenalina dawała mi siłe żeby sie zemścić. Jednak, Niko z Rosssem mnie trzymali.
- Uspokój sie, pedale! – krzyknął Niko.
- Wypierdalaj, geju jebany! – odepchnąłem go. To co powiedziałem brzmialo chujowo ale nikt nie będzie mnie nazywał gejem.
Oparłem sie o piec starając sie wymyślić jakiś plan.
- Ten piec sie, przydał, przynajmniej nas nie trafią – zaśmiałem sie choć to nie był dobry moment.
- Kurwa, piec! – powiedział Niko rzucając sie na mnie.
Zanim zaskoczony, zdążyłem zapytać o co chodzi, Niko z Rossem wypchnęli Marshalla z samochodu.
Moje dziecko.
Piec wypadł i uderzył w zderzak jednego z aut, zatrzymując je. Drugi wciąż za nami jechał ale chłopaki wyciągnęli broń i ostrzelali tamten samochód.
Na szczęście ludzie w nim mieli mniej sprawny refleks. Nie wyciągneli nawet broni a ich opona już została przebita.
Leżałem na podłodze, uciskając zranioną ręke.
- Ja pierdole – odsapnął Niko, siadając naprzeciwko mnie. Ross zamykał drzwi. Jakoś tak więcej miejsca sie zrobiło w samochodzie...
Chłopaki odrzucli pistolety i sapali. Atmosfera była przez chwile piekielna, wszyscy sie bali. Teraz można było odpocząć.
Podniosłem sie do pozycji siedzącej, czując jak przy każdym ruchu ramię piecze.
- Mój piec... – szeptałem.
- Co? – zapytał Niko.
- Wyjebałeś... padalcu... mój piec – szeptałem powoli, czując że mam ochote mu zajebać.
- Kurwa Bullet ten piec ocalił ci życie! – Niko starał sie mi wytłumaczyć.
Ale ja zawsze chciałem mieć duży piec. Taki jak ten.
- Phi... wisisz mi Marshalla – parsknąłem i zagapiłem sie w stronę Festera.
- Świr – odpysknął Niko.
- Zamknij dupe albo wypierd... – Krzyknął. Lecz moje ramie zabolalo i nie pozwoliło mi dokończyć.
- Kurwa, trzeba coś z tym zrobić – powiedziałem, zdejmując powoli bluzę.
Chłopaki mi pomogli.
Czułem sie osłabiony. Gapiłem sie na Festera nie chcąc patrzeć jak brudnymi palcami starają sie wyciągnąć kulę.
Nie za bardzo profesjonalnie, bolało jak cholera, krzywiłem sie... ale po kilku minutach  zawinęli ranę kawalkiem materiału który Fester znalazł w schowku.
- Żyjesz tam? – zapytał, odwracając sie do mnie.
- Tak, spoko – powiedziałem, siadając wygodniej – Uff... Za ile dojedziemy?
- Już prawie – odparł kumpel.
Chwyciłem gryf Corta którego ukradłem. Miał przetworniki z pentagramami.Chujowa gitara ale z wyglądu mi sie podoba. Skoro mogłem sobie taką wziąść to czego nie?
- Mamy nowe zabawki – powiedziałem do Festera, zmuszając sie do uśmiechu. Choć wcale sie tak nie czułem.
- Zauważyłem, prawie życiem je przypłaciliśmy – powiedział cicho.
- Daj spokój – westchnąłem. Jeszcze brakowało żeby on miał do mnie pretensje.
Już dawno wyjechaliśmy z miasta. Teraz dojeżdżaliśmy do placu pośrodku niczego. Znaczy... łąki są dookoła a do Lublina spory kawałek.
Czekał tam tir. Zmieniliśmy miejsce spotkania kiedy ogon sie pojawił.
- Dasz rade nam pomóc? – spytał Fester kiedy już zaparkował.
-  Poradzicie sobie? Nie jestem pewien... – powiedziałem tracąc jednocześnie swoją godność. Zwykle byłem nie do złamania ale dzisiaj jakoś opadłem z sił.
- Luz – Chłopak sie uśmiechnął.
Ekipa wypakowała rzeczy z samochodu. Odsunąłem sie, żeby nie przeszkadzać.
Zdrową ręką wyjąłem telefon z plecaka. Była prawie dziesiąta. Baby pewnie myślą że jestem z Festerem u niego i gramy na konsoli, pijemy...
Przypomniałem sobie że mam piwo w plecaku. O ile nie zbiło sie w tym całym zamieszaniu.
 Corona była cała. Otworzylem ją zapalniczką i wpiłem kilka łyków zanim chłopaki wrócili.
- A ten sie tu relaksuje – rzucił Niko – Zackey dzwonił, załatwił wszystko.
- Fajnie – powiedziałem i wypiłem następny łyk. Zackey miał sie zająć opłaceniem kilku skorumpowanych psów. Że niby nie było żadnego wypadku. Żaden piec Marshalla nie rozbil samochodu itd.
- Daj łyka – powiedział Fester. Podałem mu piwo i przesiadłem sie na przód samochodu.
Dokończył piwo, patrząc jak tir odjeżdża. Kase schowaliśmy w schowku, przeliczymy ją w naszej mecie.
- Gdzie dzisiaj śpisz? – zapytał Fester.
- Chyba w magazynie, nie wiem.
- Z taką ręką niestety cie do siebie nie zaprosze...
-  Wiem, mama w domu – powiedziałem. Musze jeszcze wymyślić co powiem rodzicom. Prawie nie moge ruszać prawą ręką.  Z gitarą narazie przerwa, oby tylko kilka dni trwały te utrudnienia.
Fester sie uśmiechnął i wypieprzył butelkę przez okno. Odpalił silnik a z radia od razu rozbrzmiała muzyka Megadeth.
- Jedziem liczyć hajsy – zawył radośnie. Bo dużo jest tego hajsu.
- Kupie sobie nowy piec – mruknąłem pod nosem chcąc zwrócić uwage Festera.
- Kurwa, Bullet – chłopak potarł nos – Masz Dimavery, naprawde spoko piec...
- Ale ten Marshall mi sie podobał!
- Ja pierdole... – Fester zrobił facepalm – Zginąłbyś gdyby nie ten Marshall, zrozum!
Parsknąłem i zapatrzyłem sie w krajobraz za oknem. W nocy fajnie nam sie jeździ, jest klimat.  Zwłaszcza przy takiej muzyce.
Chłopaki śmiali sie z tyłu, ja jarałem i tak minęło  następne pół godziny. Dojechaliśmy właśnie do naszej bazy.
Znajdowaliśmy sie pod starym magazynem. Był nasz. Trzymamy tu samochody, towar... i ja tu czasami śpie.
Weszliśmy do środka, Niko zapalił śiwatło i naszym oczom ukazała sie dość duża powierzchnia buduynku. Na suficie wisiały jarzyniówki, konkretnie na belkach podtrzymujących dach.
Tuż obok drzwi garażowych stał mój drugi samochód.  Leo go kupiła, jest właściwie jej. Miętowo-zielony Opel Antara. Często jak chcemy gdzieś zniknąć, bierzemy to auto. Jest duże, można w nim spać i ... robić inne rzeczy.
Przeszliśmy między paletami ze skrzynkami pełnymi różnego świństwa na drugi koniec magazynu. Walnąłem sie na jedną z dwóch kanap które tam stały. Był też stolik i kilka pustych butelek po ostatniej posiadówie tutaj.
Chłopaki rozłożyli pieniądze na stoliku i zaczęli liczyć. Ja gapiłem sie na swój telefon, myśląc czy dzwonić do Leo. Chciałem usłyszeć jej głos.
Włączyłem wideorozmowę. Dziewczyna odebrała.  Zobaczyłem ją, już w samym staniku. Czyli idzie spać.
- Przszkadzam? – uśmiechnąłem sie.
- Nie – oparła głowę na ręce leżąc już na materacu – Film oglądam.
Jej włosy opadły na jedną część twarzy a odbicie mojej twarzy widniało w jej oczach.
- Słodko wyglądasz, tak na luzie... – Powiedziałem wiedząc że ją zawstydzam.. Mlasnąłem ustami –  Mało dzisiaj nie zginąłem – Pokazałem je ranę na ręce.
Dziewczyna sie ożywiła. Podniosla głowę i skupiła wzrok.
- Jezu, kotek... Jak to sie stało?
- Wyluzuj, jest ok – Wiedziałem że zacznie panikować. Cała Leo.
- Ale zakażenie może sie wdać. Serio mogłeś zginąć...
Przerwałem jej.
- Leo, żyje. Nie boli – „Prawie” dodałem w myślach.
- Weź ty uważaj – uśmiechnęła sie jakby ze współczuciem. Słodki widok.
- Wiesz że nie będe – pokazałem zęby, szczerząc sie do telefonu.
Leo sie zaśmiała.
- Spać ide kocie. Do jutra – posłała mi uwodzicielski uśmiech.
- Tak, do jutra – Pożegnałem sie, niepewny swych słów.
Ja nigdy nie wiem jakie będzie jutro i czy wogóle będzie. Czy będe Edytą czy Bulletem.
Językiem poprawiłem kolczyk i spojrzałem na chłopaków. Dzielili między nas zielone i żółte banknoty.
- Ile tego jest? – zapytałem.
- Koło 10 koła na  łeb. Kupisz sobie Marshalla – Ross sie uśmiechnął.
- Pierdol sie – Pokazałem mu faka. Miałem dosyć gadania o piecu który mi rozwalili.
Dobra, ocalił mi życie. Ale nie do tego był mi potrzebny.
- Jest tu jakieś piwo? – zapytałem.
- Chyba już nie – powiedział Fester, nie spuszczając wzoku z pieniędzy które przeliczał.
- Ide sie wyluzować – Wstałem z kanapy i podszedłem do zamykanej szafki która stała na podłodze. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem jednego z wielu skrętów. Sam je kiedyś kręciłem jak spać nie mogłem.
Wyszedłem na dwór. Chciałem w samotności skończyć w końcu ten dzień.
W białym papierku mieścil sie jeden z mocniejszych towarów jaki mieliśmy. Na zdrowie, Bullet.
Łaziłem po betonowym podwórku. Odpaliłem skręta.
Pamiętam że stałem na betonie, tuż obok łąki.
A potem widziałem jakiś las. I Leo w białej sukience. Tak, mam zwidy. Leo nie nosi sukienek. Jest na to za ostra.
Wiedziałem że to ona lecz miała dłuższe o wiele włosy. Opierając sie o powalone drzewo, miotała nimi jakby w slow-motion.
Uśmiechała sie do mnie, kusząc. Gdybym coś miał to by mi stanęło.
Była mocno pomalowana, jak ostatniej nocy.
Jej obraz przyciągał moje oczy. Wiedziałem że to nie jest naprawde ale chciałem do niej podbiec, zerwać tą białą sukienke i leżeć z Leo na tym drzewie.
Usłyszałem własny oddech.
Obraz zniknął.
Przestraszyłem sie.
- Leo? – zapytałem w przestrzeń.
Aha... wiem o co chodzi.
Siedziałem na trawie, po mojej lewej był magazyn.  Świeciło słońce.
Zdezorientowany, rozglądałem sie wokół. Mrużyłem oczy które sie kleiły.
Parsknąłem, przecierając twarz ramieniem.
- Jak ja kurwa skończyłem w trawie? – pomyślałem wstając. Było to trudniejsze niż zwykle, bałem sie żeby nie upaść na prawą ręke.
Powędrowałem do magazynu. Nie wiedziałem która jest godzina, czy ktoś do mnie dzwonił... ani gdzie są chłopaki bo w środku ich nie było.  Na stoliku leżała moja kupka pieniędzy i dodatek od Niko, na karteczce napisał że to za piec. Dorzucił mi dwa tysiące.

Usiadłem na kanapie i sprawdziłem telefony. Było po godzinie 10.

Cześć. Podoba wam sie rozdział? Troche sie porobiło, ale akcja idzie w dobrym dla Bulleta kierunku :)


sobota, 16 lipca 2016

Liebster Award

Cześć. Zostałem nominowany do Liebster Award przez http://mojezycioweopowiadania.blogspot.com/.
Nominuję jednego bloga, jest to http://cenachwaly.blogspot.com/. Pytania podam pod swoimi odpowiedziami ;)




1. Jak się czułeś/aś zakładając bloga?

Szczerze, nie pamiętam. Dawno temu zacząłem swoją przygodę z blogowaniem.
2. Jak się czułeś dodając pierwszy post, a jak dodając najnowszy?

Hmm... Przy pierwszym miałem nadzieję na rozpowszechnienie się bloga. Przy najnowszym, powoli ją trace :)
3. Jesteś Optymistą czy Pesymistą?

Optymistą, zdecydowanie.
4. Co sądzisz o moim blogu?

Jest ciekawy. Nie w moim stylu, ale ciekawy :)
5. W jakim celu założyłeś bloga?

Żeby dziellić się z ludźmi swoimi opowiadaniami
6. Czy zgadzasz się z tym cytatem?

Jak najbardziej ;p
7. Kiedy założyłeś pierwszego Bloga?

Dawno temu. Jak miałem 15 lat, mam 21
8. Czy zgadzasz się z tym, że blog jest dla bloggera jak dziecko?

Tak. Dbasz o niego jak o potomka :)
9. Jakim jesteś człowiekiem?

Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów.

Odpowiem po protu:uczicwym,dobrym,szczęśliwym.
10. Ile masz blogów i z iloma współpracujesz?

Mam trzy blogi, współpracuje z jednym
11. Jakich blogów nie lubisz?

Pisanych na siłe i przez osoby bez wyczucia i talentu. Takie "dla fejmu" i "o,nudzi mi sie. Założe bloga"




Pytania dla CenaChwały:
1. Kto jest twoim idolem i wzorem do naśladowania?
2. Jakiej muzyki słuchasz?
3. Podaj jedną swoją cechę.
4. Co cię skłoniło do pisania bloga?
5. Co sądzisz o dzisiejszej modzie i stylach ubierania się?
6. Czy chciałabyś wrócić do czasów bez technologii i zjebanych ludzi?
7. Co sądzisz o ludziach wyróżniających się typu, emo,metal,goth?
8.  Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie ze szkoły?
9. Umiesz grać na jakimś instrumencie?
10. Jakie jest twoje największe marzenie?
11. Jaki masz styl ubierania się?

piątek, 8 lipca 2016

7. Gametime

- Który dzisiaj? – zapytała uśmiechając sie. Nie, nie była na mnie zła. Przywykła.
- Drugi – powiedziałem.
Kiedy poszła, ja dalej paliłem. Tak, a połowa paczki sama sie opróżniła. Bullet, ty kłamco.
Bawilem sie kostką trzymaną w palcach. Zgasiłem szluga i wróciłem do domu.
Pomagałem ammie rozpakować zakupy.
- Wiesz, jade koło 20 do kolegi. Zostaje na noc... – powiedziałem, wyjmując pieczywo z siatki.
- Do tego co zawsze? – zapytala moja mama.
- Tak. Filmy pooglądamy, na kosoli pogramy, wiesz...
- Ale rano wrócisz?
- Tak, jasne – powiedziałem odwrócony do niej plecami. Nie zobaczyła że mam niepewny wyraz twarzy. Jak zawsze przed akcją – tak naprawde nie mam pojęcia.
Niby jestem niepokonany... Ale zawsze jest jakieś ale. Jakiś marginez błędu który może zostać przekroczony. Policja, mafia, nasi przeciwnicy... Tak naprawde w każdej chwili moge zostać zabity albo aresztowany.
Wybiegłem z domu, czując napływ złości.
Nie chce ich narażać: mamy, Ewy... ale nie moge inaczej. Sam wybrałem takie życie i już nie ma odwrótu.
Chodziłem po dodze, kopiąc kamienie.
Uspokoiłem sie po paru minutach. Wróciłem do domu i ignorując dziwne spojrzenie rodzicielki poszedłem na taras. Położyłem sie na huśtawce, chcąc pobyć sam. Czułem na plecach leki powiew wiatru, chowając twarz w dłoniach.  Dziwne było zmęczenie które czułem. Nie chciało mi sie spać, to raczej chęć wycofania sie z życia.
Może kiedyś przyjdzie dzień że nie wróce do domu?
Oh, zamknij sie Bullet...
Ewa obudziła mnie koło 16. Kiedy sie podnosilem, plecy strasznie mnie piekły. Kurwa, właśnie znalazłem wadę pory roku jaką jest lato... Nie zasypiać w dzień na dworze.
Wszedłem z siostrą do jej pokoju. Akurat jadła pomidorową.
Przytuliłam sie do niej.
- A tobie co? – zapytała, uśmiechając sie. Przywykła do czułości z mojej strony ale tym razem sie zdziwiła.
- Kocham cie – Poiwiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Heh, spadaj – zaśmiała sie w wpatrzyła w telewizor.
Kiziałem jej blond włosy, leżąc obok niej.
Naprawde, mam dzisiaj przeczucie że coś pójdzie nie tak.
Wpół do ośmej wzrosło mi ciśnienie. Wyszedłem na fajke, ubrałem już czarny tshirt i do kieszeni spodni włożyłem mój kolczyk.
Słońce niedlugo sie schowa a demon zostanie uwolniony. Już zobaczyłem w swoich oczach ten błysk który tak uwielbiam.
Wysoki płomień zapalniczki odpalil koniec Marlboro.
Mama z Ewą siedziały u niej i oglądały film. Ja wyjąłem z mojej wersalki butelkę Corony.
Wypiłem ją szybko, chcąc by alkohol zadziałał. Nie mogłem w stanie totalnego wkurwienia i denerwowania jechać obrabiać sklep.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w takim stanie. Naprawde, mam złe przeczucia odnośnie tej nocy.
Mój czarny plecak z naszywkami BFMV leżał gotowy na wersalce. Było tam kilka magazynków do broni, pistolety, dwa piwa, kamizelka kuloodoporna i mały netbook.
Pod mój dom podjechała dwuosobowa sportowa Honda. Pomalowana w ciemno-niebieski mat, srebrne felgi i przyciemniane światła.
Domyśliłem sie że to po mnie gdyż za kierownicą siedział Zack.
Chwyciłem plecak i szybko wybiegłem z domu.  Wkurwienie nie pomagało. Nie chciałem żegnać sie z dziewczynami., Bałem sie że to mogłoby być ostatnie pożegnanie.
Ta  fura była pedalska – idealnie dla Zacka. Alkohol we krwi pomógł mi sie z tego śmiać.
Wpakowałem sie do auta.
- Siema, ready? – zapytał Zackey. Denerwował si napewno mniej niż ja gdyż uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- As fuck – powiedzialem wkładając kolczyk w wargę i wyjmując spod swojego tyłka czarną bluze Bulletów.
Niestety, jechaliśmy słuchając jakiejs techniawki. Napewno nie pomogło mi to sie wyluzować. Zackey zobaczył że jestem podchmielony i najzwyczajniej w świecie śmiał sie z tego.
Nałożyłem kaptur na głowę i zasmradzając samochód, paliłem papierosa. Czułem że moje ciało lekko drży. Serio, coś sie dzisiaj stanie. Tylko nikt z nas nie wie co.
Po jakimś czasie zajechaliśmy już na tyły  kamienicy. Nieopodal znajdowało sie centrum handlowe. Spotkaliśmy sie z resztą ekipy  czyli Festerem, Rossem i Niko.
Fester opierał sie o naszgo vana i chlał. Obok niego stał Ross, znaczy Daniel.  Jest w wieku Niko i , ma 22 lata.  Ma krótkie czarne włosy i zarost wokół  ust. Jest typem lovelasa i kobieciarza, lubie laski na jedną noc i zioło.
Stal tam w białych butach, szarych dżinsach i kolorowej bejsbolówce. Był chudynm gościem i serio przystojnym. Tak troche jak Zackey – wkurzał mnie bo nie pasował do mnie i Festera.
A Niko – ha... Niko jest...dziwny.  W tej ekipie tylko ja i Fester jesteśmy normalni. Niko ma włoski ułożone, zawsze szarmancki uśmieszek i wzrok zawieszony na przystojnych chłopcach podobnych do niego. O jego orientacje z Festrem nie musieliśmy sie nawet kłócić bo sam nam powiedział.
- Siema przychlasty – rzuciłem, patrząc na Festera. Dziwnie wyglądał, jak metal w gejowskim klubie. Mam z nich beke ale są moimi jedynymi przyjaciółmi.
-Elo – odpowiedzieli.
Zmierzyłem ich wzrokiem.
-  Gdzie broń? – zapytałem Festera.
- Zapakowana – powiedział, stukając w vana – Musimy jechać, transport zaraz tu będzie.
Obrobimy centrum handlowe, wrzucimy skradzione rzeczy do tira który zaraz przyjedzie i pójdziemy pić – co może pójść nie tak i co powoduje to dziwne uczucie we mnie?
Fester wskoczył na miejsce kierowcy,  a my z chłopakami siedzieliśmy z tyłu. Siedzenia z tyłu wyrzuciliśmy żeby móc tym vanem wozić towar.
Po ok. 2 minutach jazdy zbliżaliśmy sie już do galerii. Wejście było duże i szklane. 
- Wbijamy – wyszeptałem, trzymając już klamkę od drzwi. Zawsze jestem gotowy minute przed akcją.
Nie zwalniając, samochód wjechał do budynku. Autem troche wstrząsnęło kiedy przebiło sie przez szkło.  Ogromna szyba rozprysła sie w małe kawałeczki kiedy my już jechaliśmy przez pasaż.
Muzyka Bullet For My Valentine rozbrzmiewała kiedy otworzyliśmy drzwi i wyskoczyliśmy z samochodu.
- Mamy dwie minuty, ruchy! – krzyczałem niue oglądając sie za Festerem który pojechał już na drugi koniec galerii.
Alarm wył ale ja byłem pewny siebie.
Szybko rozbiegliśmy się po budynku łapiąc wszystko co może sie przydać. Niko wziął na cel jakiś sklep z elektroniką i zaopatrzony w duży wózek miał zabrać jakieś większe sprzęty. Ross był tu aby sprzątnąć biżuterie ze stoisk które Fester rozwalił samochodem gdyż stały wprost na jego drodze. Ja... ha, ja brałem rzeczy dla siebie.
Mineło około pół minuty kiedy zwędziłem kilka ciuchów z jakiegoś  sklepu i wybiegłem na główną alejke. Słyszałem krzyk, jakieś „Kurwa!”. Jakby Niko ale to nie mój problem.
Sapałem, biegłem do następneo sklepu po drodze zbierając pieniądze które walały sie na podłodze. Setki, dwusetki... pewnie z kas od biżuterii, Fester je także rozwalił.
Włożyłem do plecaka około tysiąca gotówką i wszedłem do następnego sklepu. Zawinąłem kilka następnech ciuchów i musiałem zbierać sie do spadania z tego miejsca.
Biegnąc przez aleje zebrałem więcej gotówki. Czułem adrenaline, było jej pełno w moim ciele. Ale lubie to, daje kopa.
Spotkałem sie z chłopakami. Niko taszczył zapakowany wózek – jakieś telewizory, sprzęt audio... i słuchawki. Kilka pudełek.
- Na chuj ci to gówno?! – krzyknąłem chcąc przebić sie przez hałas dookoła.
- Sam kurwa nie wiem! – zaśmiał sie.
- Brać tylko to co sie sprzeda – pomyślałem z pogardą. Te słuchawki sie nie sprzedadzą. Drogie ale nie wiem czy ktoś to kupi.
- Zawijam – powiedziałem i zabrałem mu z wózka jedno pudełko Monster Beats.
Wsadziłem do plecaka. Troche sie zmęczyłem bo cały czas biegliśmy ale przed sobą widziałem już nasze auto. Fester siedział w środku, tylnie drzwi do vana były otwarte.
- 20 sekund! – wydarł sie.
Jesteśmy punktualni a znamy tutejszą policje. Jak za jakąś minute sie stąd wystarczająco nie spierdolimy to będe grać więziennego bluesa na moim Jacksonie.
Chłopaki już pakowali towar, jednak ja oddaliłem sie na chwilę.
-Ej, gdzie Bullet? – zapytał Niko Rossa.
- Był... tutaj – Chłopaki zdziwili sie, odkrywając moją nieobecność.
Nagle pękła szyba w sklepie niedaleko którego zaparkował Fester.  Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Wyjechał stamtąd duży wózek, taki jakim Niko obrabował sklep z elektroniką.
Jednak na tym był piec Marshalla. Dwie gitary – Ibanez RG42 i Cort EVL Z2.  I kilka kabli.
- Co ty odpierdalasz? Musimy spadać! – krzyczeli, siedząc już w aucie.
- Znasz mnie – zaśmiałem sie, wpychając z pomocą Rossa piec do auta. Nie wiem gdzie my sie teraz pomieścimy. Będzie ścisk.
Wyjechaliśmy z budynku z kilkunastosekundowym opóźnieniem.
Siedzialem w ocnym ścisku między piecem a telewizorami. Niko ciasnął sie wprost przy mojej cipie trzymając nogi na Rossie.
- Wygodnie wam tam? – śmiał sie Fester, paląc szluga.
- Fchuj – parsknął Niko – Co ci strzeliło do głowy?
- Nie wiem, musiałem je mieć – powiedziałem opierając sie o piec. Byłem padnięty i zaniepokojony.
Zadzwonił telefon Festera, po chwili chłopak oznajmił nam że musimy sie śpieszyć bo nasi klienici już czekają.
Zapadła chwilowa cisza. Przerywał ją tylko dźwięk silnika.
I to nie naszego co zauważyli wszyscy.
Zerwaliśmy sie, na tyle na ile pozwalał tłok. Przez tylnią szybe zauważyłem jakąś osobówke jadącą za nami.
- Mam złe przeczucia – powiedziałem, wyglądając zza kaptura. W aucie były dwie osoby. I nie wyglądali na pierwszych lepszych jadących za nami gości.
- Tajniaki?
- Strzelaliby...
- Może czekają?
- Ja pierdole, wpadliśmy...
- Mordy w kubeł! – wydarłem sie, sięgając za siebie po mojego Glocka. Zamieszanie narastało ale moja ekipa pojęła że czas zaczac ostrzał. Tyma bardziej że widziałem że w samochodzie za nami też trwa jakieś zamieszanie. Zobaczyli że ogarneliśmy.
Miałem już otworzyc drzwi i rozwalić im szybe. Ale zobaczyłem że pojawił sie drugi samochód.
Ciśnienie mi wzrosło.
- Kurwa... – wyszeptałem. Wiedziałem że coś pójdzie nie tak.

Cześć. Jak podoba wam sie rozdział? i jak mijają wakację? Piszcie w komentarzach, następny rozdział już niedługo 


niedziela, 26 czerwca 2016

6. Jam session

- Kotku... już piąta. Zaraz masz autobus... – szeptała, kiziając mój policzek na którym walały sie pozlepiane włosy.
- Ehm... – jęknąłem jeszcze śpiąc. Nie dotarło to do mnie. Dopiero po kilku sekundach.
- Kurwa! – Gwałtownie otworzyłem oczy.
Jak nie będe w domu za godzine, wszystko co mam sie rozjebie.
Szybko wygramowiłem sie spod kołdry. Zebrałem wczorajsze ciuchy z podłogi, wyrzuciłem kolczyk gdzieś na materac i w największym pośpiechu sie ubrałem.
Włożyłem snapa który walał sie w kącie i miałem już wychodzić. Jednak, zobaczyłem skąpaną w porannym słońcu twarz Leo.  Wróciłem do niej, całując ją delikatnie.
- Do jutra – powiedziałem.
- Kocham cie – odparła.
Drzwi trzasnęły a ja sprintem popędziłem na dół. Jak ten autobus ucieknie to Fester będzie miał pobudke o piątej rano. A wiem jak to uwielbia, zwłaszcza kiedy jest z tą swoją dupą.
Słońce już zalewało ulice, to zaleta lipcowej pogody. I było nawet ciepło.
Zmęczyłem sie, ale zdążyłem wsiąść do autobusu zanim odjechał.
Włączyłem jakiś kawałek Escape the fate. Troche bałem sie że nie zdąże wrócić do domu na czas, ale rozluźniłem sie. Właśnie tym jest dla mnie metal – ucieczką i ukojeniem kiedy mam jakiś problem.
Tyllko dlaczego ja zawsze mam jakiś problem? Mam wyznaczone godziny, wszystko na czas, pewne osoby nie mogą wiedzieć o istnieniu drugich i tak dalej...
To denerwujące ale sam wybrałem takie życie. Do pewnego czasu było fajnie ale zaczęło mnie to męczyć.
Dzisiaj wieczorem będzie akcja z chłopakami. Znowu musze wcisnąć mamie kit że nocuje u kumpla.
Definicja mojego życia to na 100% kłamstwo.
Wysiadłem z autobusu i odpaliłem szluga. Akurat na przystanku koło mojego domu wsiadała koleżanka mojej babci. Starsza ale bardzo miła kobieta.
- O, Edytka. Co tak wcześnie na nogach? – zapytala z serdecznym uśmiechem.
- Tak jakoś – odpowiedziałem tak samo grzecznie choć „Edytka” brzęczało mi w uszach.
Pani Krystyna wsiadła do autobusu a ja ruszyłem w stronę domu. Żeby tylko nic  babci nie mowiła że ja sie włócze po nocy.
- Edytka... – śmiałem sie w myślach. Lepiej kiedy sie śmieje z tego niż rozwalam wszystko co jest pod ręką.
Zielone liście na drzewach i trawa wyglądają pięnie. Dlatego lubie łazić o tej porze.
Kiedy szedłem, w  uszach miałem dźwięk a przed oczami obraz wczorajszych wydarzeń. Dawno nie czułem sie z Leo tak dobrze.  Jest tak naprawde jedną z niewielu rzeczy kttóre trzymają mnie przy życiu.
Skręciłem w ścieżke która prowadziła do mojego domu. Dwa czarne diably... znaczy labradory wyczuły mnie z daleka.
- Zamknąć mordy – wysyczałem. Zaraz cały dom obudzą.
Cicho wszedłem do środka. W domu nic nie wskazywało że ktokolwiek już wstał.
Będąc już w swoim pokoju, zrzuciłem nieświeże ciuchy i zamierzałem dospać jeszcze pare godzin. W bokserkach wgramoliłem sie pod kołdre i zamknąłem oczy. Musze mieć siłę na pracowitą noc.
Van pewnie już czeka, Tir z Gdańśka jest już pewnie w drodze...Zacząłem jeszcze raz  rozplanowywać całą akcje ale w ten sposób nigdy bym nie zasnął. Gdyby Leo była obok mnie, dotyk jej ciała uśpiłby mnie momentalnie.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Około 7 Ewa weszła do mojego pokoju.
- Co tu taki burdel? – Powiedziała zdziwiona, widząc moje ciuchy na podłodze jakbym wrócił z mocno zakrapianej imprezy i jeszcze pijany położył sie spać.
- Padłam wczoraj na ryj – powiedziałem, budząc sie. Chyba nie pośpie.
- Wstawaj, szkoda dnia – podeszła, pocałowała mnie w policzek i pojechała swoją turkusową strzałą do pracy.
Podniosłem sie i poszedłęm wziąć prysznic, wstawiając wcześniej wode na kawe. Muzyka Parkway Drive niosła sie po całym domu. Chata cała dla Bulleta – cisza gwarantowana.
Gdy już sie umyłem, zalałem kawe czując jej aromat i gapiąc sie na  malinke pomiędzy moimi cyckami, włożyłem czarne rurki które idealnie pasowały do mojego czarnego sportowego stanika. Bede tak chodzić, jestem u siebie.
Włożyłem czarne, zwykłe Adidasy z białymi paskami i rozczesałem mokre włosy. Zostawiłem je rozpuszczone, wyjde zaraz na dwór to szybko wyschną.
Wziąłem kawe, fajki, zapalniczke i wyszedłem na taras.
Położyłem to wszytko na stoliku i zdałem sobie sprawe że  dzisiaj mam wolny dzień. Nikt nie zadzwoni, dopiero wieczorem. Moge pożyć troche normalnym życiem.
Czułem że wyglądam jakbym chlał całą noc. Że mam wory pod oczami i śmierdze wódą. Ale nie obchodziło mnie to.
Upiłem łyk kawy. Słońce ogrzewało moje ramiona, cudowne uczucie.
Uwielbiam lato. Każda pora roku ma niepowtarzalny klimat ale w lecie wszystko jest zajebiste. Można jeździć z kumplami nad jezioro,  robić imprezy na dachach budynków i żyć w nocy bo nawet o 3 jest ciepło. A wschody słońca między 3 a 4 godziną to jedne z piękniejszych widoków...
Oblizałem usta i odstawiłem kubek. Wpadłem na pomysł jak zagospodarować ten wolny dzień.
- Ciekawe czy Fester jeszcze śpi... -  zastanawiałem sie, trzymając telefon w ręku.
Moje usta ułożyły sie w uśmineszek z cyklu „Gówno mnie to obchodzi”.
Zadzwoniłem. Odebrał z głośnym „KURWA MAĆ!”
- Siema kumplu, obudzilem? – zapytałem jakby nigdy nic.
- Nie, pizdo! I tak nie mogłem spać! – wykrzyczał. Wiedziałem że kłamie. Inaczej by  sie nie wydzierał.
-Oj, przepraszam... – powiedziałem słodkim głosikiem, szczerząc sie sam do siebie – Bierz nasze gitary i wbijaj. Mamy wolne – poinformowałem Festera, pijąc z kubka.
- Bullet... – Słyszałem że westchnął. Pewnie siedział  na łóżku bez koszulki i poprawiał potargane po sekie kłaki. Pociągnął nosem – Naprawde chcesz grać na gitarach?
- Kurwa, przyjeżdżaj! – warknąłem i zakończyłem połączenie. Czy ja żartowałem czy mam kumpla debila?
Mlasnąłem ustami i dokończyłem kawe. Nie, żartowałem z tymi gitarami! Będe sie nudził cały dzień i gadał z mamą jak wróci z pracy!
Odpaliłem szluga i pokręciłem sie chwilę po podwórku.
Uwielbiam budzić Festera tak rano. Właściwie, uwielbiam go wkurzać z zwłaszcza dzwonićo 1 w nocy kiedy jest ze swoją dziewczyną. To jest jego pora na... robienie różnych rzeczy. I ten jego głos, i te przeklenstwa, i jęki jego dupy kiedy wtedy dzwonie... To muzyka dla moich uszu.
Zaśmiałem sie.
Jego dziewczyna... W sumie nie jest aż taka brzydka... Ale napewno nie w moim typie. Po pierwsze, blondynka. Dwa, troche za gruba. Trzy, nawet bym na nią nie zwrócił uwagi. A Leo... tylko na nią spojrzałem i już. Bullet zaczął coś czuć.
Jakieś półtora roku temu wpadłem na nią za barem. Pewnie nieciekawi goście chcieli ją okraść, zgwałcić albo jedno i drugie.
Widziałem jej zapłakane oczy, pełne strachu. I krew.
Nie mogłem jej tak zostawić.
Potem zaczęliśmy gadać... dowiedziała sie że mam cipe a nie jaja ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Byłem Bulletem.
Albo Edi, ona to wymyśliła. Kiedy jestem smutny, mówi do mnie Edi. Kiedy Bulet chce na chwile zniknąć, staje sie Edi.
Ale to tylko z nią.
- Właśnie, może by do niej zadzwonić? – pomyślałem, wchodząc do kuchni.
Odstawiłem kubek do zlewu.
- Nie, nie bede przeszkadzał – zdecydowałem. Padłem na swoje łóżku, rzuciłem telefon obok i wtuliłem sie w poduszke.
Relaksowałem sie, słuchając The River – Parkway Drive. Taka nastrojowa piosenka. Mój antydepresant, czy coś.
Szturchnąłem ręką okno, otwierając je. Do pomieszczenia dostało sie świerze powietrze... i kot.
Moja brązowa kotka, Rysia. Ma balejaż na całym ciele oprócz końcówki ogona który jest biała. Śmiałem sie że w farbe wsadziła kiedyś ten ogon.
- Co tam, piękna? – jęknąłem, słysząc znajomy mruk.
Odprężąm sie przy niej. Kiedy kładzie sie na moich plecach tak jak teraz. Niby pies to najlepszy przyjaciel człowieka ale ja kocham tego kota.
Zasnęliśmy tak razem. Na jakieś pół godziny.
Dopóki nie zeskoczyła ze mnie i nie wypierdoliła przez okno. Mnie obudził trzask drzwi.
Fester wpadł do pokoju.
- Ciebie pojebało że tak wcześnie mnie budzisz? – Chłopak wpadł do pokoju nicym huragan. W dłoniach trzymał dwie gitary akustyczne: czarną moją i w kolorze drewna, jego.
-Kota mi wystraszyłeś – powiedziałem.
-Oj tam kot... Dziewczyne mi wystraszyłeś! – rzekł kumpel, odkładając akustyki pod ściane i stanął nade mną. Patrzył mi w zaspaną twarz spode łba.
- Jak kocha to wróci, nie pierdol – W myślach dodałem „chociaż lepiej żeby nie wracała”.
- Obraziła sie – dodał siadając obok mnie.
- Przejdzie, ile razy Leo miała focha... Wyruchasz ją i będzie ci z rak jadła! – zaśmiałem sie, klepiąc  Festera w plecy.
- Pff... wtpierdalaj – Chłopak zaczął sie ze mną przepychać. Wrzyślaliśmy sie po łóżku.  Zabawe przerwał dopiero mój dzwoniący telefon.
- Alo?
- Coś ty taka zdyszana? – odezwała sie Ewa. Słyszała zadyszke i entuzjazm w moim głosie.
- A,nic... Bawie sie z Ryśką – skłamałem.
- A już po śniadaniu?
- Tak, mamo. Zęby też umyte – Słyszałem że Fetser recholi sie cicho.
- Zrób coś pożytecznego dzisiaj – powiedzaiła.
- Zrobie – W myślach miałem dzisiejszą noc. Uśmiechnąłem sie zadziornie.
-  Kończe. Robote mam.
- Kocham cie – powiedziałem jak zwykle.
- Nie kłam – Siostra sie rozłączyła.
Westchnąłem i powiedziałem do Festera „Napierdalamy?”, skinając głową w stronę naszych gitar.
- Dawaj – Zlazł z mojego łóżka i podał mi gitarę.
Zastanawiałem sie gdzie ja właściwie mieszkam bo moje rzeczy nie mają jednego stałego miejsca. Bluzy jeżdżą w samochodzie,  jedna gitara jest tu, druga u Leo, trzecia u Festera, ciuchy też są porozrzucane po mieście a drugi samochód stoi w naszym magazynie gdzie też jest jedno z moich pięciu miejscówek do spania...
- Ej, wiesz jaki ja mam bajzel w życiu? – zapytałem Festera, śmiejąc sie głupio.
- Tak, ja tak samo – powiedzial. Wpatrywał sie w struny, grając Say Goodnight Bulletów.
Kiedy doszedł do refrenu, ja przejąłem stery i zacząłem grać.
Następnie graliśmy All these things i hate. Jest to kawałek który gram jak coś mi sie pierdoli. Dziwne bo powinien być hymnem mojego życia.
Siedzieliśmy tak trzy godziny. Napisałem przez ten czas nową piosenke.
Kiedy dochodziła dwunasta, odłożyłem zeszyt i długopis.  Moja mama zaraz wróci, czas wyjebać Festera.
- Yo, musisz sie zbierać! – walnąłem go w ramię. Pomogłem mu zanieść gitary do auta.
- Koło dwudziestej, transport ci załatwie – rzucił na pożegnanie. Tak, znam szczegóły własnej akcji.

Chwilę po tym jak pojechal, moja mam weszła na podwurko. Ja akurat jarałem, opierając sie o brame.

Cześć. Jak tam wasze wakacje? Zaczynają sie dopiero, także życzę wam żeby były udane. Ja, niestety wakacji nie mam ale znajduje czas na pisanie dla was :) Podoba wam sie rozdział czy nie za bardzo?:)