niedziela, 17 lipca 2016

8. How the fuck i ended up on the grass?

- Zdechniemy w pierdlu... – Niko już łkał. Typowy pedał.
- Zamknij sie! – krzyknąłem i z bronią gotową do strzału, wykopałem drzwi.
Strzeliłem w szybę tamtego auta. Jednak,pasażer był ode mnie szybszy. Mężczyzna strzelił ze swojego pistoletu, trafiając mnie w ramię.
- Kurwa! – zawyłem a Glock wypadł mi z reki. Moja czarna bluza nabrała połysku od czerwonej cieczy.
Ross zaciągnął mnie do środka i wszyscy ukryliśmy sie za piecem.
Czułem łzy w oczach i pieczenie w okolicach rany. Sapałem troche ale jestem Bullet – nie dam sie zabić.
- Ja pierdole, zajebie skurwysynów! – Miotałem sie, adrenalina dawała mi siłe żeby sie zemścić. Jednak, Niko z Rosssem mnie trzymali.
- Uspokój sie, pedale! – krzyknął Niko.
- Wypierdalaj, geju jebany! – odepchnąłem go. To co powiedziałem brzmialo chujowo ale nikt nie będzie mnie nazywał gejem.
Oparłem sie o piec starając sie wymyślić jakiś plan.
- Ten piec sie, przydał, przynajmniej nas nie trafią – zaśmiałem sie choć to nie był dobry moment.
- Kurwa, piec! – powiedział Niko rzucając sie na mnie.
Zanim zaskoczony, zdążyłem zapytać o co chodzi, Niko z Rossem wypchnęli Marshalla z samochodu.
Moje dziecko.
Piec wypadł i uderzył w zderzak jednego z aut, zatrzymując je. Drugi wciąż za nami jechał ale chłopaki wyciągnęli broń i ostrzelali tamten samochód.
Na szczęście ludzie w nim mieli mniej sprawny refleks. Nie wyciągneli nawet broni a ich opona już została przebita.
Leżałem na podłodze, uciskając zranioną ręke.
- Ja pierdole – odsapnął Niko, siadając naprzeciwko mnie. Ross zamykał drzwi. Jakoś tak więcej miejsca sie zrobiło w samochodzie...
Chłopaki odrzucli pistolety i sapali. Atmosfera była przez chwile piekielna, wszyscy sie bali. Teraz można było odpocząć.
Podniosłem sie do pozycji siedzącej, czując jak przy każdym ruchu ramię piecze.
- Mój piec... – szeptałem.
- Co? – zapytał Niko.
- Wyjebałeś... padalcu... mój piec – szeptałem powoli, czując że mam ochote mu zajebać.
- Kurwa Bullet ten piec ocalił ci życie! – Niko starał sie mi wytłumaczyć.
Ale ja zawsze chciałem mieć duży piec. Taki jak ten.
- Phi... wisisz mi Marshalla – parsknąłem i zagapiłem sie w stronę Festera.
- Świr – odpysknął Niko.
- Zamknij dupe albo wypierd... – Krzyknął. Lecz moje ramie zabolalo i nie pozwoliło mi dokończyć.
- Kurwa, trzeba coś z tym zrobić – powiedziałem, zdejmując powoli bluzę.
Chłopaki mi pomogli.
Czułem sie osłabiony. Gapiłem sie na Festera nie chcąc patrzeć jak brudnymi palcami starają sie wyciągnąć kulę.
Nie za bardzo profesjonalnie, bolało jak cholera, krzywiłem sie... ale po kilku minutach  zawinęli ranę kawalkiem materiału który Fester znalazł w schowku.
- Żyjesz tam? – zapytał, odwracając sie do mnie.
- Tak, spoko – powiedziałem, siadając wygodniej – Uff... Za ile dojedziemy?
- Już prawie – odparł kumpel.
Chwyciłem gryf Corta którego ukradłem. Miał przetworniki z pentagramami.Chujowa gitara ale z wyglądu mi sie podoba. Skoro mogłem sobie taką wziąść to czego nie?
- Mamy nowe zabawki – powiedziałem do Festera, zmuszając sie do uśmiechu. Choć wcale sie tak nie czułem.
- Zauważyłem, prawie życiem je przypłaciliśmy – powiedział cicho.
- Daj spokój – westchnąłem. Jeszcze brakowało żeby on miał do mnie pretensje.
Już dawno wyjechaliśmy z miasta. Teraz dojeżdżaliśmy do placu pośrodku niczego. Znaczy... łąki są dookoła a do Lublina spory kawałek.
Czekał tam tir. Zmieniliśmy miejsce spotkania kiedy ogon sie pojawił.
- Dasz rade nam pomóc? – spytał Fester kiedy już zaparkował.
-  Poradzicie sobie? Nie jestem pewien... – powiedziałem tracąc jednocześnie swoją godność. Zwykle byłem nie do złamania ale dzisiaj jakoś opadłem z sił.
- Luz – Chłopak sie uśmiechnął.
Ekipa wypakowała rzeczy z samochodu. Odsunąłem sie, żeby nie przeszkadzać.
Zdrową ręką wyjąłem telefon z plecaka. Była prawie dziesiąta. Baby pewnie myślą że jestem z Festerem u niego i gramy na konsoli, pijemy...
Przypomniałem sobie że mam piwo w plecaku. O ile nie zbiło sie w tym całym zamieszaniu.
 Corona była cała. Otworzylem ją zapalniczką i wpiłem kilka łyków zanim chłopaki wrócili.
- A ten sie tu relaksuje – rzucił Niko – Zackey dzwonił, załatwił wszystko.
- Fajnie – powiedziałem i wypiłem następny łyk. Zackey miał sie zająć opłaceniem kilku skorumpowanych psów. Że niby nie było żadnego wypadku. Żaden piec Marshalla nie rozbil samochodu itd.
- Daj łyka – powiedział Fester. Podałem mu piwo i przesiadłem sie na przód samochodu.
Dokończył piwo, patrząc jak tir odjeżdża. Kase schowaliśmy w schowku, przeliczymy ją w naszej mecie.
- Gdzie dzisiaj śpisz? – zapytał Fester.
- Chyba w magazynie, nie wiem.
- Z taką ręką niestety cie do siebie nie zaprosze...
-  Wiem, mama w domu – powiedziałem. Musze jeszcze wymyślić co powiem rodzicom. Prawie nie moge ruszać prawą ręką.  Z gitarą narazie przerwa, oby tylko kilka dni trwały te utrudnienia.
Fester sie uśmiechnął i wypieprzył butelkę przez okno. Odpalił silnik a z radia od razu rozbrzmiała muzyka Megadeth.
- Jedziem liczyć hajsy – zawył radośnie. Bo dużo jest tego hajsu.
- Kupie sobie nowy piec – mruknąłem pod nosem chcąc zwrócić uwage Festera.
- Kurwa, Bullet – chłopak potarł nos – Masz Dimavery, naprawde spoko piec...
- Ale ten Marshall mi sie podobał!
- Ja pierdole... – Fester zrobił facepalm – Zginąłbyś gdyby nie ten Marshall, zrozum!
Parsknąłem i zapatrzyłem sie w krajobraz za oknem. W nocy fajnie nam sie jeździ, jest klimat.  Zwłaszcza przy takiej muzyce.
Chłopaki śmiali sie z tyłu, ja jarałem i tak minęło  następne pół godziny. Dojechaliśmy właśnie do naszej bazy.
Znajdowaliśmy sie pod starym magazynem. Był nasz. Trzymamy tu samochody, towar... i ja tu czasami śpie.
Weszliśmy do środka, Niko zapalił śiwatło i naszym oczom ukazała sie dość duża powierzchnia buduynku. Na suficie wisiały jarzyniówki, konkretnie na belkach podtrzymujących dach.
Tuż obok drzwi garażowych stał mój drugi samochód.  Leo go kupiła, jest właściwie jej. Miętowo-zielony Opel Antara. Często jak chcemy gdzieś zniknąć, bierzemy to auto. Jest duże, można w nim spać i ... robić inne rzeczy.
Przeszliśmy między paletami ze skrzynkami pełnymi różnego świństwa na drugi koniec magazynu. Walnąłem sie na jedną z dwóch kanap które tam stały. Był też stolik i kilka pustych butelek po ostatniej posiadówie tutaj.
Chłopaki rozłożyli pieniądze na stoliku i zaczęli liczyć. Ja gapiłem sie na swój telefon, myśląc czy dzwonić do Leo. Chciałem usłyszeć jej głos.
Włączyłem wideorozmowę. Dziewczyna odebrała.  Zobaczyłem ją, już w samym staniku. Czyli idzie spać.
- Przszkadzam? – uśmiechnąłem sie.
- Nie – oparła głowę na ręce leżąc już na materacu – Film oglądam.
Jej włosy opadły na jedną część twarzy a odbicie mojej twarzy widniało w jej oczach.
- Słodko wyglądasz, tak na luzie... – Powiedziałem wiedząc że ją zawstydzam.. Mlasnąłem ustami –  Mało dzisiaj nie zginąłem – Pokazałem je ranę na ręce.
Dziewczyna sie ożywiła. Podniosla głowę i skupiła wzrok.
- Jezu, kotek... Jak to sie stało?
- Wyluzuj, jest ok – Wiedziałem że zacznie panikować. Cała Leo.
- Ale zakażenie może sie wdać. Serio mogłeś zginąć...
Przerwałem jej.
- Leo, żyje. Nie boli – „Prawie” dodałem w myślach.
- Weź ty uważaj – uśmiechnęła sie jakby ze współczuciem. Słodki widok.
- Wiesz że nie będe – pokazałem zęby, szczerząc sie do telefonu.
Leo sie zaśmiała.
- Spać ide kocie. Do jutra – posłała mi uwodzicielski uśmiech.
- Tak, do jutra – Pożegnałem sie, niepewny swych słów.
Ja nigdy nie wiem jakie będzie jutro i czy wogóle będzie. Czy będe Edytą czy Bulletem.
Językiem poprawiłem kolczyk i spojrzałem na chłopaków. Dzielili między nas zielone i żółte banknoty.
- Ile tego jest? – zapytałem.
- Koło 10 koła na  łeb. Kupisz sobie Marshalla – Ross sie uśmiechnął.
- Pierdol sie – Pokazałem mu faka. Miałem dosyć gadania o piecu który mi rozwalili.
Dobra, ocalił mi życie. Ale nie do tego był mi potrzebny.
- Jest tu jakieś piwo? – zapytałem.
- Chyba już nie – powiedział Fester, nie spuszczając wzoku z pieniędzy które przeliczał.
- Ide sie wyluzować – Wstałem z kanapy i podszedłem do zamykanej szafki która stała na podłodze. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem jednego z wielu skrętów. Sam je kiedyś kręciłem jak spać nie mogłem.
Wyszedłem na dwór. Chciałem w samotności skończyć w końcu ten dzień.
W białym papierku mieścil sie jeden z mocniejszych towarów jaki mieliśmy. Na zdrowie, Bullet.
Łaziłem po betonowym podwórku. Odpaliłem skręta.
Pamiętam że stałem na betonie, tuż obok łąki.
A potem widziałem jakiś las. I Leo w białej sukience. Tak, mam zwidy. Leo nie nosi sukienek. Jest na to za ostra.
Wiedziałem że to ona lecz miała dłuższe o wiele włosy. Opierając sie o powalone drzewo, miotała nimi jakby w slow-motion.
Uśmiechała sie do mnie, kusząc. Gdybym coś miał to by mi stanęło.
Była mocno pomalowana, jak ostatniej nocy.
Jej obraz przyciągał moje oczy. Wiedziałem że to nie jest naprawde ale chciałem do niej podbiec, zerwać tą białą sukienke i leżeć z Leo na tym drzewie.
Usłyszałem własny oddech.
Obraz zniknął.
Przestraszyłem sie.
- Leo? – zapytałem w przestrzeń.
Aha... wiem o co chodzi.
Siedziałem na trawie, po mojej lewej był magazyn.  Świeciło słońce.
Zdezorientowany, rozglądałem sie wokół. Mrużyłem oczy które sie kleiły.
Parsknąłem, przecierając twarz ramieniem.
- Jak ja kurwa skończyłem w trawie? – pomyślałem wstając. Było to trudniejsze niż zwykle, bałem sie żeby nie upaść na prawą ręke.
Powędrowałem do magazynu. Nie wiedziałem która jest godzina, czy ktoś do mnie dzwonił... ani gdzie są chłopaki bo w środku ich nie było.  Na stoliku leżała moja kupka pieniędzy i dodatek od Niko, na karteczce napisał że to za piec. Dorzucił mi dwa tysiące.

Usiadłem na kanapie i sprawdziłem telefony. Było po godzinie 10.

Cześć. Podoba wam sie rozdział? Troche sie porobiło, ale akcja idzie w dobrym dla Bulleta kierunku :)


sobota, 16 lipca 2016

Liebster Award

Cześć. Zostałem nominowany do Liebster Award przez http://mojezycioweopowiadania.blogspot.com/.
Nominuję jednego bloga, jest to http://cenachwaly.blogspot.com/. Pytania podam pod swoimi odpowiedziami ;)




1. Jak się czułeś/aś zakładając bloga?

Szczerze, nie pamiętam. Dawno temu zacząłem swoją przygodę z blogowaniem.
2. Jak się czułeś dodając pierwszy post, a jak dodając najnowszy?

Hmm... Przy pierwszym miałem nadzieję na rozpowszechnienie się bloga. Przy najnowszym, powoli ją trace :)
3. Jesteś Optymistą czy Pesymistą?

Optymistą, zdecydowanie.
4. Co sądzisz o moim blogu?

Jest ciekawy. Nie w moim stylu, ale ciekawy :)
5. W jakim celu założyłeś bloga?

Żeby dziellić się z ludźmi swoimi opowiadaniami
6. Czy zgadzasz się z tym cytatem?

Jak najbardziej ;p
7. Kiedy założyłeś pierwszego Bloga?

Dawno temu. Jak miałem 15 lat, mam 21
8. Czy zgadzasz się z tym, że blog jest dla bloggera jak dziecko?

Tak. Dbasz o niego jak o potomka :)
9. Jakim jesteś człowiekiem?

Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów.

Odpowiem po protu:uczicwym,dobrym,szczęśliwym.
10. Ile masz blogów i z iloma współpracujesz?

Mam trzy blogi, współpracuje z jednym
11. Jakich blogów nie lubisz?

Pisanych na siłe i przez osoby bez wyczucia i talentu. Takie "dla fejmu" i "o,nudzi mi sie. Założe bloga"




Pytania dla CenaChwały:
1. Kto jest twoim idolem i wzorem do naśladowania?
2. Jakiej muzyki słuchasz?
3. Podaj jedną swoją cechę.
4. Co cię skłoniło do pisania bloga?
5. Co sądzisz o dzisiejszej modzie i stylach ubierania się?
6. Czy chciałabyś wrócić do czasów bez technologii i zjebanych ludzi?
7. Co sądzisz o ludziach wyróżniających się typu, emo,metal,goth?
8.  Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie ze szkoły?
9. Umiesz grać na jakimś instrumencie?
10. Jakie jest twoje największe marzenie?
11. Jaki masz styl ubierania się?

piątek, 8 lipca 2016

7. Gametime

- Który dzisiaj? – zapytała uśmiechając sie. Nie, nie była na mnie zła. Przywykła.
- Drugi – powiedziałem.
Kiedy poszła, ja dalej paliłem. Tak, a połowa paczki sama sie opróżniła. Bullet, ty kłamco.
Bawilem sie kostką trzymaną w palcach. Zgasiłem szluga i wróciłem do domu.
Pomagałem ammie rozpakować zakupy.
- Wiesz, jade koło 20 do kolegi. Zostaje na noc... – powiedziałem, wyjmując pieczywo z siatki.
- Do tego co zawsze? – zapytala moja mama.
- Tak. Filmy pooglądamy, na kosoli pogramy, wiesz...
- Ale rano wrócisz?
- Tak, jasne – powiedziałem odwrócony do niej plecami. Nie zobaczyła że mam niepewny wyraz twarzy. Jak zawsze przed akcją – tak naprawde nie mam pojęcia.
Niby jestem niepokonany... Ale zawsze jest jakieś ale. Jakiś marginez błędu który może zostać przekroczony. Policja, mafia, nasi przeciwnicy... Tak naprawde w każdej chwili moge zostać zabity albo aresztowany.
Wybiegłem z domu, czując napływ złości.
Nie chce ich narażać: mamy, Ewy... ale nie moge inaczej. Sam wybrałem takie życie i już nie ma odwrótu.
Chodziłem po dodze, kopiąc kamienie.
Uspokoiłem sie po paru minutach. Wróciłem do domu i ignorując dziwne spojrzenie rodzicielki poszedłem na taras. Położyłem sie na huśtawce, chcąc pobyć sam. Czułem na plecach leki powiew wiatru, chowając twarz w dłoniach.  Dziwne było zmęczenie które czułem. Nie chciało mi sie spać, to raczej chęć wycofania sie z życia.
Może kiedyś przyjdzie dzień że nie wróce do domu?
Oh, zamknij sie Bullet...
Ewa obudziła mnie koło 16. Kiedy sie podnosilem, plecy strasznie mnie piekły. Kurwa, właśnie znalazłem wadę pory roku jaką jest lato... Nie zasypiać w dzień na dworze.
Wszedłem z siostrą do jej pokoju. Akurat jadła pomidorową.
Przytuliłam sie do niej.
- A tobie co? – zapytała, uśmiechając sie. Przywykła do czułości z mojej strony ale tym razem sie zdziwiła.
- Kocham cie – Poiwiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Heh, spadaj – zaśmiała sie w wpatrzyła w telewizor.
Kiziałem jej blond włosy, leżąc obok niej.
Naprawde, mam dzisiaj przeczucie że coś pójdzie nie tak.
Wpół do ośmej wzrosło mi ciśnienie. Wyszedłem na fajke, ubrałem już czarny tshirt i do kieszeni spodni włożyłem mój kolczyk.
Słońce niedlugo sie schowa a demon zostanie uwolniony. Już zobaczyłem w swoich oczach ten błysk który tak uwielbiam.
Wysoki płomień zapalniczki odpalil koniec Marlboro.
Mama z Ewą siedziały u niej i oglądały film. Ja wyjąłem z mojej wersalki butelkę Corony.
Wypiłem ją szybko, chcąc by alkohol zadziałał. Nie mogłem w stanie totalnego wkurwienia i denerwowania jechać obrabiać sklep.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w takim stanie. Naprawde, mam złe przeczucia odnośnie tej nocy.
Mój czarny plecak z naszywkami BFMV leżał gotowy na wersalce. Było tam kilka magazynków do broni, pistolety, dwa piwa, kamizelka kuloodoporna i mały netbook.
Pod mój dom podjechała dwuosobowa sportowa Honda. Pomalowana w ciemno-niebieski mat, srebrne felgi i przyciemniane światła.
Domyśliłem sie że to po mnie gdyż za kierownicą siedział Zack.
Chwyciłem plecak i szybko wybiegłem z domu.  Wkurwienie nie pomagało. Nie chciałem żegnać sie z dziewczynami., Bałem sie że to mogłoby być ostatnie pożegnanie.
Ta  fura była pedalska – idealnie dla Zacka. Alkohol we krwi pomógł mi sie z tego śmiać.
Wpakowałem sie do auta.
- Siema, ready? – zapytał Zackey. Denerwował si napewno mniej niż ja gdyż uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- As fuck – powiedzialem wkładając kolczyk w wargę i wyjmując spod swojego tyłka czarną bluze Bulletów.
Niestety, jechaliśmy słuchając jakiejs techniawki. Napewno nie pomogło mi to sie wyluzować. Zackey zobaczył że jestem podchmielony i najzwyczajniej w świecie śmiał sie z tego.
Nałożyłem kaptur na głowę i zasmradzając samochód, paliłem papierosa. Czułem że moje ciało lekko drży. Serio, coś sie dzisiaj stanie. Tylko nikt z nas nie wie co.
Po jakimś czasie zajechaliśmy już na tyły  kamienicy. Nieopodal znajdowało sie centrum handlowe. Spotkaliśmy sie z resztą ekipy  czyli Festerem, Rossem i Niko.
Fester opierał sie o naszgo vana i chlał. Obok niego stał Ross, znaczy Daniel.  Jest w wieku Niko i , ma 22 lata.  Ma krótkie czarne włosy i zarost wokół  ust. Jest typem lovelasa i kobieciarza, lubie laski na jedną noc i zioło.
Stal tam w białych butach, szarych dżinsach i kolorowej bejsbolówce. Był chudynm gościem i serio przystojnym. Tak troche jak Zackey – wkurzał mnie bo nie pasował do mnie i Festera.
A Niko – ha... Niko jest...dziwny.  W tej ekipie tylko ja i Fester jesteśmy normalni. Niko ma włoski ułożone, zawsze szarmancki uśmieszek i wzrok zawieszony na przystojnych chłopcach podobnych do niego. O jego orientacje z Festrem nie musieliśmy sie nawet kłócić bo sam nam powiedział.
- Siema przychlasty – rzuciłem, patrząc na Festera. Dziwnie wyglądał, jak metal w gejowskim klubie. Mam z nich beke ale są moimi jedynymi przyjaciółmi.
-Elo – odpowiedzieli.
Zmierzyłem ich wzrokiem.
-  Gdzie broń? – zapytałem Festera.
- Zapakowana – powiedział, stukając w vana – Musimy jechać, transport zaraz tu będzie.
Obrobimy centrum handlowe, wrzucimy skradzione rzeczy do tira który zaraz przyjedzie i pójdziemy pić – co może pójść nie tak i co powoduje to dziwne uczucie we mnie?
Fester wskoczył na miejsce kierowcy,  a my z chłopakami siedzieliśmy z tyłu. Siedzenia z tyłu wyrzuciliśmy żeby móc tym vanem wozić towar.
Po ok. 2 minutach jazdy zbliżaliśmy sie już do galerii. Wejście było duże i szklane. 
- Wbijamy – wyszeptałem, trzymając już klamkę od drzwi. Zawsze jestem gotowy minute przed akcją.
Nie zwalniając, samochód wjechał do budynku. Autem troche wstrząsnęło kiedy przebiło sie przez szkło.  Ogromna szyba rozprysła sie w małe kawałeczki kiedy my już jechaliśmy przez pasaż.
Muzyka Bullet For My Valentine rozbrzmiewała kiedy otworzyliśmy drzwi i wyskoczyliśmy z samochodu.
- Mamy dwie minuty, ruchy! – krzyczałem niue oglądając sie za Festerem który pojechał już na drugi koniec galerii.
Alarm wył ale ja byłem pewny siebie.
Szybko rozbiegliśmy się po budynku łapiąc wszystko co może sie przydać. Niko wziął na cel jakiś sklep z elektroniką i zaopatrzony w duży wózek miał zabrać jakieś większe sprzęty. Ross był tu aby sprzątnąć biżuterie ze stoisk które Fester rozwalił samochodem gdyż stały wprost na jego drodze. Ja... ha, ja brałem rzeczy dla siebie.
Mineło około pół minuty kiedy zwędziłem kilka ciuchów z jakiegoś  sklepu i wybiegłem na główną alejke. Słyszałem krzyk, jakieś „Kurwa!”. Jakby Niko ale to nie mój problem.
Sapałem, biegłem do następneo sklepu po drodze zbierając pieniądze które walały sie na podłodze. Setki, dwusetki... pewnie z kas od biżuterii, Fester je także rozwalił.
Włożyłem do plecaka około tysiąca gotówką i wszedłem do następnego sklepu. Zawinąłem kilka następnech ciuchów i musiałem zbierać sie do spadania z tego miejsca.
Biegnąc przez aleje zebrałem więcej gotówki. Czułem adrenaline, było jej pełno w moim ciele. Ale lubie to, daje kopa.
Spotkałem sie z chłopakami. Niko taszczył zapakowany wózek – jakieś telewizory, sprzęt audio... i słuchawki. Kilka pudełek.
- Na chuj ci to gówno?! – krzyknąłem chcąc przebić sie przez hałas dookoła.
- Sam kurwa nie wiem! – zaśmiał sie.
- Brać tylko to co sie sprzeda – pomyślałem z pogardą. Te słuchawki sie nie sprzedadzą. Drogie ale nie wiem czy ktoś to kupi.
- Zawijam – powiedziałem i zabrałem mu z wózka jedno pudełko Monster Beats.
Wsadziłem do plecaka. Troche sie zmęczyłem bo cały czas biegliśmy ale przed sobą widziałem już nasze auto. Fester siedział w środku, tylnie drzwi do vana były otwarte.
- 20 sekund! – wydarł sie.
Jesteśmy punktualni a znamy tutejszą policje. Jak za jakąś minute sie stąd wystarczająco nie spierdolimy to będe grać więziennego bluesa na moim Jacksonie.
Chłopaki już pakowali towar, jednak ja oddaliłem sie na chwilę.
-Ej, gdzie Bullet? – zapytał Niko Rossa.
- Był... tutaj – Chłopaki zdziwili sie, odkrywając moją nieobecność.
Nagle pękła szyba w sklepie niedaleko którego zaparkował Fester.  Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Wyjechał stamtąd duży wózek, taki jakim Niko obrabował sklep z elektroniką.
Jednak na tym był piec Marshalla. Dwie gitary – Ibanez RG42 i Cort EVL Z2.  I kilka kabli.
- Co ty odpierdalasz? Musimy spadać! – krzyczeli, siedząc już w aucie.
- Znasz mnie – zaśmiałem sie, wpychając z pomocą Rossa piec do auta. Nie wiem gdzie my sie teraz pomieścimy. Będzie ścisk.
Wyjechaliśmy z budynku z kilkunastosekundowym opóźnieniem.
Siedzialem w ocnym ścisku między piecem a telewizorami. Niko ciasnął sie wprost przy mojej cipie trzymając nogi na Rossie.
- Wygodnie wam tam? – śmiał sie Fester, paląc szluga.
- Fchuj – parsknął Niko – Co ci strzeliło do głowy?
- Nie wiem, musiałem je mieć – powiedziałem opierając sie o piec. Byłem padnięty i zaniepokojony.
Zadzwonił telefon Festera, po chwili chłopak oznajmił nam że musimy sie śpieszyć bo nasi klienici już czekają.
Zapadła chwilowa cisza. Przerywał ją tylko dźwięk silnika.
I to nie naszego co zauważyli wszyscy.
Zerwaliśmy sie, na tyle na ile pozwalał tłok. Przez tylnią szybe zauważyłem jakąś osobówke jadącą za nami.
- Mam złe przeczucia – powiedziałem, wyglądając zza kaptura. W aucie były dwie osoby. I nie wyglądali na pierwszych lepszych jadących za nami gości.
- Tajniaki?
- Strzelaliby...
- Może czekają?
- Ja pierdole, wpadliśmy...
- Mordy w kubeł! – wydarłem sie, sięgając za siebie po mojego Glocka. Zamieszanie narastało ale moja ekipa pojęła że czas zaczac ostrzał. Tyma bardziej że widziałem że w samochodzie za nami też trwa jakieś zamieszanie. Zobaczyli że ogarneliśmy.
Miałem już otworzyc drzwi i rozwalić im szybe. Ale zobaczyłem że pojawił sie drugi samochód.
Ciśnienie mi wzrosło.
- Kurwa... – wyszeptałem. Wiedziałem że coś pójdzie nie tak.

Cześć. Jak podoba wam sie rozdział? i jak mijają wakację? Piszcie w komentarzach, następny rozdział już niedługo