niedziela, 26 czerwca 2016

6. Jam session

- Kotku... już piąta. Zaraz masz autobus... – szeptała, kiziając mój policzek na którym walały sie pozlepiane włosy.
- Ehm... – jęknąłem jeszcze śpiąc. Nie dotarło to do mnie. Dopiero po kilku sekundach.
- Kurwa! – Gwałtownie otworzyłem oczy.
Jak nie będe w domu za godzine, wszystko co mam sie rozjebie.
Szybko wygramowiłem sie spod kołdry. Zebrałem wczorajsze ciuchy z podłogi, wyrzuciłem kolczyk gdzieś na materac i w największym pośpiechu sie ubrałem.
Włożyłem snapa który walał sie w kącie i miałem już wychodzić. Jednak, zobaczyłem skąpaną w porannym słońcu twarz Leo.  Wróciłem do niej, całując ją delikatnie.
- Do jutra – powiedziałem.
- Kocham cie – odparła.
Drzwi trzasnęły a ja sprintem popędziłem na dół. Jak ten autobus ucieknie to Fester będzie miał pobudke o piątej rano. A wiem jak to uwielbia, zwłaszcza kiedy jest z tą swoją dupą.
Słońce już zalewało ulice, to zaleta lipcowej pogody. I było nawet ciepło.
Zmęczyłem sie, ale zdążyłem wsiąść do autobusu zanim odjechał.
Włączyłem jakiś kawałek Escape the fate. Troche bałem sie że nie zdąże wrócić do domu na czas, ale rozluźniłem sie. Właśnie tym jest dla mnie metal – ucieczką i ukojeniem kiedy mam jakiś problem.
Tyllko dlaczego ja zawsze mam jakiś problem? Mam wyznaczone godziny, wszystko na czas, pewne osoby nie mogą wiedzieć o istnieniu drugich i tak dalej...
To denerwujące ale sam wybrałem takie życie. Do pewnego czasu było fajnie ale zaczęło mnie to męczyć.
Dzisiaj wieczorem będzie akcja z chłopakami. Znowu musze wcisnąć mamie kit że nocuje u kumpla.
Definicja mojego życia to na 100% kłamstwo.
Wysiadłem z autobusu i odpaliłem szluga. Akurat na przystanku koło mojego domu wsiadała koleżanka mojej babci. Starsza ale bardzo miła kobieta.
- O, Edytka. Co tak wcześnie na nogach? – zapytala z serdecznym uśmiechem.
- Tak jakoś – odpowiedziałem tak samo grzecznie choć „Edytka” brzęczało mi w uszach.
Pani Krystyna wsiadła do autobusu a ja ruszyłem w stronę domu. Żeby tylko nic  babci nie mowiła że ja sie włócze po nocy.
- Edytka... – śmiałem sie w myślach. Lepiej kiedy sie śmieje z tego niż rozwalam wszystko co jest pod ręką.
Zielone liście na drzewach i trawa wyglądają pięnie. Dlatego lubie łazić o tej porze.
Kiedy szedłem, w  uszach miałem dźwięk a przed oczami obraz wczorajszych wydarzeń. Dawno nie czułem sie z Leo tak dobrze.  Jest tak naprawde jedną z niewielu rzeczy kttóre trzymają mnie przy życiu.
Skręciłem w ścieżke która prowadziła do mojego domu. Dwa czarne diably... znaczy labradory wyczuły mnie z daleka.
- Zamknąć mordy – wysyczałem. Zaraz cały dom obudzą.
Cicho wszedłem do środka. W domu nic nie wskazywało że ktokolwiek już wstał.
Będąc już w swoim pokoju, zrzuciłem nieświeże ciuchy i zamierzałem dospać jeszcze pare godzin. W bokserkach wgramoliłem sie pod kołdre i zamknąłem oczy. Musze mieć siłę na pracowitą noc.
Van pewnie już czeka, Tir z Gdańśka jest już pewnie w drodze...Zacząłem jeszcze raz  rozplanowywać całą akcje ale w ten sposób nigdy bym nie zasnął. Gdyby Leo była obok mnie, dotyk jej ciała uśpiłby mnie momentalnie.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Około 7 Ewa weszła do mojego pokoju.
- Co tu taki burdel? – Powiedziała zdziwiona, widząc moje ciuchy na podłodze jakbym wrócił z mocno zakrapianej imprezy i jeszcze pijany położył sie spać.
- Padłam wczoraj na ryj – powiedziałem, budząc sie. Chyba nie pośpie.
- Wstawaj, szkoda dnia – podeszła, pocałowała mnie w policzek i pojechała swoją turkusową strzałą do pracy.
Podniosłem sie i poszedłęm wziąć prysznic, wstawiając wcześniej wode na kawe. Muzyka Parkway Drive niosła sie po całym domu. Chata cała dla Bulleta – cisza gwarantowana.
Gdy już sie umyłem, zalałem kawe czując jej aromat i gapiąc sie na  malinke pomiędzy moimi cyckami, włożyłem czarne rurki które idealnie pasowały do mojego czarnego sportowego stanika. Bede tak chodzić, jestem u siebie.
Włożyłem czarne, zwykłe Adidasy z białymi paskami i rozczesałem mokre włosy. Zostawiłem je rozpuszczone, wyjde zaraz na dwór to szybko wyschną.
Wziąłem kawe, fajki, zapalniczke i wyszedłem na taras.
Położyłem to wszytko na stoliku i zdałem sobie sprawe że  dzisiaj mam wolny dzień. Nikt nie zadzwoni, dopiero wieczorem. Moge pożyć troche normalnym życiem.
Czułem że wyglądam jakbym chlał całą noc. Że mam wory pod oczami i śmierdze wódą. Ale nie obchodziło mnie to.
Upiłem łyk kawy. Słońce ogrzewało moje ramiona, cudowne uczucie.
Uwielbiam lato. Każda pora roku ma niepowtarzalny klimat ale w lecie wszystko jest zajebiste. Można jeździć z kumplami nad jezioro,  robić imprezy na dachach budynków i żyć w nocy bo nawet o 3 jest ciepło. A wschody słońca między 3 a 4 godziną to jedne z piękniejszych widoków...
Oblizałem usta i odstawiłem kubek. Wpadłem na pomysł jak zagospodarować ten wolny dzień.
- Ciekawe czy Fester jeszcze śpi... -  zastanawiałem sie, trzymając telefon w ręku.
Moje usta ułożyły sie w uśmineszek z cyklu „Gówno mnie to obchodzi”.
Zadzwoniłem. Odebrał z głośnym „KURWA MAĆ!”
- Siema kumplu, obudzilem? – zapytałem jakby nigdy nic.
- Nie, pizdo! I tak nie mogłem spać! – wykrzyczał. Wiedziałem że kłamie. Inaczej by  sie nie wydzierał.
-Oj, przepraszam... – powiedziałem słodkim głosikiem, szczerząc sie sam do siebie – Bierz nasze gitary i wbijaj. Mamy wolne – poinformowałem Festera, pijąc z kubka.
- Bullet... – Słyszałem że westchnął. Pewnie siedział  na łóżku bez koszulki i poprawiał potargane po sekie kłaki. Pociągnął nosem – Naprawde chcesz grać na gitarach?
- Kurwa, przyjeżdżaj! – warknąłem i zakończyłem połączenie. Czy ja żartowałem czy mam kumpla debila?
Mlasnąłem ustami i dokończyłem kawe. Nie, żartowałem z tymi gitarami! Będe sie nudził cały dzień i gadał z mamą jak wróci z pracy!
Odpaliłem szluga i pokręciłem sie chwilę po podwórku.
Uwielbiam budzić Festera tak rano. Właściwie, uwielbiam go wkurzać z zwłaszcza dzwonićo 1 w nocy kiedy jest ze swoją dziewczyną. To jest jego pora na... robienie różnych rzeczy. I ten jego głos, i te przeklenstwa, i jęki jego dupy kiedy wtedy dzwonie... To muzyka dla moich uszu.
Zaśmiałem sie.
Jego dziewczyna... W sumie nie jest aż taka brzydka... Ale napewno nie w moim typie. Po pierwsze, blondynka. Dwa, troche za gruba. Trzy, nawet bym na nią nie zwrócił uwagi. A Leo... tylko na nią spojrzałem i już. Bullet zaczął coś czuć.
Jakieś półtora roku temu wpadłem na nią za barem. Pewnie nieciekawi goście chcieli ją okraść, zgwałcić albo jedno i drugie.
Widziałem jej zapłakane oczy, pełne strachu. I krew.
Nie mogłem jej tak zostawić.
Potem zaczęliśmy gadać... dowiedziała sie że mam cipe a nie jaja ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Byłem Bulletem.
Albo Edi, ona to wymyśliła. Kiedy jestem smutny, mówi do mnie Edi. Kiedy Bulet chce na chwile zniknąć, staje sie Edi.
Ale to tylko z nią.
- Właśnie, może by do niej zadzwonić? – pomyślałem, wchodząc do kuchni.
Odstawiłem kubek do zlewu.
- Nie, nie bede przeszkadzał – zdecydowałem. Padłem na swoje łóżku, rzuciłem telefon obok i wtuliłem sie w poduszke.
Relaksowałem sie, słuchając The River – Parkway Drive. Taka nastrojowa piosenka. Mój antydepresant, czy coś.
Szturchnąłem ręką okno, otwierając je. Do pomieszczenia dostało sie świerze powietrze... i kot.
Moja brązowa kotka, Rysia. Ma balejaż na całym ciele oprócz końcówki ogona który jest biała. Śmiałem sie że w farbe wsadziła kiedyś ten ogon.
- Co tam, piękna? – jęknąłem, słysząc znajomy mruk.
Odprężąm sie przy niej. Kiedy kładzie sie na moich plecach tak jak teraz. Niby pies to najlepszy przyjaciel człowieka ale ja kocham tego kota.
Zasnęliśmy tak razem. Na jakieś pół godziny.
Dopóki nie zeskoczyła ze mnie i nie wypierdoliła przez okno. Mnie obudził trzask drzwi.
Fester wpadł do pokoju.
- Ciebie pojebało że tak wcześnie mnie budzisz? – Chłopak wpadł do pokoju nicym huragan. W dłoniach trzymał dwie gitary akustyczne: czarną moją i w kolorze drewna, jego.
-Kota mi wystraszyłeś – powiedziałem.
-Oj tam kot... Dziewczyne mi wystraszyłeś! – rzekł kumpel, odkładając akustyki pod ściane i stanął nade mną. Patrzył mi w zaspaną twarz spode łba.
- Jak kocha to wróci, nie pierdol – W myślach dodałem „chociaż lepiej żeby nie wracała”.
- Obraziła sie – dodał siadając obok mnie.
- Przejdzie, ile razy Leo miała focha... Wyruchasz ją i będzie ci z rak jadła! – zaśmiałem sie, klepiąc  Festera w plecy.
- Pff... wtpierdalaj – Chłopak zaczął sie ze mną przepychać. Wrzyślaliśmy sie po łóżku.  Zabawe przerwał dopiero mój dzwoniący telefon.
- Alo?
- Coś ty taka zdyszana? – odezwała sie Ewa. Słyszała zadyszke i entuzjazm w moim głosie.
- A,nic... Bawie sie z Ryśką – skłamałem.
- A już po śniadaniu?
- Tak, mamo. Zęby też umyte – Słyszałem że Fetser recholi sie cicho.
- Zrób coś pożytecznego dzisiaj – powiedzaiła.
- Zrobie – W myślach miałem dzisiejszą noc. Uśmiechnąłem sie zadziornie.
-  Kończe. Robote mam.
- Kocham cie – powiedziałem jak zwykle.
- Nie kłam – Siostra sie rozłączyła.
Westchnąłem i powiedziałem do Festera „Napierdalamy?”, skinając głową w stronę naszych gitar.
- Dawaj – Zlazł z mojego łóżka i podał mi gitarę.
Zastanawiałem sie gdzie ja właściwie mieszkam bo moje rzeczy nie mają jednego stałego miejsca. Bluzy jeżdżą w samochodzie,  jedna gitara jest tu, druga u Leo, trzecia u Festera, ciuchy też są porozrzucane po mieście a drugi samochód stoi w naszym magazynie gdzie też jest jedno z moich pięciu miejscówek do spania...
- Ej, wiesz jaki ja mam bajzel w życiu? – zapytałem Festera, śmiejąc sie głupio.
- Tak, ja tak samo – powiedzial. Wpatrywał sie w struny, grając Say Goodnight Bulletów.
Kiedy doszedł do refrenu, ja przejąłem stery i zacząłem grać.
Następnie graliśmy All these things i hate. Jest to kawałek który gram jak coś mi sie pierdoli. Dziwne bo powinien być hymnem mojego życia.
Siedzieliśmy tak trzy godziny. Napisałem przez ten czas nową piosenke.
Kiedy dochodziła dwunasta, odłożyłem zeszyt i długopis.  Moja mama zaraz wróci, czas wyjebać Festera.
- Yo, musisz sie zbierać! – walnąłem go w ramię. Pomogłem mu zanieść gitary do auta.
- Koło dwudziestej, transport ci załatwie – rzucił na pożegnanie. Tak, znam szczegóły własnej akcji.

Chwilę po tym jak pojechal, moja mam weszła na podwurko. Ja akurat jarałem, opierając sie o brame.

Cześć. Jak tam wasze wakacje? Zaczynają sie dopiero, także życzę wam żeby były udane. Ja, niestety wakacji nie mam ale znajduje czas na pisanie dla was :) Podoba wam sie rozdział czy nie za bardzo?:)

piątek, 3 czerwca 2016

5. Night to remember

Nikt nie wchodzi do mojego pokoju, a tym bardziej nikt nie zagląda do wersalki. Dlatego tam trzymam pare moich pistoletów ( te są schowane głębiej, na wszelki wypadek ), gitare, dwa plecaki z pieniędzmi i yesdzika. Takie elktryczne coś ala segway. Fajna zabawka.
Podłączyłem gitarę do małego wzmacniacza który normalnie robi za głośnik.
Zacząłem jeździć palcami po gryfie, grając Tears dont fall. Jedna z piękniejszych piosenek jakie istnieją.
Jednak, niedługo po przyjściu do domu usłyszałem silnik turkusowego Opla Corsy. Ewa wróciła.
Szybko schowałem gitare i wyszedłem sie z nią przywitac, jakby nigdy nic.
- Cześć kotek – powiedziałem uśmiechając sie.
- Cześć. Pomóż mi z siatkami – Blondynka schyliła sie żeby wyjąć siatkę z samochodu a jej długie włosy opadły na piersi.
- Czekaj, zostaw to – Podbiegłem i nie chcąc żeby dźwigała, wziąłem od razu trzy siatki.
- Dasz rade? – Ewa sie zdziwiła.
- Tak kurwa na codzień nosze worki z kokainą – powiedziałem w myślach.
- Jasne – odparlem z uśmiechem.
Kiedy weszliśmy do domu, zaniosłem torby do jej pokoju. Potem zjedliśmy obiad, mama wróciła z pracy... Siedziałem u siebie, nerwowo zerkając na zegarek. Krew w moich żyłach pulsowała, denerwowałem sie. Była dopiero 21. A ja czekałem na moment aż mama i Ewa pójdą spać.
- Idziesz oglądać film? – Ewa wyrwała mi z ucha jedną słuchawkę.
- Moge obejrzeć... – westchnąłem, pocierając czoło.
- Zgłupiejesz od tych Bulletów – powiedziała wychodząc.
- A ja nienawidze popu – Rzuciłem w myślach.
Obejrzeliśmy jakąś komedie. Śmiałem sie, udając że wszystko jest w porządku.
Nadeszła 23, siostra leżała w łóżku a ja obok niej. Jak zwykle.
Zasypiała przy mnie. Wychodziłem kiedy upewniłem sie że śpi. Można nazywać to chorym ale kocham ją tak samo jak Leo.
A może nawet bardziej?
- Mama... ja sie kłade -  powiedziałem. Mama jak zwykle usnęła w fotelu, oglądając film. Nic nowego, mi to akurat na ręke.
- Cześć, dobranoc – powiedziałem cicho, wiedząc że i tak śpi. Obudzi sie pewnie w nocy zdziwiona że przespała film.
Wszedłem do swojego pokoju i wyjąłem jeden z wielu poukrywanych wszędzie kolczyków. Włożyłem go w wargę, a gdy spojrzalem w lustro od razu zobaczyłem ten wyraz twarzy. Ta wrogość w oczach – to odróżnia Edyte od Bulleta. I ten demon w środku – właśnie sie obudził.
Słyszałem nawet plotki że stare dewoty nazywają mnie demonem. Śmiać sie czy płakać, sam nie wiem?
Ale to w sumie komplement.
Wyjąłem z szafy czarną bluzę i założyłem snapback na głowę.
Ubrany, cicho wyszedłem z domu.
Musiałem przejść kawałek do przystanku.  Paląc papierosa, czekałem na autobus który zabierze mnie w okolice mieszkania Leo. Obiecałem jej fajną noc, i taką dostanie.
W kieszeni miałem portfel. Sluchając muzyki, przeliczyłem na szybko pieniądze zabrane dzisiaj z baru. Powinno wystarczyć na klubowe szaleństwo.
Nie wiedziałem na początku na co to wydam ale jak Leo wyskoczyła z klubem... od razu sie dowiedziałem.
Za oknem przesuwały sie puste chodniki. Było koło północy, autobus był całkowicie pusty. Jechałem sam.
W niektórych oknach, które mijałem paliło sie światło. Ale ogólnie było ciemno. Raj dla Bulleta.
Wysiadłem na końcowym, autobus pewnie zaraz zjedzie do zajezdni. Następne będzie dopiero koło 5 rano.
Idąc do Leo, postanowiłem zaplanować tą noc teraz a nie potem gnać ulicami na złamanie karku i wkurwiać sie na Festera.
Jutro mama ma na rano do pracy. Ewa wyjeżdża o 7 i pewnie zajdzie mnie obudzić. Więc na 6 rano musze być w domu spowrotem.
- Pojade autobusem – Pomyślałem, zastanawiając sie czy dzwonić po moją prywatną taksówke. Znaczy czy budzić Zacka o 5 rano.
On jest właśnie takim moim chłopcem na posyłki. Nie wiem czy to dlatego że jest ciotą, ale mam do niego takie nastawienie. Że nie pasuje do The Bullets. Wygląda jak pedał i dlatego nie traktuje go jak pełnoprawnego członka gangu. Ale przyjacielem jest pierwsza klasa.
Doszedłem do mieszkania i wszedłem na górę. Leo stała przed lustrem opartym o ściane obok drzwi. Ubrała czarne obcisłe szorty, jakiąś bluzke złożoną z pasków która odsłaniała jej płaski brzuch i czarne szpilki. Założyła też okrągłe ciemne oklulary i bransoletkę z łańcuszków.
- Dziewczyna Bulleta – powiedziałem, sugerując że mi sie podoba. Rzuciłem bluzę w kąt i podszedłem do wieszaka z moimi ciuhami. Ja też musze sie przebrać skoro idziemy do klubu.
Włożyłem czarną koszulke i ciemno-granatowe dżinsy. Poprawiłem kucyk i nałożyłem na siebie czarną, skórzana kurtkę. Na nogi wybrałem czarne ciężkie trepy.
- Idziemy? – spytałem, stając koło drzwi. Leo pakowała moje fajki i nasze telefony do małej kopertówki.
- Tak, kotek. Już – powiedziała i ruszyła przodek, zapinając torebkę. Zjechaliśmy windą na dół i trzymając sie za ręce, ruszylliśmy przez miasto utrzymując je przy życiu.
Na uicach miejscami było spokojnie i pusto, a gdzie indziej jakieś pijaki darły ryje. Wolałem te pierwsze okolice.
- Wchodzimy tu? – zapytała Leo kiedy przechodziliśmy obok drzwi zza których było słychać głośną muzyke.
- Dawaj! – powiedziałem głośniej i pociągnąłem ją po schodach do klubu.
Bramkarz tylko na na zerknął. Nic nie powiedział, tylko nas wpuścił.
- Jak to zrobiłeś? – zapytała Leo. Nie wyglądam nawet na 15 lat a co już mówić o wejściach do klubów...
- Jestem Bullet. Moge wszystko – powiedziałem zbliżając sie do baru. Lada świeciła na niebiesko, oświetlając nogi i dupy zgromadzonych tam, skąpo ubranych lasek.
Przyciągały wzrok...
- Ej... Tu jestem – Leo mnie szturchnęła kiedyt moje oko zawiesiło sie na dupie w ciemnej mini.
- Wiem kotek... – wytłumaczyłem sie. Barman zapytał nas co chcemy pić.
Przekrzykując muzyke i hałasy w tle zawiadomilem go że whisky z colą. Całe butelki, znaczy.
-Hahaha – Demoniczny śmiech wydobył sie z moich ust kiedy niosłem butelki w stronę jednej z wolnych kanap na tyłach klubu. W sumie mógłbym wynająć loże i przy okazji zrobić tam z Leo coś jeszcze ale... po ca tracić hajs?
Leo postawiła na stoliku przed kanapą dwie okrągłe szklanki a ja napełniłem je brązowym piciem. Whisky z colą . To co Bullet lubi najbardziej.
Leo usiadła obok mnie i uśmiechając sie słodko, stuknęła sie ze mną szklanką.
Ja pocałowałem ją w usta i wziąłem łyk drinka. Ona zrobiła to samo.
Obok nas ludzie tańczyli ale to miejsce było trochę dalej od parkietu. Było tu więc troszke spokojniej.
Leciał Wiz Khalifa – Get High. Zapaliłem papierosa i pocałowałem swoją dziewczynę jeszcze raz, wpuszczając dym do jej ust.
Damn... Zajebiście wyglądała gdy pary wypływaly z jej kształtnych lecz delikatnych ust.
Ten uśmiech na mojej twarzy... Zauważyła go.
- What? – Burknęła śmiejąc sie.
- Masz może ochote... – Chciałem o coś zapytać lecz ona przystawiła mi palec do ust.
- Cii... Potem. Chodź tańczyć – powiedziała i pociągnęła mnie na parkiet.
Wmieszaliśmy siew tłum. Szczerze... kiepsko tańcze. Zazwyczaj tylko bujam sie w rytm muzyki. Gdyby tu zrobić mosh pita to dopiero bym zaczął tańczyć. Ale niestety, jesteśmy w pierdolonym klubie.
Leo to lubi, ja lubie tylko pić. Mógłbym siedzieć całą noc na kanapie, sluchać muzyki, jarać i chlać do rana. Ale skoro ona chce tańczyć...
Ocierała sie o mnie. Tak jak większość ludzie. W tym tłumie każdy ocierał sie o każdego. Nienawidziłem tego ale byłem tu z Leo. Musiałem sie opanować.
Sam kiedyś słuchałem rapu, trance, techno... Ale teraz słucham metalu i nienawidze takiej sieczki jaką puszczają w takich miejscach.
Po kiku piosenkach miałem dość. Leo chyba to zauważyła.
- Co jest? – zapytała widząc wyraz mojej twarzy. Wkurwienie, znudznie...
- Zaraz wracam – Rzuciłem i nie mówiąc nic więcej, oddaliłem sie od niej.
Zostawiłem ją samą tylko na chwile.
 Szybko znalazłem Dja. Zaprosiłem go... Odciągnąłem od konsoli... Dobra,  zaciągnąłem go na bok, ten sie szarpał nie wiedząc o co chodzi...
Chłopak może rok starszy ode mnie, wyższy ale przestraszył sie.
Przyciskałem go do ściany, równocześnie celując z broni w jego brzuch.
- Słuchaj kurwa. Dzisiaj jest Metalowa Noc – powiedziałem powoli.
- Jaka kurwa noc? – zapytał. Jego oczy sie szkliły. Wyglądał i mówił jak pedał. Miałem przez to jeszcze większy ubaw.
- Taka że zapierdalasz tam i puszczasz jakaś cięższą muzyke. I zapuść Bullet for my Valentine bo pociągne za spust -  Kończąc zdanie, przycisnąłem lufe bardziej.
Chłopak chyba przystał na moje warunki. Puściłem go i wróciłem na sale. Leo siedziała na kanapie, sącząc rinka.
- Gdzie byłeś? – powiedziała cicho.
- A... gadałem z kumplem – skłamalem. Ale... ha, to jest Leo.
- Nie kłam. Zostawiłeś mnie samą... – Przycisnąłem palec do jej ust a w tym momencie usłyszałem Tears dont Fall. Najpiękniejsza piosenka jaka istnieje...
Nie chciałem sie z nią kłócić.
- Cii--- Chodź tańczyć – Uśmiechnąłem sie. Leo chyba też, tak leciutko.
Kołysaliśmy sie w rytm muzyki. Tak to ja moge tańczyć...
Położyła mi głowę na ramieniu.
- Bullet... – wymamrotała.
- Ym...?
- Coś ty zrobił...
- To co trzeba było – Uśmiechnąłem sie, czując jej policzek obok mojego.
Po kilku następnych wolnych, ale ciężkich kawałkach zauważyłem że w klubie jest jakoś mniej ludzi.
W głębi duszy czułem dumę...
- Chyba mamy klub dla siebie – powiedziałem patrząc Leo w twarz. Uśmiechałem sie,  dumny z siebie.
- Trzeba być Bulletem żeby tak rozjebać impreze – powiedziała.
Zaśmiałem sie i pocałowałem ją mocno.
Tuliłem do siebie aż oboje uznaliśmy że nie ma co czekać.
W klubach zawsze sa jakieś pokoiki dla Dja czy coś takiego. Właśnie taki znaleźliśmy. Stał tam jakiś facet i odpalał skręta z ziołem. Zasmrodził atmosfere...
- Wypierdalaj! – wydarłem sie, ciągnąc Leo za sobą.
Facet szybko opuścił małe pomieszczenie.
Śmierdziało trawą, ale nie przeszkadzało to nam. Kopnąłem mały stolik który mi zawadzał i wylałem czyjeś piwo. Przycisnąłem Leo do ściany, nie odrywając swoich ust od jej.
Szybkim ruchem zdjęła mi kurtkę i zabierała sie za koszulkę podczas kiedy ja obejmowałem ją w talii.
Atmosfera zrobiła sie gorąca kiedy jednym sprawnym ruchem zdjąłem jej stanik. Prawie cała nasza garderoba walała sie teraz na podłodze.  Jej włosy były w nieładzie, tak samo jak moje. Sapała, kiedy gorąco całowałem je usta.
Drzwi były zamknięte, nawet mnie nie obchodziło czy ktoś tu wejdzie.
Nie myślałem też o tym co powiedziałem dzisiaj Festerowi. Że nie zależy mi na seksie, że ta sapiąca z podniecenia dziewczyna mnie nie podnieca... Pieprzyć co mówiłem!
Przyciśnięty do jej ciała,  zacząłem delikatnie masować okolice je cipy, zbliżając sie coraz bardziej w dół...
Trwało to dosyć długo, nie lubie krótkiej gry wstępnej.
- Bullet... – wyjęczała cicho kiedy ja wpatrywałem sie w jej cycki.
- No? – zapytałem.
- Zrób to kurwa – powiedziała głośniej.
-  Mamy czas – wyszeptałem, po czym pocałowałem jej usta.
Kiedy już moja ręka doszła do celu, Leo zaczęła głośniej sapać i sugerować że jestem dobry w te klocki.
Wyćwiczone od gitary palce wiedzą jak doprowdzić tą dziewczyne do orgazmu.
Trzymała głowę w moich cyckach i jakby chciała zrobić mi malinke między nimi.
Uśmiechnąłem sie lekko... Czy ta noc miała tak wyglądać?
Jak Fester zapyta powiem że oglądaliśmy filmy przy piwie przez całą noc.
Kiedy w końcu doszła, jeszcze przez chwilę calowaliśmy sie. Mam najlepszą dziewczynę na świecie.
- Masz potargane wlosy – powiedziała podnosząc swój stanik w podłogi.
- A ty to co? – zapytałem z szerokim uśmiechem.
W rozpuszczonych włosach i z dziwnym śladem między cyckami wyszedłem z pokoju. Leo podążała za mną.
Doprowadziliśmy sie do stanu sprzed paru minut i gdy weszliśmy spowrotem do głównego pomieszczenia klubu, zauważyliśmy że jest pusty.
- Hmm... Wódka z colą? – powiedziałem do Leo. Nie sądziłem że kiedykolwiek będziemy mieli cały klub dla siebie. Barman stał za barem i bawił sie telefonem. Widać taki stan rzeczy mu odpowiadał.
Zamówilem dla nas drinki. Ze szklankami wróciliśmy na naszą kanape. Leo piła, leżąc na moim ramieniu. Kiedy poczułem jedno z wielu tamtej nocy, uderzeń gorąca, wlałem w siebie ostatni łyk drinka.
Sapnąłem myśląc „To była zajebista noc”.
Jakby ciemna plama – tak wyglądała dla mnie reszta tej nocy, kiedy rano otworzyłem oczy.

Obudziła mnie Leo. Nie wiem czy to ja czy ona ale pierwszy zapach jaki dostał mi sie do nozdrzy to wódka.

Cześć. Jak, podoba wam sie rozdział? 
5 kom- next