niedziela, 26 czerwca 2016

6. Jam session

- Kotku... już piąta. Zaraz masz autobus... – szeptała, kiziając mój policzek na którym walały sie pozlepiane włosy.
- Ehm... – jęknąłem jeszcze śpiąc. Nie dotarło to do mnie. Dopiero po kilku sekundach.
- Kurwa! – Gwałtownie otworzyłem oczy.
Jak nie będe w domu za godzine, wszystko co mam sie rozjebie.
Szybko wygramowiłem sie spod kołdry. Zebrałem wczorajsze ciuchy z podłogi, wyrzuciłem kolczyk gdzieś na materac i w największym pośpiechu sie ubrałem.
Włożyłem snapa który walał sie w kącie i miałem już wychodzić. Jednak, zobaczyłem skąpaną w porannym słońcu twarz Leo.  Wróciłem do niej, całując ją delikatnie.
- Do jutra – powiedziałem.
- Kocham cie – odparła.
Drzwi trzasnęły a ja sprintem popędziłem na dół. Jak ten autobus ucieknie to Fester będzie miał pobudke o piątej rano. A wiem jak to uwielbia, zwłaszcza kiedy jest z tą swoją dupą.
Słońce już zalewało ulice, to zaleta lipcowej pogody. I było nawet ciepło.
Zmęczyłem sie, ale zdążyłem wsiąść do autobusu zanim odjechał.
Włączyłem jakiś kawałek Escape the fate. Troche bałem sie że nie zdąże wrócić do domu na czas, ale rozluźniłem sie. Właśnie tym jest dla mnie metal – ucieczką i ukojeniem kiedy mam jakiś problem.
Tyllko dlaczego ja zawsze mam jakiś problem? Mam wyznaczone godziny, wszystko na czas, pewne osoby nie mogą wiedzieć o istnieniu drugich i tak dalej...
To denerwujące ale sam wybrałem takie życie. Do pewnego czasu było fajnie ale zaczęło mnie to męczyć.
Dzisiaj wieczorem będzie akcja z chłopakami. Znowu musze wcisnąć mamie kit że nocuje u kumpla.
Definicja mojego życia to na 100% kłamstwo.
Wysiadłem z autobusu i odpaliłem szluga. Akurat na przystanku koło mojego domu wsiadała koleżanka mojej babci. Starsza ale bardzo miła kobieta.
- O, Edytka. Co tak wcześnie na nogach? – zapytala z serdecznym uśmiechem.
- Tak jakoś – odpowiedziałem tak samo grzecznie choć „Edytka” brzęczało mi w uszach.
Pani Krystyna wsiadła do autobusu a ja ruszyłem w stronę domu. Żeby tylko nic  babci nie mowiła że ja sie włócze po nocy.
- Edytka... – śmiałem sie w myślach. Lepiej kiedy sie śmieje z tego niż rozwalam wszystko co jest pod ręką.
Zielone liście na drzewach i trawa wyglądają pięnie. Dlatego lubie łazić o tej porze.
Kiedy szedłem, w  uszach miałem dźwięk a przed oczami obraz wczorajszych wydarzeń. Dawno nie czułem sie z Leo tak dobrze.  Jest tak naprawde jedną z niewielu rzeczy kttóre trzymają mnie przy życiu.
Skręciłem w ścieżke która prowadziła do mojego domu. Dwa czarne diably... znaczy labradory wyczuły mnie z daleka.
- Zamknąć mordy – wysyczałem. Zaraz cały dom obudzą.
Cicho wszedłem do środka. W domu nic nie wskazywało że ktokolwiek już wstał.
Będąc już w swoim pokoju, zrzuciłem nieświeże ciuchy i zamierzałem dospać jeszcze pare godzin. W bokserkach wgramoliłem sie pod kołdre i zamknąłem oczy. Musze mieć siłę na pracowitą noc.
Van pewnie już czeka, Tir z Gdańśka jest już pewnie w drodze...Zacząłem jeszcze raz  rozplanowywać całą akcje ale w ten sposób nigdy bym nie zasnął. Gdyby Leo była obok mnie, dotyk jej ciała uśpiłby mnie momentalnie.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Około 7 Ewa weszła do mojego pokoju.
- Co tu taki burdel? – Powiedziała zdziwiona, widząc moje ciuchy na podłodze jakbym wrócił z mocno zakrapianej imprezy i jeszcze pijany położył sie spać.
- Padłam wczoraj na ryj – powiedziałem, budząc sie. Chyba nie pośpie.
- Wstawaj, szkoda dnia – podeszła, pocałowała mnie w policzek i pojechała swoją turkusową strzałą do pracy.
Podniosłem sie i poszedłęm wziąć prysznic, wstawiając wcześniej wode na kawe. Muzyka Parkway Drive niosła sie po całym domu. Chata cała dla Bulleta – cisza gwarantowana.
Gdy już sie umyłem, zalałem kawe czując jej aromat i gapiąc sie na  malinke pomiędzy moimi cyckami, włożyłem czarne rurki które idealnie pasowały do mojego czarnego sportowego stanika. Bede tak chodzić, jestem u siebie.
Włożyłem czarne, zwykłe Adidasy z białymi paskami i rozczesałem mokre włosy. Zostawiłem je rozpuszczone, wyjde zaraz na dwór to szybko wyschną.
Wziąłem kawe, fajki, zapalniczke i wyszedłem na taras.
Położyłem to wszytko na stoliku i zdałem sobie sprawe że  dzisiaj mam wolny dzień. Nikt nie zadzwoni, dopiero wieczorem. Moge pożyć troche normalnym życiem.
Czułem że wyglądam jakbym chlał całą noc. Że mam wory pod oczami i śmierdze wódą. Ale nie obchodziło mnie to.
Upiłem łyk kawy. Słońce ogrzewało moje ramiona, cudowne uczucie.
Uwielbiam lato. Każda pora roku ma niepowtarzalny klimat ale w lecie wszystko jest zajebiste. Można jeździć z kumplami nad jezioro,  robić imprezy na dachach budynków i żyć w nocy bo nawet o 3 jest ciepło. A wschody słońca między 3 a 4 godziną to jedne z piękniejszych widoków...
Oblizałem usta i odstawiłem kubek. Wpadłem na pomysł jak zagospodarować ten wolny dzień.
- Ciekawe czy Fester jeszcze śpi... -  zastanawiałem sie, trzymając telefon w ręku.
Moje usta ułożyły sie w uśmineszek z cyklu „Gówno mnie to obchodzi”.
Zadzwoniłem. Odebrał z głośnym „KURWA MAĆ!”
- Siema kumplu, obudzilem? – zapytałem jakby nigdy nic.
- Nie, pizdo! I tak nie mogłem spać! – wykrzyczał. Wiedziałem że kłamie. Inaczej by  sie nie wydzierał.
-Oj, przepraszam... – powiedziałem słodkim głosikiem, szczerząc sie sam do siebie – Bierz nasze gitary i wbijaj. Mamy wolne – poinformowałem Festera, pijąc z kubka.
- Bullet... – Słyszałem że westchnął. Pewnie siedział  na łóżku bez koszulki i poprawiał potargane po sekie kłaki. Pociągnął nosem – Naprawde chcesz grać na gitarach?
- Kurwa, przyjeżdżaj! – warknąłem i zakończyłem połączenie. Czy ja żartowałem czy mam kumpla debila?
Mlasnąłem ustami i dokończyłem kawe. Nie, żartowałem z tymi gitarami! Będe sie nudził cały dzień i gadał z mamą jak wróci z pracy!
Odpaliłem szluga i pokręciłem sie chwilę po podwórku.
Uwielbiam budzić Festera tak rano. Właściwie, uwielbiam go wkurzać z zwłaszcza dzwonićo 1 w nocy kiedy jest ze swoją dziewczyną. To jest jego pora na... robienie różnych rzeczy. I ten jego głos, i te przeklenstwa, i jęki jego dupy kiedy wtedy dzwonie... To muzyka dla moich uszu.
Zaśmiałem sie.
Jego dziewczyna... W sumie nie jest aż taka brzydka... Ale napewno nie w moim typie. Po pierwsze, blondynka. Dwa, troche za gruba. Trzy, nawet bym na nią nie zwrócił uwagi. A Leo... tylko na nią spojrzałem i już. Bullet zaczął coś czuć.
Jakieś półtora roku temu wpadłem na nią za barem. Pewnie nieciekawi goście chcieli ją okraść, zgwałcić albo jedno i drugie.
Widziałem jej zapłakane oczy, pełne strachu. I krew.
Nie mogłem jej tak zostawić.
Potem zaczęliśmy gadać... dowiedziała sie że mam cipe a nie jaja ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Byłem Bulletem.
Albo Edi, ona to wymyśliła. Kiedy jestem smutny, mówi do mnie Edi. Kiedy Bulet chce na chwile zniknąć, staje sie Edi.
Ale to tylko z nią.
- Właśnie, może by do niej zadzwonić? – pomyślałem, wchodząc do kuchni.
Odstawiłem kubek do zlewu.
- Nie, nie bede przeszkadzał – zdecydowałem. Padłem na swoje łóżku, rzuciłem telefon obok i wtuliłem sie w poduszke.
Relaksowałem sie, słuchając The River – Parkway Drive. Taka nastrojowa piosenka. Mój antydepresant, czy coś.
Szturchnąłem ręką okno, otwierając je. Do pomieszczenia dostało sie świerze powietrze... i kot.
Moja brązowa kotka, Rysia. Ma balejaż na całym ciele oprócz końcówki ogona który jest biała. Śmiałem sie że w farbe wsadziła kiedyś ten ogon.
- Co tam, piękna? – jęknąłem, słysząc znajomy mruk.
Odprężąm sie przy niej. Kiedy kładzie sie na moich plecach tak jak teraz. Niby pies to najlepszy przyjaciel człowieka ale ja kocham tego kota.
Zasnęliśmy tak razem. Na jakieś pół godziny.
Dopóki nie zeskoczyła ze mnie i nie wypierdoliła przez okno. Mnie obudził trzask drzwi.
Fester wpadł do pokoju.
- Ciebie pojebało że tak wcześnie mnie budzisz? – Chłopak wpadł do pokoju nicym huragan. W dłoniach trzymał dwie gitary akustyczne: czarną moją i w kolorze drewna, jego.
-Kota mi wystraszyłeś – powiedziałem.
-Oj tam kot... Dziewczyne mi wystraszyłeś! – rzekł kumpel, odkładając akustyki pod ściane i stanął nade mną. Patrzył mi w zaspaną twarz spode łba.
- Jak kocha to wróci, nie pierdol – W myślach dodałem „chociaż lepiej żeby nie wracała”.
- Obraziła sie – dodał siadając obok mnie.
- Przejdzie, ile razy Leo miała focha... Wyruchasz ją i będzie ci z rak jadła! – zaśmiałem sie, klepiąc  Festera w plecy.
- Pff... wtpierdalaj – Chłopak zaczął sie ze mną przepychać. Wrzyślaliśmy sie po łóżku.  Zabawe przerwał dopiero mój dzwoniący telefon.
- Alo?
- Coś ty taka zdyszana? – odezwała sie Ewa. Słyszała zadyszke i entuzjazm w moim głosie.
- A,nic... Bawie sie z Ryśką – skłamałem.
- A już po śniadaniu?
- Tak, mamo. Zęby też umyte – Słyszałem że Fetser recholi sie cicho.
- Zrób coś pożytecznego dzisiaj – powiedzaiła.
- Zrobie – W myślach miałem dzisiejszą noc. Uśmiechnąłem sie zadziornie.
-  Kończe. Robote mam.
- Kocham cie – powiedziałem jak zwykle.
- Nie kłam – Siostra sie rozłączyła.
Westchnąłem i powiedziałem do Festera „Napierdalamy?”, skinając głową w stronę naszych gitar.
- Dawaj – Zlazł z mojego łóżka i podał mi gitarę.
Zastanawiałem sie gdzie ja właściwie mieszkam bo moje rzeczy nie mają jednego stałego miejsca. Bluzy jeżdżą w samochodzie,  jedna gitara jest tu, druga u Leo, trzecia u Festera, ciuchy też są porozrzucane po mieście a drugi samochód stoi w naszym magazynie gdzie też jest jedno z moich pięciu miejscówek do spania...
- Ej, wiesz jaki ja mam bajzel w życiu? – zapytałem Festera, śmiejąc sie głupio.
- Tak, ja tak samo – powiedzial. Wpatrywał sie w struny, grając Say Goodnight Bulletów.
Kiedy doszedł do refrenu, ja przejąłem stery i zacząłem grać.
Następnie graliśmy All these things i hate. Jest to kawałek który gram jak coś mi sie pierdoli. Dziwne bo powinien być hymnem mojego życia.
Siedzieliśmy tak trzy godziny. Napisałem przez ten czas nową piosenke.
Kiedy dochodziła dwunasta, odłożyłem zeszyt i długopis.  Moja mama zaraz wróci, czas wyjebać Festera.
- Yo, musisz sie zbierać! – walnąłem go w ramię. Pomogłem mu zanieść gitary do auta.
- Koło dwudziestej, transport ci załatwie – rzucił na pożegnanie. Tak, znam szczegóły własnej akcji.

Chwilę po tym jak pojechal, moja mam weszła na podwurko. Ja akurat jarałem, opierając sie o brame.

Cześć. Jak tam wasze wakacje? Zaczynają sie dopiero, także życzę wam żeby były udane. Ja, niestety wakacji nie mam ale znajduje czas na pisanie dla was :) Podoba wam sie rozdział czy nie za bardzo?:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz