piątek, 8 lipca 2016

7. Gametime

- Który dzisiaj? – zapytała uśmiechając sie. Nie, nie była na mnie zła. Przywykła.
- Drugi – powiedziałem.
Kiedy poszła, ja dalej paliłem. Tak, a połowa paczki sama sie opróżniła. Bullet, ty kłamco.
Bawilem sie kostką trzymaną w palcach. Zgasiłem szluga i wróciłem do domu.
Pomagałem ammie rozpakować zakupy.
- Wiesz, jade koło 20 do kolegi. Zostaje na noc... – powiedziałem, wyjmując pieczywo z siatki.
- Do tego co zawsze? – zapytala moja mama.
- Tak. Filmy pooglądamy, na kosoli pogramy, wiesz...
- Ale rano wrócisz?
- Tak, jasne – powiedziałem odwrócony do niej plecami. Nie zobaczyła że mam niepewny wyraz twarzy. Jak zawsze przed akcją – tak naprawde nie mam pojęcia.
Niby jestem niepokonany... Ale zawsze jest jakieś ale. Jakiś marginez błędu który może zostać przekroczony. Policja, mafia, nasi przeciwnicy... Tak naprawde w każdej chwili moge zostać zabity albo aresztowany.
Wybiegłem z domu, czując napływ złości.
Nie chce ich narażać: mamy, Ewy... ale nie moge inaczej. Sam wybrałem takie życie i już nie ma odwrótu.
Chodziłem po dodze, kopiąc kamienie.
Uspokoiłem sie po paru minutach. Wróciłem do domu i ignorując dziwne spojrzenie rodzicielki poszedłem na taras. Położyłem sie na huśtawce, chcąc pobyć sam. Czułem na plecach leki powiew wiatru, chowając twarz w dłoniach.  Dziwne było zmęczenie które czułem. Nie chciało mi sie spać, to raczej chęć wycofania sie z życia.
Może kiedyś przyjdzie dzień że nie wróce do domu?
Oh, zamknij sie Bullet...
Ewa obudziła mnie koło 16. Kiedy sie podnosilem, plecy strasznie mnie piekły. Kurwa, właśnie znalazłem wadę pory roku jaką jest lato... Nie zasypiać w dzień na dworze.
Wszedłem z siostrą do jej pokoju. Akurat jadła pomidorową.
Przytuliłam sie do niej.
- A tobie co? – zapytała, uśmiechając sie. Przywykła do czułości z mojej strony ale tym razem sie zdziwiła.
- Kocham cie – Poiwiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Heh, spadaj – zaśmiała sie w wpatrzyła w telewizor.
Kiziałem jej blond włosy, leżąc obok niej.
Naprawde, mam dzisiaj przeczucie że coś pójdzie nie tak.
Wpół do ośmej wzrosło mi ciśnienie. Wyszedłem na fajke, ubrałem już czarny tshirt i do kieszeni spodni włożyłem mój kolczyk.
Słońce niedlugo sie schowa a demon zostanie uwolniony. Już zobaczyłem w swoich oczach ten błysk który tak uwielbiam.
Wysoki płomień zapalniczki odpalil koniec Marlboro.
Mama z Ewą siedziały u niej i oglądały film. Ja wyjąłem z mojej wersalki butelkę Corony.
Wypiłem ją szybko, chcąc by alkohol zadziałał. Nie mogłem w stanie totalnego wkurwienia i denerwowania jechać obrabiać sklep.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w takim stanie. Naprawde, mam złe przeczucia odnośnie tej nocy.
Mój czarny plecak z naszywkami BFMV leżał gotowy na wersalce. Było tam kilka magazynków do broni, pistolety, dwa piwa, kamizelka kuloodoporna i mały netbook.
Pod mój dom podjechała dwuosobowa sportowa Honda. Pomalowana w ciemno-niebieski mat, srebrne felgi i przyciemniane światła.
Domyśliłem sie że to po mnie gdyż za kierownicą siedział Zack.
Chwyciłem plecak i szybko wybiegłem z domu.  Wkurwienie nie pomagało. Nie chciałem żegnać sie z dziewczynami., Bałem sie że to mogłoby być ostatnie pożegnanie.
Ta  fura była pedalska – idealnie dla Zacka. Alkohol we krwi pomógł mi sie z tego śmiać.
Wpakowałem sie do auta.
- Siema, ready? – zapytał Zackey. Denerwował si napewno mniej niż ja gdyż uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- As fuck – powiedzialem wkładając kolczyk w wargę i wyjmując spod swojego tyłka czarną bluze Bulletów.
Niestety, jechaliśmy słuchając jakiejs techniawki. Napewno nie pomogło mi to sie wyluzować. Zackey zobaczył że jestem podchmielony i najzwyczajniej w świecie śmiał sie z tego.
Nałożyłem kaptur na głowę i zasmradzając samochód, paliłem papierosa. Czułem że moje ciało lekko drży. Serio, coś sie dzisiaj stanie. Tylko nikt z nas nie wie co.
Po jakimś czasie zajechaliśmy już na tyły  kamienicy. Nieopodal znajdowało sie centrum handlowe. Spotkaliśmy sie z resztą ekipy  czyli Festerem, Rossem i Niko.
Fester opierał sie o naszgo vana i chlał. Obok niego stał Ross, znaczy Daniel.  Jest w wieku Niko i , ma 22 lata.  Ma krótkie czarne włosy i zarost wokół  ust. Jest typem lovelasa i kobieciarza, lubie laski na jedną noc i zioło.
Stal tam w białych butach, szarych dżinsach i kolorowej bejsbolówce. Był chudynm gościem i serio przystojnym. Tak troche jak Zackey – wkurzał mnie bo nie pasował do mnie i Festera.
A Niko – ha... Niko jest...dziwny.  W tej ekipie tylko ja i Fester jesteśmy normalni. Niko ma włoski ułożone, zawsze szarmancki uśmieszek i wzrok zawieszony na przystojnych chłopcach podobnych do niego. O jego orientacje z Festrem nie musieliśmy sie nawet kłócić bo sam nam powiedział.
- Siema przychlasty – rzuciłem, patrząc na Festera. Dziwnie wyglądał, jak metal w gejowskim klubie. Mam z nich beke ale są moimi jedynymi przyjaciółmi.
-Elo – odpowiedzieli.
Zmierzyłem ich wzrokiem.
-  Gdzie broń? – zapytałem Festera.
- Zapakowana – powiedział, stukając w vana – Musimy jechać, transport zaraz tu będzie.
Obrobimy centrum handlowe, wrzucimy skradzione rzeczy do tira który zaraz przyjedzie i pójdziemy pić – co może pójść nie tak i co powoduje to dziwne uczucie we mnie?
Fester wskoczył na miejsce kierowcy,  a my z chłopakami siedzieliśmy z tyłu. Siedzenia z tyłu wyrzuciliśmy żeby móc tym vanem wozić towar.
Po ok. 2 minutach jazdy zbliżaliśmy sie już do galerii. Wejście było duże i szklane. 
- Wbijamy – wyszeptałem, trzymając już klamkę od drzwi. Zawsze jestem gotowy minute przed akcją.
Nie zwalniając, samochód wjechał do budynku. Autem troche wstrząsnęło kiedy przebiło sie przez szkło.  Ogromna szyba rozprysła sie w małe kawałeczki kiedy my już jechaliśmy przez pasaż.
Muzyka Bullet For My Valentine rozbrzmiewała kiedy otworzyliśmy drzwi i wyskoczyliśmy z samochodu.
- Mamy dwie minuty, ruchy! – krzyczałem niue oglądając sie za Festerem który pojechał już na drugi koniec galerii.
Alarm wył ale ja byłem pewny siebie.
Szybko rozbiegliśmy się po budynku łapiąc wszystko co może sie przydać. Niko wziął na cel jakiś sklep z elektroniką i zaopatrzony w duży wózek miał zabrać jakieś większe sprzęty. Ross był tu aby sprzątnąć biżuterie ze stoisk które Fester rozwalił samochodem gdyż stały wprost na jego drodze. Ja... ha, ja brałem rzeczy dla siebie.
Mineło około pół minuty kiedy zwędziłem kilka ciuchów z jakiegoś  sklepu i wybiegłem na główną alejke. Słyszałem krzyk, jakieś „Kurwa!”. Jakby Niko ale to nie mój problem.
Sapałem, biegłem do następneo sklepu po drodze zbierając pieniądze które walały sie na podłodze. Setki, dwusetki... pewnie z kas od biżuterii, Fester je także rozwalił.
Włożyłem do plecaka około tysiąca gotówką i wszedłem do następnego sklepu. Zawinąłem kilka następnech ciuchów i musiałem zbierać sie do spadania z tego miejsca.
Biegnąc przez aleje zebrałem więcej gotówki. Czułem adrenaline, było jej pełno w moim ciele. Ale lubie to, daje kopa.
Spotkałem sie z chłopakami. Niko taszczył zapakowany wózek – jakieś telewizory, sprzęt audio... i słuchawki. Kilka pudełek.
- Na chuj ci to gówno?! – krzyknąłem chcąc przebić sie przez hałas dookoła.
- Sam kurwa nie wiem! – zaśmiał sie.
- Brać tylko to co sie sprzeda – pomyślałem z pogardą. Te słuchawki sie nie sprzedadzą. Drogie ale nie wiem czy ktoś to kupi.
- Zawijam – powiedziałem i zabrałem mu z wózka jedno pudełko Monster Beats.
Wsadziłem do plecaka. Troche sie zmęczyłem bo cały czas biegliśmy ale przed sobą widziałem już nasze auto. Fester siedział w środku, tylnie drzwi do vana były otwarte.
- 20 sekund! – wydarł sie.
Jesteśmy punktualni a znamy tutejszą policje. Jak za jakąś minute sie stąd wystarczająco nie spierdolimy to będe grać więziennego bluesa na moim Jacksonie.
Chłopaki już pakowali towar, jednak ja oddaliłem sie na chwilę.
-Ej, gdzie Bullet? – zapytał Niko Rossa.
- Był... tutaj – Chłopaki zdziwili sie, odkrywając moją nieobecność.
Nagle pękła szyba w sklepie niedaleko którego zaparkował Fester.  Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Wyjechał stamtąd duży wózek, taki jakim Niko obrabował sklep z elektroniką.
Jednak na tym był piec Marshalla. Dwie gitary – Ibanez RG42 i Cort EVL Z2.  I kilka kabli.
- Co ty odpierdalasz? Musimy spadać! – krzyczeli, siedząc już w aucie.
- Znasz mnie – zaśmiałem sie, wpychając z pomocą Rossa piec do auta. Nie wiem gdzie my sie teraz pomieścimy. Będzie ścisk.
Wyjechaliśmy z budynku z kilkunastosekundowym opóźnieniem.
Siedzialem w ocnym ścisku między piecem a telewizorami. Niko ciasnął sie wprost przy mojej cipie trzymając nogi na Rossie.
- Wygodnie wam tam? – śmiał sie Fester, paląc szluga.
- Fchuj – parsknął Niko – Co ci strzeliło do głowy?
- Nie wiem, musiałem je mieć – powiedziałem opierając sie o piec. Byłem padnięty i zaniepokojony.
Zadzwonił telefon Festera, po chwili chłopak oznajmił nam że musimy sie śpieszyć bo nasi klienici już czekają.
Zapadła chwilowa cisza. Przerywał ją tylko dźwięk silnika.
I to nie naszego co zauważyli wszyscy.
Zerwaliśmy sie, na tyle na ile pozwalał tłok. Przez tylnią szybe zauważyłem jakąś osobówke jadącą za nami.
- Mam złe przeczucia – powiedziałem, wyglądając zza kaptura. W aucie były dwie osoby. I nie wyglądali na pierwszych lepszych jadących za nami gości.
- Tajniaki?
- Strzelaliby...
- Może czekają?
- Ja pierdole, wpadliśmy...
- Mordy w kubeł! – wydarłem sie, sięgając za siebie po mojego Glocka. Zamieszanie narastało ale moja ekipa pojęła że czas zaczac ostrzał. Tyma bardziej że widziałem że w samochodzie za nami też trwa jakieś zamieszanie. Zobaczyli że ogarneliśmy.
Miałem już otworzyc drzwi i rozwalić im szybe. Ale zobaczyłem że pojawił sie drugi samochód.
Ciśnienie mi wzrosło.
- Kurwa... – wyszeptałem. Wiedziałem że coś pójdzie nie tak.

Cześć. Jak podoba wam sie rozdział? i jak mijają wakację? Piszcie w komentarzach, następny rozdział już niedługo 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz