wtorek, 20 września 2016
11. Old love never dies
Nie lubie takich poranków. Kiedy musze wracać do normalności.
Wyszedłem z budynku i ruszyłem dobrze znaną mi już trasą. Ze słuchawkami w uszach, przemierzałem chodniki na których już zaczynało przybywać ludzi. Było lekko po 8 godzinie, w sobote a jednak ludzi było sporo na mieście. Ja zwykle o tej porze śpie.
Wsiadłem do autoobudu i zająłem miejsce z tyłu, tuż przy tylniej szybie.
Mało ludzi jechało. Napisałem sms do Ewy że wracam już. Gdy zapytała czy sie najebałem, ułożyłem usta w uśmiech i nie odpisałem. Niedługo sama zobaczy.
W ciągu pół godziny byłem już pod domem. Pieski powitały mnie jak zwykle głośno.
Zdążyłem nawet wymyśleć historyjkę o gwożdziu który wbił mi się w ręke.
- O, dziecko wróciło – powiedziała mama, uśmiechając sie serdecznie. Nigdy nie była na mnie zła jak imprezowałem, wiedziała że nigdy nie trace kontroli.
- Cześć – powiedziałem, znikając w drzwiach swojego pokoju.
- Jak było? Dawno nie znikałaś na tak długo – usłyszałem.
- Tak, za fajnie nam było żeby to przerwać – powiedziałem starannie dobierając słowa żeby przypadkiem nic nie palnąć. Był ciepło więc zdjąłem bluzę. Będąc w samej koszulce, spodziewałem się już pytań na temat bandaża.
Wróciłem do kuchni żeby sie napić. Słońce zaczęło powoli dogrzewać, dzień zapowiadał sie gorący.
Biała ozdoba na mojej ręce od razu zwróciła uwagę mamy.
- Co sie stało? – zapytała z nutką przerażenia w głosie.
- Głupia historia – powiedziałem z uśmiechem, wyjmując picie i lód z lodówki.
- Ale co sie stało? – powtórzyła. Widziałem że sie martwi.
- Przepychaliśmy się i taki duży gwóźdź mi sie wbił. Krew sie lała ale już jest w porządku – rzekłem zza pleców, nalewając coli do szklanki.
Mama uwierzyła. Zapytała jeszcze tylko czy odkaziliśmy i czy Fester sie na tym zna. Tak, bardzo często opatrza takie „rany po gwoździach”.
Zapukałem cicho do pokoju siostry i wszedłem. Już sie budziła.
Uśmiechając się, zbliżałem sie do jej czerwonej kanapy. Była rozłożona, więc rzuciłem sie na wolne miejsce prawie rozlewając picie.
- Uważaj, buraku – powiedziała głośniej. Ja pocałowałem ją w policzek, uśmiechając sie jakby nigdy nic. Wytarła moją ślinę i oparła się o poduszkę. Zawiesiła na mnie spojrzenie i ułożyła usta w cienką linie.
- Śmierdzisz wódą – powiedziała.
Kręciłem głową, z głupim uśmieszkiem. No i jak to skomentować?
Parsknęła, dodając żartobliwie „Pijak”.
- Też cie kocham – powiedziałem i upiłem łyk ze szklanki – Chcesz kawy? Albo coś na śniadanie?
- Nie, wstaje już.
Zostawiłem ją, niech sie ogarnie. Odstawiłem puste szkło na blat i poszedłem do swojego pokoju po fajki. Z papierosem w zębach, wychodziłem korytarzem na dwór. Moja mama akurat nakarmiła psy i wracała do domu.
- Który dzisiaj? – spytała.
- Pierwszy – rzekłem, odpalając.
Kiedy weszła do domu, powiedziałem sam do siebie „ Szósty... może siódmy”
Nie wiem ile spaliłem przez drogę do domu.
Po chwili rzuciłem peta na ziemię i wróciłem do swojego pokoju.
Usiadłem na łóżku, rozglądając sie po pokoju. Ramię ciągle mnie bolało i każde otarcie czy dotyk pogłębiało ten ból.
- Wyście sie wściekli z tym Festerem? – zapytała Ewa, już ubrana. Miała na sobie ciemną tunikę i czarne dżinsy do których dobrała balerinki. Jej blond włosy były upięte w kucyk który spadał przez jej ramię na pierś.
- Troche. Nie, nie boli – powiedziałem. Stała w drzwiach przyglądając mi się.
- Masz wory pod oczami, pijaku – powiedziała, uśmiechając sie lekko.
- Mówiłam ci już że cie kocham? – zapytałem, szczerząc sie.
Rzuciła mi jeszcze jeden uśmiech i wróciła do kuchni. Usłyszałem pyknięcie, wstawiła wodę na kawę.
Padłem na poduszkę. Czułem sie skacowany... Jednak przeszło mi kiedy pomyślałem o Festerze.
Wyszedłem na podwórko. Na drzewie była zamocowana huśtawka. Tam spędzam czas kiedy nie jestem z Leo czy tym pijakiem do którego właśnie dzwonię.
Bujając sie na starym kawałku drewna, czekałem aż kumpel odbierze.
- Alo? – jęknął. Wyobraziłem go sobie teraz na jego czarnej kanapie w samych gaciach. Pewnie obudziłem go swoim telefonem. Hmm... w sumie nic nowego.
- Żyjesz? Jesteś w domu? – zapytałem od razu, nie chcąc przedłużać rozmowy.
- TAK KURWA BULLET... JESTEM W DOMU – powiedział wkurzony.
-Aha... to cześć – powiedziałem cicho, jednak z uśmiechem. Śmiałem sie z niego, bez współczucia... Dla niego to będzie naprawde ciężki dzień.
Schowałem telefon do kieszeni. Huśtałem się, patrząc na liście na drzewie nade mną. Słońce je oświetlało, nad nami widniało niebieskie, czyste niebo.
Mamy naprawde ładne lato.
Dzień dłużył sie, jak zawsze kiedy musze żyć moim nudnym życiem. Fester sie nie odzywał, Leo pisała smsy... Chciałbym być teraz z nią ale zamiast tego jest godzina 18 a ja siedze w kuchni, patrząc jak mama zmywa po obiedzie.
- Jakiś taki dzień dzisiaj... do dupy – wymruczałem, chcąc przerwać durną ciszę miedzy nami.
- To wyjdź gdzieś, ciągle albo cie nie ma albo w domu siedzisz – powiedziała, odwracając do mnie głowę. Nie powiedziała tego ze złością czy wyrzutem, raczej z troską.
- Nie mam tu kumpli. Ani nikogo...
- A Monika? – zapytała retorycznie mama.
To imię wywoływało we mnie tylko powrót do niemiłych wspomnień.
- Nie ma mowy – powiedziałem ostrzej.
- Ale może to da sie naprawić, może sie zmieniła... – Mama nie ustępowała. Lubiła moją dawną przyjaciółkę.
- Wierzysz w to? – zapytałem, rzucając mamie ironiczny uśmiech.
- Weź tą swoją deskę i pojedź do niej, pogadaj... albo siedź i narzekaj że dzień do dupy – Po ostatnich słowach wróciła do swoich zajęć.
Naprawdę ją kocham... ale czasami nie podoba mi sie to co mówi.
Wszedłem do pokoju i z kąta podniosłem moją czarną deskorolkę.
Podłączyłem słuchawki do telefonu i wsadziłem je w uszy. Na wszelki wypadek włożyłem na siebie ciemną bluzę i wyszedłem z domu.
Idąc piechotą do ulicy, wybrałem w telefonie kawałek Slipknota – Before i forget. Jeden z lepszych numerów.
Kiedy moje stopy dotknęły asfaltu, rzuciłem na niego deskę i zacząłem jechać ulicą rzed siebie. Nic prawie tu nie jeździło więc trasę na deskę mam dobrą.
Jadąc, wspominałem jak kilka lat temu, kiedy byłem jeszcze zwykłym dzieciakiem, tak właśnie spędzałem letnie wieczory. Jeżdząc po ulicy, właśnie z Moniką.
Przyjaźniłem sie z nią od podstawówki. Wiedziałem że jest fałszywa ale nie zwracałem na to uwagi. Myślałem że po prostu sie ze mną droczy. Nie... nastawianie ludzi przeciwko mnie i durne plotki to nie droczenie. To chamstwo.
Dotarłem do ścieżki rowerowej. I ich zobaczyłem. Monikę... jakby to imię w mojej głowie zwiastowało kłopoty.
Chodziła tamtędy ze swoim kolesiem. Jej brązowe włosy opadały na plecy. Ubrana była w białą lekką sukienkę w szmaragdowe pasy.
Jej wyższy chłopak wyglądał na dresa.
Nie widzieli mnie, jechałem za nimi w pewnej odległości.
Trzymali sie za ręce.
Troche mnie to bolało. Bo ta dziewczyna kiedyś znaczyła dla mnie coś więcej. Kiedy jeszcze oszukiwałem sam siebie że jest dobra i nie ma złych zamiarów.
Owszem, jest ładna, chuda... ale serce ma czarne.
Była pierwszą z którą sie całowałem. Byłem dla niej koleżanką... dziewczyną z której sie śmiała, tak lepiej... ale dla jaj kiedyś sie pocałowaliśmy.
Ona tego nie pamięta... a ja wtedy pierwszy raz poczułem to coś. Że nie pragnę męskich ust na moich.
Mama o tym nie wie, nikt o tym nie wie. Monika też, nigdy jej nie powiedziałem jak bardzo mi sie podoba. Może wtedy zmieniłaby nastawienie do mnie?
- O czym ja myślę? – skarciłem się.
Gapiłem sie na nich, kiedy oddalali się. Słońce oświetlało niebo na pomarańczowo, ja zrobiłem przystanek na fajkę.
Oparłem się o barierki na moście i obserwowałem wzrokiem znikających za zakrętem moją byłą ukochaną i jej nowego fagasa.
Cześć. Czekam na opinie odnośnie rozdziału. W tym, dowiedzieliśmy się nieco o przeszłości Bulleta :) Mam nadzieje, że opowiadanie wam sie podoba
niedziela, 4 września 2016
10. Let's get drunk
Paląc, odpisałem na kilka smsów od siostry. Przecież nadal
jestem dziewicą i właśnie spędzam czas z
kumplem.
Potem zadzwoniłem do Festera.
- Hej cioto. Jak to sie stało że spałem na trawie? –
zapytałem, udając złego.
- A skąd mam wiedzieć. Ja obudziłem sie już w domu –
powiedział. Zastanawiałem sie co pił albo ćpał.
- Dzisiaj w nocy to sie powtórzy. Wpadacie do mnie... Znaczy
do Leo i chlamy.
- Hej, spoko pomysł. Przekaże chłopakom. A o której?
Zastanowiłem sie.
- Jakoś po 17, wbijajcie.
- No dobra. To do potem.
- No, czekam –
Zakończyłem połączenie i rzuciłem telefon na materac. Stanąłem w drzwiach
balkonowych opierając sie o nie.
Założyłem dżinsy i zacząłem oglądać telewizje. Tak minęło
następne kilka godzin.
Kończąc paczkę chipsów, usłyszałem że moja dziewczyna zbiera
sie do wyjścia.
- Już wychodzisz? – zapytałem, oglądając teledysk.
- Tak. Laski są w centrum – Dziewczyna wzięła torebkę ze
stołu i podeszła do kanapy. Wpatrzyla sie w telewizor.
- Widze maz bardzo ambitne plany na wieczór... – zadrwiła.
Uśmiechnąłem sie.
- Tylko nie wyrywaj żadnych lalusiów bo własnoręcznie ich
zajebie.
- Kocham cie -
nachyliła sie nade mną, pocałowała i wyszła uśmiechając sie.
Ja też sie uśmiechnąłem.
Podłączyłem do laptopa głośniki, włączyłem DevilDrivera –
The Mountain i poszedłem do kuchni przygotować sie na przyjście chłopaków.
W lodówce była wódka. Naszykowałem kieliszki, szklanki i
zrobiłem troche kanapek.
Następnie przeszukałem szafki i wyjąłem na blat kilka paczek
chipsów.
Wymachiwałem włosami i bawiłem sie moim ESP. Takim samym jakie ma Michael
Padget. Tylko ja niestety nie mam pieca w tym mieszkaniu.
Wyszedłem na balkon na fajkę. Dzien był jeszce młody, słońce
świeciło choć było już po 17. Samochód
Leo stał pod balkonem. W sumie, to nawet ładne auto. Sam jej... ukradłem. Tylko
nie w moim stylu.
Obserwowałem co dzieje sie na mieście. Ludzie wracają z
pracy, małolaty idą na imprezy, w końcu jest piątek.
Wyrzuciłem niedopałek na dół i wróciłem do mieszkania.
Łaziłem chwilę, myśląc właściwie o niczym. Zastanawiałem sie tylko za ile
przyjdą chłopaki.
Fester przyjechał pod kamienicę moim Subaru. Ale ja nie
mówiłem że mogę tu nocować.
Kiedy tylko weszli, w mieszkaniu zrobiło sie głośniej od ich
śmiechów.
- Fester, ty samochodem przyjechałeś? – zapytałem choć
znałem odpowiedź.
- No, a co? – zapytał, nie wiedząc o co chodzi. Niko i Ross
juz usiedli na kanapie.
- Leo wróci w nocy, nie możecie tu spać – wytłumaczyłem.
- Hmm... – Fester jakby sie zdziwił – To sie taksówke
zamówi. Po problemie – powiedział i dołączył do kumpli.
Ja akurat szedłem do kuchni.
- Bullet, dawaj alko! – krzyknął Ross.
- Zaraz przychlaście – mruknąłem biorąc talerz z kanapkami i
wódkę w drugą ręke.
Zaniosłem to do salonu.
- Oo, jest i strawa – Fester zacierał ręce.
- Jeszcze nie wszystko. Kieliszki i chipsy – powiedziałem
wracając do kuchni.
Gościliśmy sie w salonie,
oglądając teledyski na mtv i gadając o głupotach. Kiedy zrobiło sie ciemniej a
Fester już sie wstawił, zaczął udawać dziwkę i tańczyć. Nie zapłaciłbym za taką
rozrywke ani grosza.
Kiedy tak tańczył na niewidzialnej rurze, wyszliśmy z Niko
na balkon.
- Chyba sie najebał – powiedział chłopak.
- Heh, chyba – zaśmiałem sie.
- No, ja chyba nie chce żeby on prowadził – powiedział Niko
odpalając szluga.
- Coś wykminie, nie sraj – zrobiłem to samo i zamyśliłem
sie. Ale wiedziałem że nic nie wymyśle. Mam tylko ich, żadnych więcej kumpli.
Muzyka dudniła a my patrzyliśmy na krajobraz przed nami.
Widać było Lublin oświetlony latarniami.
- Ładny widok – powiedziałem.
- No, całkiem – powiedział Niko. W tej samej chwili
usłyszeliśmy jak ktoś sie krztusi.
Domyśliłem sie że to Fester i jak to sie skończy.
Zanim wróciliśmy do salonu, padło już „Kurwa!” i usłyszałem
śmiech Rossa.
Jednak mi nie było do śmiechu.
Fester leżał brzuchem na podłodze w kałuży własnych
wymiocin.
Byłem pijany... Miałem wyjebane na wszystko... Ale to mnie
ruszyło.
- Ja pierdole... – Staliśmy chwilę w ciszy, patrząc czy
kumpel wstanie czy nie ma zamiaru.
- Yo, żyjesz? – Poruszałem nim nie zwracając uwagi na żygi i
smród co było cholernie trudne.
Bełkotał coś po swojemu.
- Kurwa... – Pocierałem twarz ze zdenerwowania – Chłopaki,
weźcie go zanieście do wanny. Ja tu posprzątam.
- Serio? – zapytał Ross.
- Przecież go kurwa nie położę na kanapie w takim stanie! –
Burknąłem i poszedłem do kuchni po jakąś ścierkę.
Posprzątałem i wypiłem kolejny kieliszek wódki. Ja mogłem,
Fester już dzisiaj nie pije. Nie wiem nawet czy byłby w stanie.
- Śpi jak trup – powiedział Ross gdy wrócili z Niko z
łazienki.
- Ile on wypił? – zapytałem wycierając ręką usta.
- Za dużo, nie liczyliśmy – odparł Niko.
- Ale tu jebie – powiedziałem padając na kanapę. Na
telewizorze wyświetlała sie godzina 1. Leo właśnie do mnie zadzwoniła.
- Ani słowa – ostrzegłem chłopaków i odebrałem – Cześć
kotku, jak tam zabawa?
- Zajebiście! – krzyknęła. Słyszałem głośną muzykę i jej
spity głos – A wy, żyjecie?
- Tak, żyjemy – powiedziałem i sam palnąłem sie ręką w
czoło. Chłopaki cicho sie zaśmiali.
- Niedługo wracam, pościel łózko – powiedziała i sądząc po
odgłosach, wlała w siebie kieliszek wódki.
- Tak skarbie – powiedziałem i rozłączyłem sie.
- Niedługo wraca, musicie sie zbierać – powiedziałem
odkładając telefon na kanape. Podłoga jeszcze blyszczała ale była na szczęście
czysta. Śmierdzialo ale może Leo nie zauważy. Albo jest w podobnym stanie jak
Fester.
- Spacerek będzie – Niko klepnaął Rossa w plecy -
Wytrzeźwiejesz.
- Ty też – droczył sie Ross.
- Ja spać ide, dzięki że wpadliście – pożegnałem sie i
wzrokiem odprowadziłem kumpli do windy.
- Daj rano znać jak z Festerem – powiedział Niko zanim
zamknąłem drzwi.
Bez zbędnych ceregieli rozebrałem sie i poszedłem spać.
Nawet nie zauważyłem kiedy Leo wróciła. Rano obudziłem sie
już u jej boku. Śmierdziała wódką ale jej tego nie powiedziałem.
Jej ciemne włosy rozrzucone były na moim prawym ramieniu.
Objąłem ją we śnie, gdy tylko położyła sie obok.
- Dzień dobry – wymruczałem, zbliżając swoją twarz do jej.
Spała. Tylko lekko uniosła kąciki swoich ust.
Uśmiechnąłem się i usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy.
Mrugając nimi, jak co rano spojrzałem na balkon. Słońce oświetlało miasto.
- Eh... zaraz trzeba sie zbierać – Nieprzyjemna myśl plątała
mi sie po głowie.
Wstałem i boso poszedłem do kuchni zrobić kawę. Ja czułem
sie dobrze, ciekawe jak tam Fester.
Jeden kubek trzymałem w ręce, drugi zostawiłem na blacie.
Zapach kawy zawsze budził Leo, nawet skacowaną.
Zapukałem cicho do naszej małej łazienki.
Coś uderzyło o wanne. Zapewne łokieć Festera. Wszedłem,
uśmiechając sie.
Gramolił się, zapominając jak sie wstaje. Opierał się rękami
o brzeg wanny myśląc „Co tu sie kurwa dzieje...”
Stałem przed nim z uśmiechem na ustach. W myślach
zaśmiewałem sie do łez.
- Co kurwa cieszysz jape? – wybełkotał. Jego oczy wciąż
wyglądaały jakby był pijany, nie puszcze go do domu w takim stanie. A sam musze
już spadać.
Zaśmiałem sie.
- Chodź do kuchni, zrobię ci kawy – powiedzialem,
opuszczając pomieszczenie.
Jakieś 20 minut później, już ubrany i odświerzony,
podnosiłem swój plecak z podłogi. Leo właśnie ogarniała się przed lustrem a
Fester modlił sie nad kubkiem kawy. Dla niego to będzie ciężki dzień.
- Było powiedzieć że chcesz zimną. Dodałbym lodu – rzuciłem
stając w drzwiach do kuchni.
- Kurwa, Bullet – mamrotał, pocierając twarz i wory pod
oczami – Jak to sie stało?
- Siebie pytaj, czy ja wyglądam jak twoja matka żeby cie
pilnować... – mruknąłem, chodząc w kółko po salonie. Czekałem aż Leo dokończy
sie malować. Nie chciałem jej preszkadzać a bez całusa sie stąd nie ruszam.
- Ile ja wypiłem? – usłyszałem, wgapiając sie wlustro.
Obserwowałem jak moja dziewczyna maluje usta.
- Fchuj – wyszeptałem z uśmieszkiem. Leo cicho sie zaśmiała,
Fester nas nie słyszał.
- Odwioze go, idź już – powiedziała, po czym dała mi
lekkiego całusa. Odrobina czerwonej szminki została na moich wargach.
Wyszedłem z mieszkania. Idąc korytarzem, narzuciłem kaptur
na głowę.
Cześć. Przepraszam was za tak długą nieobecność. Wstawiam rozdział i mam nadzieje że jeszcze to czytacie :)
środa, 10 sierpnia 2016
9. You, Bullet. You are my everything
Na jednym sms od Leo, zaraz odpisze. Na drugim... kurwa.
Zadzwoniłem do mamy.
- Dzwoniłaś – powiedziałem kiedy odebrała.
- Tak, za ile wracasz? Musze zaraz wyjść – wyczułem że
śpieszy sie do pracy.
- Wiesz, zostane jeszcze u Festera. Troche wczoraj
odlecieliśmy – Ha... znaczy ja. I to bardzo.
- No dobra, klucz tam gdzie zwykle.
- OK. Trzymaj sie – powiedziałem, kończąc rozmowę.
Westchnąłem, padając na oparcie.
Spojrzałem na swoją ręke. Nie wiem czy powinienem odwijać
ten bandaż ale ciekawiło mnie jak to wygląda pod nim.
Bolało ale już mniej niż wczoraj.
Napisałem sms do Leo.
„ Cześć. Wstałem. Śniłaś mi sie J „
Zdjąłem przepoconą i zakrwawioną koszulkę. Rzuciłem ją na
kanapę i odczytałem odpowiedź Leo.
„ Mam nadzieje że to był ładny sen”
Automatycznie sie uśmiechnąłem.
„Przepiękny”
Wstałem i znalazłem w szafce czystą białą koszulkę. Wczoraj
musialem też zgubić gumkę do włosów. Dopiero teraz zobaczyłem że są
rozpuszczone.
Nie wiedziałem co robić. W sumie chciałem spędzić tu cały
dzień, odciąć sie na troche od wszystkiego.
Ale... kawy tu nie ma
a bardzo by sie przydała.
Narzuciłem na siebie czarną bluze i wsiadłem do auta
Leo. Czekała mnie przejażdżka do
Lublina.
Jadąc przez to odludzie, dostałem kolejny sms od Leo.
„ Wieczorem masz mieszkanie dla siebie. Ide do Olgi”
A, jakaś jej kumpela... Fajnie, to ja zaprosze chłopaków.
Uśmiechnąłem sie. Mamo, dzisiaj też nocuje u kolegi.
Uśmiechnąłem sie. Jestem wrednym kłamcą ale to dlatego że
mam zajebiste życie.
Ha... teraz tak uważam. Wczoraj było co innego.
Zblizała sie jedensta kiedy stałem na światłach w centrum
Lublina.
Długo szukałem miejsca parkingowego. Rozglądałem sie, jadąc
ulicą.
Po niezbyt krótkim czasie, zaparkowałem auto. Do ulubionej kawiarni musiałem kawałek przejść.
Zamknąłem auto i narzuciłem kaptur na łeb. Jestem w końcu
poszukiwanym przestępcą. Nawet bez kolczyka w wardze ktoś mógłby ie
zorientować.
Hmm... czy to nie dziwne że w słoneczny dzień ide w bluzie z
kapturem? Słońce grzeje, upał...
Tak, dziwne ale gdyby zobaczyli moją ręke to już by sie
podniósł alarm.
Idąc ulicą zapewne zwracałem na siebie uwagę, dlatego
szedłem dość szybko.
Dobiłem do drzwi kawiarni.
W środku podłoga wyłożona była zielonymi i kremowymi
płytkami. Ściany były jasne a przez duże okno do środka wpadało słońce.
Niewiele osób siedziało tam o tej porze dnia.
Podszedłem do kasy, obsługiwała mnie młoda dziewczyna o
ciemniejszej karnacji i hiszpańskiej urodzie.
- Kawę i kawałek sernika proszę – powiedziałem, zmuszając
sie do uśmiechu. Tylko moje usta widać było spod nisko zarzuconego kaptura.
Dziewczyna zrealizowała zamówienie i ze względu na swój
ładny wygląd dostała kilka złoty ekstra.
Szybko wróciłem do samochodu. Stojąc na parkingu, piłem kawę
słuchając muzyki. Sernik jadłem jadąc do
mieszkania Leo.
Byłem tam po krótkim czasie. Zaparkowałem pedalski samochód
i wysiadłem.
Postanowiłem spędzić dzień poza domem.
Oparłem sie o ścianę i poinformowałem mamę że nie wracam na
noc.
Była zdziwiona, zmieszana, może podejrzliwa... ale w końcu
sie zgodziła.
- Halo? – zawołałem wchodząc do mieszkania. Leo wychyliła się z sypialni. W crop topie z
logiem Adidasa, szortach i tenisówkach. I rozpuszczonych wyprostowanych włosach
w jakich jej jeszcze nie widziałem. Wyglądała inaczej.
- Coś ty zrobila z włosami? – prychnąłem głośno, uśmiechając
sie.
- Yy... nic – wyszła do mnie – Wyprostowałam tylko.
Przytuliła mnie, głaszcząc po plecach. Wiedziałem że patrzy
na ręke.
Zdjąłem bluzę i pokazałem jej to co chciała zobaczyć.
- Nie jest źle, przywykłem do tego że ktoś chce mnie zabić –
powiedziałem, chcąc dodać jej otuchy. Ale nie wyglądała na podbudowaną.
- Wiesz że nie chce cie stracić – powiedziała.
- Nie bój sie, jestem i zawsze będe – powiedziałem, rzuciłem
bluzę na sofę i poszedłem do sypialni. Usadowiłem sie na materacu i włączyłem
naszego białego laptopa.
Leo jadła kanapki, ja sprawdzałem fejsa... było tak
zwyczajnie.
- O której idziesz do Olgi? – zapytałem.
- Koło 16, a co? – odpowiedziała, dając mi gryza kanapki.
- Bo chce zaprosić chłopaków - rzekłem, przeżuwając.
Leo tylko sie uśmiechnęła.
Kiedy skończyła jeść, odłożyłem laptopa. Patrzyłem na nią,
chociaż tego nie widziała.
Wsunęłem ręke pod jej szyję, odwróciłem jej głowę i
pocałowałem śliczne usta.
Uśmiechnęłą się, widząc radość w moich oczach.
- Heh... wariat -mruknęła, kładąc głowę na moim ramieniu.
Oparłem swój łeb o jej i przez chwilę tak leżeliśmy w ciszy.
- Wrzucimy dzisiaj na luz? – zapytała, jakby zasypiała.
- A co chcesz robić? – zadałem pytanie, tym samym tonem
głosu.
- Leżeć tak cały
dzień – powiedziała rozbawiona.
- Możemy, co mamy do roboty – zaśmiałem się i włączyłem
muzykę na laptopie.
Myślałem chwilę.
- Możemy na przykład... – powiedziałem wstając. Wróciłem
zaraz z kasa którą wyjąłem z kieszeni.
- Wydać ten hajs – powiedziałem, rzucając jej cały plik
banknotów.
Mruknęła coś, uśmiechając sie.
- Co? – zapytałem, nachylając sie nad nią.
- Ty bank obrabowałeś? – zapytała.
- Nie, centrum
handlowe – rzuciłem z ironią w głosie.
Usiadłem obok niej i jeszcze raz użyłęm laptopa. Pewnie
gdzieś już coś piszą.
Powiedziałem po chwili do Leo „Kochanie, jestem sławny”.
Zerknęła na ekran.
Na jakimś serwisie informacyjnym znalazłem artykuł. „The
Bullets okradli centrum handlowe”.
Były zdjęcia rozwalonej szyby, zdewastowanego wnętrza
galerii i oczywiście moja fota.
- Heh... Powinniśmy wydrukować to zdjęcie – Rzuciłem. Na
zdjęciu wyszedłem całkiem przystojnie.
- Bullet... – powiedziała – Czasami chciałąbym żebyś z tym
skończył.
- Ja też – powiedziałem obojętnie – Ale sie nie da.
Przytuliła sie do mnie.
- A jakbyśmy tak zniknęli? Na zawsze? Przecież możemy.
Odetchnąłem.
- Ale Leo, ja mam tu rodzine – powiedziałem patrząc jej
głęboko w oczy – Nie moge, nawet jeśli bardzo bym chciał.
Wyszła bez słowa do kuchni. Gapiłem sie na jej dupe.
Myła naczynia kiedy wszedłem i objąłem ją od tyłu.
- Naprawde nie możemy – szepnąłem jej do ucha i złożyłem
pocałunek na karku – Ty też masz tu rodzine. I całe życie.
Odwróciła sie.
- Ale ty, ty Bullet jesteś dla mnie wszystkim – powiedziała,
całując moje usta.
Objąłem ją i posadziłem na blacie. Wtuliłem głowę w jej
cycki. Myśli w mojej głowie sie biły. Moglibyśmy uciec... ale to ja jestem za
słaby żeby zostawić bliskich.
- Kocham cie, jesteś najseksowniejszą laską jaką widziałem –
powiedziałem, ciągnąc zębami jej crop top. Odsłoniłem jej ciemny stanik.
- Co ty wyprawiasz? – zaśmiała sie. Chyba dotyk mojego
podbródka na jej piersiach ją onieśmiela.
- Kocham cie – powiedziałem całując jej cycki i czując jak
ciśnienie mi wzrasta.
Wierzgaliśmy w pościeli, oświetleni słońcem wpadającym przez
balkon. Leo głośno krzyczała i śmiała sie.
W końcu, po paru minutach opadłem na materac i sięgnąłem po
moją koszulkę która jakimś cudem wylądowała aż na balkonie.
- Ja pierdole... – usłyszałem Leo, stojąc w samych
bokserkach i tshircie na balkonie.
- What? – zapytałem, odpalając fajke. Moje włosy rozwiewał
wiatr i wpadały mi w oczy.
- Nic – zaśmiała sie – Po prostu już nie mam głupich myśli.
- Jakich? – zdziwiłem się i odwróciłem głowę w jej stronę.
- Bo sie kochamy i nic tego nie zmieni - powiedziała głośniej. Tak, szybki numerek
zawsze odpędza durne myśli.
Uśmiechnąłem sie. Wiem co robić kiedy zaczyna rozmowę na
tematy którego nie lubie. A „ucieknijmy razem” to jeden z nich.
Cześć. Witam was pod koniec wakacji :) Mam nadzieję, że wasze był udane :)
W końcu zebrałem się aby napisać rozdział. Ostatnio prawie wogóle nic nie pisze. Cały czas spędzam nad gitarą i robieniem muzyki, ale mam nadzieje że jeszcze to czytacie :)
niedziela, 17 lipca 2016
8. How the fuck i ended up on the grass?
- Zdechniemy w pierdlu... – Niko już łkał. Typowy pedał.
- Zamknij sie! – krzyknąłem i z bronią gotową do strzału,
wykopałem drzwi.
Strzeliłem w szybę tamtego auta. Jednak,pasażer był ode mnie
szybszy. Mężczyzna strzelił ze swojego pistoletu, trafiając mnie w ramię.
- Kurwa! – zawyłem a Glock wypadł mi z reki. Moja czarna
bluza nabrała połysku od czerwonej cieczy.
Ross zaciągnął mnie do środka i wszyscy ukryliśmy sie za
piecem.
Czułem łzy w oczach i pieczenie w okolicach rany. Sapałem
troche ale jestem Bullet – nie dam sie zabić.
- Ja pierdole, zajebie skurwysynów! – Miotałem sie,
adrenalina dawała mi siłe żeby sie zemścić. Jednak, Niko z Rosssem mnie
trzymali.
- Uspokój sie, pedale! – krzyknął Niko.
- Wypierdalaj, geju jebany! – odepchnąłem go. To co powiedziałem
brzmialo chujowo ale nikt nie będzie mnie nazywał gejem.
Oparłem sie o piec starając sie wymyślić jakiś plan.
- Ten piec sie, przydał, przynajmniej nas nie trafią –
zaśmiałem sie choć to nie był dobry moment.
- Kurwa, piec! – powiedział Niko rzucając sie na mnie.
Zanim zaskoczony, zdążyłem zapytać o co chodzi, Niko z
Rossem wypchnęli Marshalla z samochodu.
Moje dziecko.
Piec wypadł i uderzył w zderzak jednego z aut, zatrzymując
je. Drugi wciąż za nami jechał ale chłopaki wyciągnęli broń i ostrzelali tamten
samochód.
Na szczęście ludzie w nim mieli mniej sprawny refleks. Nie
wyciągneli nawet broni a ich opona już została przebita.
Leżałem na podłodze, uciskając zranioną ręke.
- Ja pierdole – odsapnął Niko, siadając naprzeciwko mnie.
Ross zamykał drzwi. Jakoś tak więcej miejsca sie zrobiło w samochodzie...
Chłopaki odrzucli pistolety i sapali. Atmosfera była przez
chwile piekielna, wszyscy sie bali. Teraz można było odpocząć.
Podniosłem sie do pozycji siedzącej, czując jak przy każdym
ruchu ramię piecze.
- Mój piec... – szeptałem.
- Co? – zapytał Niko.
- Wyjebałeś... padalcu... mój piec – szeptałem powoli,
czując że mam ochote mu zajebać.
- Kurwa Bullet ten piec ocalił ci życie! – Niko starał sie
mi wytłumaczyć.
Ale ja zawsze chciałem mieć duży piec. Taki jak ten.
- Phi... wisisz mi Marshalla – parsknąłem i zagapiłem sie w
stronę Festera.
- Świr – odpysknął Niko.
- Zamknij dupe albo wypierd... – Krzyknął. Lecz moje ramie
zabolalo i nie pozwoliło mi dokończyć.
- Kurwa, trzeba coś z tym zrobić – powiedziałem, zdejmując
powoli bluzę.
Chłopaki mi pomogli.
Czułem sie osłabiony. Gapiłem sie na Festera nie chcąc
patrzeć jak brudnymi palcami starają sie wyciągnąć kulę.
Nie za bardzo profesjonalnie, bolało jak cholera, krzywiłem
sie... ale po kilku minutach zawinęli
ranę kawalkiem materiału który Fester znalazł w schowku.
- Żyjesz tam? – zapytał, odwracając sie do mnie.
- Tak, spoko – powiedziałem, siadając wygodniej – Uff... Za
ile dojedziemy?
- Już prawie – odparł kumpel.
Chwyciłem gryf Corta którego ukradłem. Miał przetworniki z
pentagramami.Chujowa gitara ale z wyglądu mi sie podoba. Skoro mogłem sobie
taką wziąść to czego nie?
- Mamy nowe zabawki – powiedziałem do Festera, zmuszając sie
do uśmiechu. Choć wcale sie tak nie czułem.
- Zauważyłem, prawie życiem je przypłaciliśmy – powiedział
cicho.
- Daj spokój – westchnąłem. Jeszcze brakowało żeby on miał
do mnie pretensje.
Już dawno wyjechaliśmy z miasta. Teraz dojeżdżaliśmy do
placu pośrodku niczego. Znaczy... łąki są dookoła a do Lublina spory kawałek.
Czekał tam tir. Zmieniliśmy miejsce spotkania kiedy ogon sie
pojawił.
- Dasz rade nam pomóc? – spytał Fester kiedy już zaparkował.
- Poradzicie sobie?
Nie jestem pewien... – powiedziałem tracąc jednocześnie swoją godność. Zwykle
byłem nie do złamania ale dzisiaj jakoś opadłem z sił.
- Luz – Chłopak sie uśmiechnął.
Ekipa wypakowała rzeczy z samochodu. Odsunąłem sie, żeby nie
przeszkadzać.
Zdrową ręką wyjąłem telefon z plecaka. Była prawie
dziesiąta. Baby pewnie myślą że jestem z Festerem u niego i gramy na konsoli, pijemy...
Przypomniałem sobie że mam piwo w plecaku. O ile nie zbiło
sie w tym całym zamieszaniu.
Corona była cała.
Otworzylem ją zapalniczką i wpiłem kilka łyków zanim chłopaki wrócili.
- A ten sie tu relaksuje – rzucił Niko – Zackey dzwonił,
załatwił wszystko.
- Fajnie – powiedziałem i wypiłem następny łyk. Zackey miał
sie zająć opłaceniem kilku skorumpowanych psów. Że niby nie było żadnego
wypadku. Żaden piec Marshalla nie rozbil samochodu itd.
- Daj łyka – powiedział Fester. Podałem mu piwo i przesiadłem
sie na przód samochodu.
Dokończył piwo, patrząc jak tir odjeżdża. Kase schowaliśmy w
schowku, przeliczymy ją w naszej mecie.
- Gdzie dzisiaj śpisz? – zapytał Fester.
- Chyba w magazynie, nie wiem.
- Z taką ręką niestety cie do siebie nie zaprosze...
- Wiem, mama w domu –
powiedziałem. Musze jeszcze wymyślić co powiem rodzicom. Prawie nie moge ruszać
prawą ręką. Z gitarą narazie przerwa,
oby tylko kilka dni trwały te utrudnienia.
Fester sie uśmiechnął i wypieprzył butelkę przez okno.
Odpalił silnik a z radia od razu rozbrzmiała muzyka Megadeth.
- Jedziem liczyć hajsy – zawył radośnie. Bo dużo jest tego
hajsu.
- Kupie sobie nowy piec – mruknąłem pod nosem chcąc zwrócić
uwage Festera.
- Kurwa, Bullet – chłopak potarł nos – Masz Dimavery,
naprawde spoko piec...
- Ale ten Marshall mi sie podobał!
- Ja pierdole... – Fester zrobił facepalm – Zginąłbyś gdyby
nie ten Marshall, zrozum!
Parsknąłem i zapatrzyłem sie w krajobraz za oknem. W nocy
fajnie nam sie jeździ, jest klimat.
Zwłaszcza przy takiej muzyce.
Chłopaki śmiali sie z tyłu, ja jarałem i tak minęło następne pół godziny. Dojechaliśmy właśnie do
naszej bazy.
Znajdowaliśmy sie pod starym magazynem. Był nasz. Trzymamy
tu samochody, towar... i ja tu czasami śpie.
Weszliśmy do środka, Niko zapalił śiwatło i naszym oczom
ukazała sie dość duża powierzchnia buduynku. Na suficie wisiały jarzyniówki,
konkretnie na belkach podtrzymujących dach.
Tuż obok drzwi garażowych stał mój drugi samochód. Leo go kupiła, jest właściwie jej.
Miętowo-zielony Opel Antara. Często jak chcemy gdzieś zniknąć, bierzemy to
auto. Jest duże, można w nim spać i ... robić inne rzeczy.
Przeszliśmy między paletami ze skrzynkami pełnymi różnego
świństwa na drugi koniec magazynu. Walnąłem sie na jedną z dwóch kanap które
tam stały. Był też stolik i kilka pustych butelek po ostatniej posiadówie
tutaj.
Chłopaki rozłożyli pieniądze na stoliku i zaczęli liczyć. Ja
gapiłem sie na swój telefon, myśląc czy dzwonić do Leo. Chciałem usłyszeć jej
głos.
Włączyłem wideorozmowę. Dziewczyna odebrała. Zobaczyłem ją, już w samym staniku. Czyli
idzie spać.
- Przszkadzam? – uśmiechnąłem sie.
- Nie – oparła głowę na ręce leżąc już na materacu – Film
oglądam.
Jej włosy opadły na jedną część twarzy a odbicie mojej
twarzy widniało w jej oczach.
- Słodko wyglądasz, tak na luzie... – Powiedziałem wiedząc
że ją zawstydzam.. Mlasnąłem ustami –
Mało dzisiaj nie zginąłem – Pokazałem je ranę na ręce.
Dziewczyna sie ożywiła. Podniosla głowę i skupiła wzrok.
- Jezu, kotek... Jak to sie stało?
- Wyluzuj, jest ok – Wiedziałem że zacznie panikować. Cała
Leo.
- Ale zakażenie może sie wdać. Serio mogłeś zginąć...
Przerwałem jej.
- Leo, żyje. Nie boli – „Prawie” dodałem w myślach.
- Weź ty uważaj – uśmiechnęła sie jakby ze współczuciem.
Słodki widok.
- Wiesz że nie będe – pokazałem zęby, szczerząc sie do
telefonu.
Leo sie zaśmiała.
- Spać ide kocie. Do jutra – posłała mi uwodzicielski
uśmiech.
- Tak, do jutra – Pożegnałem sie, niepewny swych słów.
Ja nigdy nie wiem jakie będzie jutro i czy wogóle będzie.
Czy będe Edytą czy Bulletem.
Językiem poprawiłem kolczyk i spojrzałem na chłopaków.
Dzielili między nas zielone i żółte banknoty.
- Ile tego jest? – zapytałem.
- Koło 10 koła na
łeb. Kupisz sobie Marshalla – Ross sie uśmiechnął.
- Pierdol sie – Pokazałem mu faka. Miałem dosyć gadania o
piecu który mi rozwalili.
Dobra, ocalił mi życie. Ale nie do tego był mi potrzebny.
- Jest tu jakieś piwo? – zapytałem.
- Chyba już nie – powiedział Fester, nie spuszczając wzoku z
pieniędzy które przeliczał.
- Ide sie wyluzować – Wstałem z kanapy i podszedłem do
zamykanej szafki która stała na podłodze. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem
jednego z wielu skrętów. Sam je kiedyś kręciłem jak spać nie mogłem.
Wyszedłem na dwór. Chciałem w samotności skończyć w końcu
ten dzień.
W białym papierku mieścil sie jeden z mocniejszych towarów
jaki mieliśmy. Na zdrowie, Bullet.
Łaziłem po betonowym podwórku. Odpaliłem skręta.
Pamiętam że stałem na betonie, tuż obok łąki.
A potem widziałem jakiś las. I Leo w białej sukience. Tak,
mam zwidy. Leo nie nosi sukienek. Jest na to za ostra.
Wiedziałem że to ona lecz miała dłuższe o wiele włosy.
Opierając sie o powalone drzewo, miotała nimi jakby w slow-motion.
Uśmiechała sie do mnie, kusząc. Gdybym coś miał to by mi
stanęło.
Była mocno pomalowana, jak ostatniej nocy.
Jej obraz przyciągał moje oczy. Wiedziałem że to nie jest
naprawde ale chciałem do niej podbiec, zerwać tą białą sukienke i leżeć z Leo
na tym drzewie.
Usłyszałem własny oddech.
Obraz zniknął.
Przestraszyłem sie.
- Leo? – zapytałem w przestrzeń.
Aha... wiem o co chodzi.
Siedziałem na trawie, po mojej lewej był magazyn. Świeciło słońce.
Zdezorientowany, rozglądałem sie wokół. Mrużyłem oczy które
sie kleiły.
Parsknąłem, przecierając twarz ramieniem.
- Jak ja kurwa skończyłem w trawie? – pomyślałem wstając.
Było to trudniejsze niż zwykle, bałem sie żeby nie upaść na prawą ręke.
Powędrowałem do magazynu. Nie wiedziałem która jest godzina,
czy ktoś do mnie dzwonił... ani gdzie są chłopaki bo w środku ich nie było. Na stoliku leżała moja kupka pieniędzy i
dodatek od Niko, na karteczce napisał że to za piec. Dorzucił mi dwa tysiące.
Usiadłem na kanapie i sprawdziłem telefony. Było po godzinie
10.
Cześć. Podoba wam sie rozdział? Troche sie porobiło, ale akcja idzie w dobrym dla Bulleta kierunku :)
sobota, 16 lipca 2016
Liebster Award
Cześć. Zostałem nominowany do Liebster Award przez http://mojezycioweopowiadania.blogspot.com/.
Nominuję jednego bloga, jest to http://cenachwaly.blogspot.com/. Pytania podam pod swoimi odpowiedziami ;)
1. Jak się czułeś/aś zakładając bloga?
Szczerze, nie pamiętam. Dawno temu zacząłem swoją przygodę z blogowaniem.
2. Jak się czułeś dodając pierwszy post, a jak dodając najnowszy?
Hmm... Przy pierwszym miałem nadzieję na rozpowszechnienie się bloga. Przy najnowszym, powoli ją trace :)
3. Jesteś Optymistą czy Pesymistą?
Optymistą, zdecydowanie.
4. Co sądzisz o moim blogu?
Jest ciekawy. Nie w moim stylu, ale ciekawy :)
5. W jakim celu założyłeś bloga?
Żeby dziellić się z ludźmi swoimi opowiadaniami
6. Czy zgadzasz się z tym cytatem?
Jak najbardziej ;p
7. Kiedy założyłeś pierwszego Bloga?
Dawno temu. Jak miałem 15 lat, mam 21
8. Czy zgadzasz się z tym, że blog jest dla bloggera jak dziecko?
Tak. Dbasz o niego jak o potomka :)
9. Jakim jesteś człowiekiem?
Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów.
Odpowiem po protu:uczicwym,dobrym,szczęśliwym.
10. Ile masz blogów i z iloma współpracujesz?
Mam trzy blogi, współpracuje z jednym
11. Jakich blogów nie lubisz?
Pisanych na siłe i przez osoby bez wyczucia i talentu. Takie "dla fejmu" i "o,nudzi mi sie. Założe bloga"
Pytania dla CenaChwały:
1. Kto jest twoim idolem i wzorem do naśladowania?
2. Jakiej muzyki słuchasz?
3. Podaj jedną swoją cechę.
4. Co cię skłoniło do pisania bloga?
5. Co sądzisz o dzisiejszej modzie i stylach ubierania się?
6. Czy chciałabyś wrócić do czasów bez technologii i zjebanych ludzi?
7. Co sądzisz o ludziach wyróżniających się typu, emo,metal,goth?
Nominuję jednego bloga, jest to http://cenachwaly.blogspot.com/. Pytania podam pod swoimi odpowiedziami ;)
1. Jak się czułeś/aś zakładając bloga?
Szczerze, nie pamiętam. Dawno temu zacząłem swoją przygodę z blogowaniem.
2. Jak się czułeś dodając pierwszy post, a jak dodając najnowszy?
Hmm... Przy pierwszym miałem nadzieję na rozpowszechnienie się bloga. Przy najnowszym, powoli ją trace :)
3. Jesteś Optymistą czy Pesymistą?
Optymistą, zdecydowanie.
4. Co sądzisz o moim blogu?
Jest ciekawy. Nie w moim stylu, ale ciekawy :)
5. W jakim celu założyłeś bloga?
Żeby dziellić się z ludźmi swoimi opowiadaniami
6. Czy zgadzasz się z tym cytatem?
Jak najbardziej ;p
7. Kiedy założyłeś pierwszego Bloga?
Dawno temu. Jak miałem 15 lat, mam 21
8. Czy zgadzasz się z tym, że blog jest dla bloggera jak dziecko?
Tak. Dbasz o niego jak o potomka :)
9. Jakim jesteś człowiekiem?
Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów.
Odpowiem po protu:uczicwym,dobrym,szczęśliwym.
10. Ile masz blogów i z iloma współpracujesz?
Mam trzy blogi, współpracuje z jednym
11. Jakich blogów nie lubisz?
Pisanych na siłe i przez osoby bez wyczucia i talentu. Takie "dla fejmu" i "o,nudzi mi sie. Założe bloga"
Pytania dla CenaChwały:
1. Kto jest twoim idolem i wzorem do naśladowania?
2. Jakiej muzyki słuchasz?
3. Podaj jedną swoją cechę.
4. Co cię skłoniło do pisania bloga?
5. Co sądzisz o dzisiejszej modzie i stylach ubierania się?
6. Czy chciałabyś wrócić do czasów bez technologii i zjebanych ludzi?
7. Co sądzisz o ludziach wyróżniających się typu, emo,metal,goth?
8. Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie ze szkoły?
9. Umiesz grać na jakimś instrumencie?
10. Jakie jest twoje największe marzenie?
11. Jaki masz styl ubierania się?
piątek, 8 lipca 2016
7. Gametime
- Który dzisiaj? – zapytała uśmiechając sie. Nie, nie była
na mnie zła. Przywykła.
- Drugi – powiedziałem.
Kiedy poszła, ja dalej paliłem. Tak, a połowa paczki sama
sie opróżniła. Bullet, ty kłamco.
Bawilem sie kostką trzymaną w palcach. Zgasiłem szluga i
wróciłem do domu.
Pomagałem ammie rozpakować zakupy.
- Wiesz, jade koło 20 do kolegi. Zostaje na noc... –
powiedziałem, wyjmując pieczywo z siatki.
- Do tego co zawsze? – zapytala moja mama.
- Tak. Filmy pooglądamy, na kosoli pogramy, wiesz...
- Ale rano wrócisz?
- Tak, jasne – powiedziałem odwrócony do niej plecami. Nie
zobaczyła że mam niepewny wyraz twarzy. Jak zawsze przed akcją – tak naprawde
nie mam pojęcia.
Niby jestem niepokonany... Ale zawsze jest jakieś ale. Jakiś
marginez błędu który może zostać przekroczony. Policja, mafia, nasi
przeciwnicy... Tak naprawde w każdej chwili moge zostać zabity albo
aresztowany.
Wybiegłem z domu, czując napływ złości.
Nie chce ich narażać: mamy, Ewy... ale nie moge inaczej. Sam
wybrałem takie życie i już nie ma odwrótu.
Chodziłem po dodze, kopiąc kamienie.
Uspokoiłem sie po paru minutach. Wróciłem do domu i
ignorując dziwne spojrzenie rodzicielki poszedłem na taras. Położyłem sie na
huśtawce, chcąc pobyć sam. Czułem na plecach leki powiew wiatru, chowając twarz
w dłoniach. Dziwne było zmęczenie które
czułem. Nie chciało mi sie spać, to raczej chęć wycofania sie z życia.
Może kiedyś przyjdzie dzień że nie wróce do domu?
Oh, zamknij sie Bullet...
Ewa obudziła mnie koło 16. Kiedy sie podnosilem, plecy
strasznie mnie piekły. Kurwa, właśnie znalazłem wadę pory roku jaką jest
lato... Nie zasypiać w dzień na dworze.
Wszedłem z siostrą do jej pokoju. Akurat jadła pomidorową.
Przytuliłam sie do niej.
- A tobie co? – zapytała, uśmiechając sie. Przywykła do
czułości z mojej strony ale tym razem sie zdziwiła.
- Kocham cie – Poiwiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Heh, spadaj – zaśmiała sie w wpatrzyła w telewizor.
Kiziałem jej blond włosy, leżąc obok niej.
Naprawde, mam dzisiaj przeczucie że coś pójdzie nie tak.
Wpół do ośmej wzrosło mi ciśnienie. Wyszedłem na fajke,
ubrałem już czarny tshirt i do kieszeni spodni włożyłem mój kolczyk.
Słońce niedlugo sie schowa a demon zostanie uwolniony. Już
zobaczyłem w swoich oczach ten błysk który tak uwielbiam.
Wysoki płomień zapalniczki odpalil koniec Marlboro.
Mama z Ewą siedziały u niej i oglądały film. Ja wyjąłem z
mojej wersalki butelkę Corony.
Wypiłem ją szybko, chcąc by alkohol zadziałał. Nie mogłem w
stanie totalnego wkurwienia i denerwowania jechać obrabiać sklep.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w takim stanie.
Naprawde, mam złe przeczucia odnośnie tej nocy.
Mój czarny plecak z naszywkami BFMV leżał gotowy na
wersalce. Było tam kilka magazynków do broni, pistolety, dwa piwa, kamizelka
kuloodoporna i mały netbook.
Pod mój dom podjechała dwuosobowa sportowa Honda. Pomalowana
w ciemno-niebieski mat, srebrne felgi i przyciemniane światła.
Domyśliłem sie że to po mnie gdyż za kierownicą siedział
Zack.
Chwyciłem plecak i szybko wybiegłem z domu. Wkurwienie nie pomagało. Nie chciałem żegnać
sie z dziewczynami., Bałem sie że to mogłoby być ostatnie pożegnanie.
Ta fura była pedalska
– idealnie dla Zacka. Alkohol we krwi pomógł mi sie z tego śmiać.
Wpakowałem sie do auta.
- Siema, ready? – zapytał Zackey. Denerwował si napewno
mniej niż ja gdyż uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- As fuck – powiedzialem wkładając kolczyk w wargę i
wyjmując spod swojego tyłka czarną bluze Bulletów.
Niestety, jechaliśmy słuchając jakiejs techniawki. Napewno
nie pomogło mi to sie wyluzować. Zackey zobaczył że jestem podchmielony i
najzwyczajniej w świecie śmiał sie z tego.
Nałożyłem kaptur na głowę i zasmradzając samochód, paliłem
papierosa. Czułem że moje ciało lekko drży. Serio, coś sie dzisiaj stanie.
Tylko nikt z nas nie wie co.
Po jakimś czasie zajechaliśmy już na tyły kamienicy. Nieopodal znajdowało sie centrum
handlowe. Spotkaliśmy sie z resztą ekipy
czyli Festerem, Rossem i Niko.
Fester opierał sie o naszgo vana i chlał. Obok niego stał
Ross, znaczy Daniel. Jest w wieku Niko i
, ma 22 lata. Ma krótkie czarne włosy i
zarost wokół ust. Jest typem lovelasa i
kobieciarza, lubie laski na jedną noc i zioło.
Stal tam w białych butach, szarych dżinsach i kolorowej
bejsbolówce. Był chudynm gościem i serio przystojnym. Tak troche jak Zackey –
wkurzał mnie bo nie pasował do mnie i Festera.
A Niko – ha... Niko jest...dziwny. W tej ekipie tylko ja i Fester jesteśmy
normalni. Niko ma włoski ułożone, zawsze szarmancki uśmieszek i wzrok zawieszony
na przystojnych chłopcach podobnych do niego. O jego orientacje z Festrem nie
musieliśmy sie nawet kłócić bo sam nam powiedział.
- Siema przychlasty – rzuciłem, patrząc na Festera. Dziwnie
wyglądał, jak metal w gejowskim klubie. Mam z nich beke ale są moimi jedynymi
przyjaciółmi.
-Elo – odpowiedzieli.
Zmierzyłem ich wzrokiem.
- Gdzie broń? –
zapytałem Festera.
- Zapakowana – powiedział, stukając w vana – Musimy jechać,
transport zaraz tu będzie.
Obrobimy centrum handlowe, wrzucimy skradzione rzeczy do
tira który zaraz przyjedzie i pójdziemy pić – co może pójść nie tak i co
powoduje to dziwne uczucie we mnie?
Fester wskoczył na miejsce kierowcy, a my z chłopakami siedzieliśmy z tyłu.
Siedzenia z tyłu wyrzuciliśmy żeby móc tym vanem wozić towar.
Po ok. 2 minutach jazdy zbliżaliśmy sie już do galerii.
Wejście było duże i szklane.
- Wbijamy – wyszeptałem, trzymając już klamkę od drzwi.
Zawsze jestem gotowy minute przed akcją.
Nie zwalniając, samochód wjechał do budynku. Autem troche
wstrząsnęło kiedy przebiło sie przez szkło.
Ogromna szyba rozprysła sie w małe kawałeczki kiedy my już jechaliśmy
przez pasaż.
Muzyka Bullet For My Valentine rozbrzmiewała kiedy
otworzyliśmy drzwi i wyskoczyliśmy z samochodu.
- Mamy dwie minuty, ruchy! – krzyczałem niue oglądając sie
za Festerem który pojechał już na drugi koniec galerii.
Alarm wył ale ja byłem pewny siebie.
Szybko rozbiegliśmy się po budynku łapiąc wszystko co może
sie przydać. Niko wziął na cel jakiś sklep z elektroniką i zaopatrzony w duży
wózek miał zabrać jakieś większe sprzęty. Ross był tu aby sprzątnąć biżuterie
ze stoisk które Fester rozwalił samochodem gdyż stały wprost na jego drodze.
Ja... ha, ja brałem rzeczy dla siebie.
Mineło około pół minuty kiedy zwędziłem kilka ciuchów z
jakiegoś sklepu i wybiegłem na główną
alejke. Słyszałem krzyk, jakieś „Kurwa!”. Jakby Niko ale to nie mój problem.
Sapałem, biegłem do następneo sklepu po drodze zbierając
pieniądze które walały sie na podłodze. Setki, dwusetki... pewnie z kas od
biżuterii, Fester je także rozwalił.
Włożyłem do plecaka około tysiąca gotówką i wszedłem do
następnego sklepu. Zawinąłem kilka następnech ciuchów i musiałem zbierać sie do
spadania z tego miejsca.
Biegnąc przez aleje zebrałem więcej gotówki. Czułem
adrenaline, było jej pełno w moim ciele. Ale lubie to, daje kopa.
Spotkałem sie z chłopakami. Niko taszczył zapakowany wózek –
jakieś telewizory, sprzęt audio... i słuchawki. Kilka pudełek.
- Na chuj ci to gówno?! – krzyknąłem chcąc przebić sie przez
hałas dookoła.
- Sam kurwa nie wiem! – zaśmiał sie.
- Brać tylko to co sie sprzeda – pomyślałem z pogardą. Te
słuchawki sie nie sprzedadzą. Drogie ale nie wiem czy ktoś to kupi.
- Zawijam – powiedziałem i zabrałem mu z wózka jedno pudełko
Monster Beats.
Wsadziłem do plecaka. Troche sie zmęczyłem bo cały czas
biegliśmy ale przed sobą widziałem już nasze auto. Fester siedział w środku,
tylnie drzwi do vana były otwarte.
- 20 sekund! – wydarł sie.
Jesteśmy punktualni a znamy tutejszą policje. Jak za jakąś
minute sie stąd wystarczająco nie spierdolimy to będe grać więziennego bluesa
na moim Jacksonie.
Chłopaki już pakowali towar, jednak ja oddaliłem sie na
chwilę.
-Ej, gdzie Bullet? – zapytał Niko Rossa.
- Był... tutaj – Chłopaki zdziwili sie, odkrywając moją
nieobecność.
Nagle pękła szyba w sklepie niedaleko którego zaparkował
Fester. Wszyscy spojrzeli w tamtą
stronę. Wyjechał stamtąd duży wózek, taki jakim Niko obrabował sklep z
elektroniką.
Jednak na tym był piec Marshalla. Dwie gitary – Ibanez RG42
i Cort EVL Z2. I kilka kabli.
- Co ty odpierdalasz? Musimy spadać! – krzyczeli, siedząc
już w aucie.
- Znasz mnie – zaśmiałem sie, wpychając z pomocą Rossa piec
do auta. Nie wiem gdzie my sie teraz pomieścimy. Będzie ścisk.
Wyjechaliśmy z budynku z kilkunastosekundowym opóźnieniem.
Siedzialem w ocnym ścisku między piecem a telewizorami. Niko
ciasnął sie wprost przy mojej cipie trzymając nogi na Rossie.
- Wygodnie wam tam? – śmiał sie Fester, paląc szluga.
- Fchuj – parsknął Niko – Co ci strzeliło do głowy?
- Nie wiem, musiałem je mieć – powiedziałem opierając sie o
piec. Byłem padnięty i zaniepokojony.
Zadzwonił telefon Festera, po chwili chłopak oznajmił nam że
musimy sie śpieszyć bo nasi klienici już czekają.
Zapadła chwilowa cisza. Przerywał ją tylko dźwięk silnika.
I to nie naszego co zauważyli wszyscy.
Zerwaliśmy sie, na tyle na ile pozwalał tłok. Przez tylnią
szybe zauważyłem jakąś osobówke jadącą za nami.
- Mam złe przeczucia – powiedziałem, wyglądając zza kaptura.
W aucie były dwie osoby. I nie wyglądali na pierwszych lepszych jadących za
nami gości.
- Tajniaki?
- Strzelaliby...
- Może czekają?
- Ja pierdole, wpadliśmy...
- Mordy w kubeł! – wydarłem sie, sięgając za siebie po
mojego Glocka. Zamieszanie narastało ale moja ekipa pojęła że czas zaczac
ostrzał. Tyma bardziej że widziałem że w samochodzie za nami też trwa jakieś
zamieszanie. Zobaczyli że ogarneliśmy.
Miałem już otworzyc drzwi i rozwalić im szybe. Ale
zobaczyłem że pojawił sie drugi samochód.
Ciśnienie mi wzrosło.
- Kurwa... – wyszeptałem. Wiedziałem że coś pójdzie
nie tak.Cześć. Jak podoba wam sie rozdział? i jak mijają wakację? Piszcie w komentarzach, następny rozdział już niedługo
niedziela, 26 czerwca 2016
6. Jam session
- Kotku... już piąta. Zaraz masz autobus... – szeptała,
kiziając mój policzek na którym walały sie pozlepiane włosy.
- Ehm... – jęknąłem jeszcze śpiąc. Nie dotarło to do mnie.
Dopiero po kilku sekundach.
- Kurwa! – Gwałtownie otworzyłem oczy.
Jak nie będe w domu za godzine, wszystko co mam sie
rozjebie.
Szybko wygramowiłem sie spod kołdry. Zebrałem wczorajsze
ciuchy z podłogi, wyrzuciłem kolczyk gdzieś na materac i w największym
pośpiechu sie ubrałem.
Włożyłem snapa który walał sie w kącie i miałem już
wychodzić. Jednak, zobaczyłem skąpaną w porannym słońcu twarz Leo. Wróciłem do niej, całując ją delikatnie.
- Do jutra – powiedziałem.
- Kocham cie – odparła.
Drzwi trzasnęły a ja sprintem popędziłem na dół. Jak ten
autobus ucieknie to Fester będzie miał pobudke o piątej rano. A wiem jak to
uwielbia, zwłaszcza kiedy jest z tą swoją dupą.
Słońce już zalewało ulice, to zaleta lipcowej pogody. I było
nawet ciepło.
Zmęczyłem sie, ale zdążyłem wsiąść do autobusu zanim
odjechał.
Włączyłem jakiś kawałek Escape the fate. Troche bałem sie że
nie zdąże wrócić do domu na czas, ale rozluźniłem sie. Właśnie tym jest dla
mnie metal – ucieczką i ukojeniem kiedy mam jakiś problem.
Tyllko dlaczego ja zawsze mam jakiś problem? Mam wyznaczone
godziny, wszystko na czas, pewne osoby nie mogą wiedzieć o istnieniu drugich i
tak dalej...
To denerwujące ale sam wybrałem takie życie. Do pewnego
czasu było fajnie ale zaczęło mnie to męczyć.
Dzisiaj wieczorem będzie akcja z chłopakami. Znowu musze
wcisnąć mamie kit że nocuje u kumpla.
Definicja mojego życia to na 100% kłamstwo.
Wysiadłem z autobusu i odpaliłem szluga. Akurat na
przystanku koło mojego domu wsiadała koleżanka mojej babci. Starsza ale bardzo
miła kobieta.
- O, Edytka. Co tak wcześnie na nogach? – zapytala z serdecznym
uśmiechem.
- Tak jakoś – odpowiedziałem tak samo grzecznie choć
„Edytka” brzęczało mi w uszach.
Pani Krystyna wsiadła do autobusu a ja ruszyłem w stronę
domu. Żeby tylko nic babci nie mowiła że
ja sie włócze po nocy.
- Edytka... – śmiałem sie w myślach. Lepiej kiedy sie śmieje
z tego niż rozwalam wszystko co jest pod ręką.
Zielone liście na drzewach i trawa wyglądają pięnie. Dlatego
lubie łazić o tej porze.
Kiedy szedłem, w
uszach miałem dźwięk a przed oczami obraz wczorajszych wydarzeń. Dawno
nie czułem sie z Leo tak dobrze. Jest
tak naprawde jedną z niewielu rzeczy kttóre trzymają mnie przy życiu.
Skręciłem w ścieżke która prowadziła do mojego domu. Dwa
czarne diably... znaczy labradory wyczuły mnie z daleka.
- Zamknąć mordy – wysyczałem. Zaraz cały dom obudzą.
Cicho wszedłem do środka. W domu nic nie wskazywało że
ktokolwiek już wstał.
Będąc już w swoim pokoju, zrzuciłem nieświeże ciuchy i
zamierzałem dospać jeszcze pare godzin. W bokserkach wgramoliłem sie pod kołdre
i zamknąłem oczy. Musze mieć siłę na pracowitą noc.
Van pewnie już czeka, Tir z Gdańśka jest już pewnie w
drodze...Zacząłem jeszcze raz
rozplanowywać całą akcje ale w ten sposób nigdy bym nie zasnął. Gdyby
Leo była obok mnie, dotyk jej ciała uśpiłby mnie momentalnie.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Około 7 Ewa weszła do
mojego pokoju.
- Co tu taki burdel? – Powiedziała zdziwiona, widząc moje
ciuchy na podłodze jakbym wrócił z mocno zakrapianej imprezy i jeszcze pijany
położył sie spać.
- Padłam wczoraj na ryj – powiedziałem, budząc sie. Chyba
nie pośpie.
- Wstawaj, szkoda dnia – podeszła, pocałowała mnie w
policzek i pojechała swoją turkusową strzałą do pracy.
Podniosłem sie i poszedłęm wziąć prysznic, wstawiając wcześniej
wode na kawe. Muzyka Parkway Drive niosła sie po całym domu. Chata cała dla
Bulleta – cisza gwarantowana.
Gdy już sie umyłem, zalałem kawe czując jej aromat i gapiąc
sie na malinke pomiędzy moimi cyckami,
włożyłem czarne rurki które idealnie pasowały do mojego czarnego sportowego
stanika. Bede tak chodzić, jestem u siebie.
Włożyłem czarne, zwykłe Adidasy z białymi paskami i
rozczesałem mokre włosy. Zostawiłem je rozpuszczone, wyjde zaraz na dwór to
szybko wyschną.
Wziąłem kawe, fajki, zapalniczke i wyszedłem na taras.
Położyłem to wszytko na stoliku i zdałem sobie sprawe
że dzisiaj mam wolny dzień. Nikt nie
zadzwoni, dopiero wieczorem. Moge pożyć troche normalnym życiem.
Czułem że wyglądam jakbym chlał całą noc. Że mam wory pod
oczami i śmierdze wódą. Ale nie obchodziło mnie to.
Upiłem łyk kawy. Słońce ogrzewało moje ramiona, cudowne
uczucie.
Uwielbiam lato. Każda pora roku ma niepowtarzalny klimat ale
w lecie wszystko jest zajebiste. Można jeździć z kumplami nad jezioro, robić imprezy na dachach budynków i żyć w
nocy bo nawet o 3 jest ciepło. A wschody słońca między 3 a 4 godziną to jedne z
piękniejszych widoków...
Oblizałem usta i odstawiłem kubek. Wpadłem na pomysł jak
zagospodarować ten wolny dzień.
- Ciekawe czy Fester jeszcze śpi... - zastanawiałem sie, trzymając telefon w ręku.
Moje usta ułożyły sie w uśmineszek z cyklu „Gówno mnie to
obchodzi”.
Zadzwoniłem. Odebrał z głośnym „KURWA MAĆ!”
- Siema kumplu, obudzilem? – zapytałem jakby nigdy nic.
- Nie, pizdo! I tak nie mogłem spać! – wykrzyczał.
Wiedziałem że kłamie. Inaczej by sie nie
wydzierał.
-Oj, przepraszam... – powiedziałem słodkim głosikiem,
szczerząc sie sam do siebie – Bierz nasze gitary i wbijaj. Mamy wolne –
poinformowałem Festera, pijąc z kubka.
- Bullet... – Słyszałem że westchnął. Pewnie siedział na łóżku bez koszulki i poprawiał potargane
po sekie kłaki. Pociągnął nosem – Naprawde chcesz grać na gitarach?
- Kurwa, przyjeżdżaj! – warknąłem i zakończyłem połączenie.
Czy ja żartowałem czy mam kumpla debila?
Mlasnąłem ustami i dokończyłem kawe. Nie, żartowałem z tymi
gitarami! Będe sie nudził cały dzień i gadał z mamą jak wróci z pracy!
Odpaliłem szluga i pokręciłem sie chwilę po podwórku.
Uwielbiam budzić Festera tak rano. Właściwie, uwielbiam go
wkurzać z zwłaszcza dzwonićo 1 w nocy kiedy jest ze swoją dziewczyną. To jest
jego pora na... robienie różnych rzeczy. I ten jego głos, i te przeklenstwa, i
jęki jego dupy kiedy wtedy dzwonie... To muzyka dla moich uszu.
Zaśmiałem sie.
Jego dziewczyna... W sumie nie jest aż taka brzydka... Ale
napewno nie w moim typie. Po pierwsze, blondynka. Dwa, troche za gruba. Trzy,
nawet bym na nią nie zwrócił uwagi. A Leo... tylko na nią spojrzałem i już.
Bullet zaczął coś czuć.
Jakieś półtora roku temu wpadłem na nią za barem. Pewnie
nieciekawi goście chcieli ją okraść, zgwałcić albo jedno i drugie.
Widziałem jej zapłakane oczy, pełne strachu. I krew.
Nie mogłem jej tak zostawić.
Potem zaczęliśmy gadać... dowiedziała sie że mam cipe a nie
jaja ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Byłem Bulletem.
Albo Edi, ona to wymyśliła. Kiedy jestem smutny, mówi do
mnie Edi. Kiedy Bulet chce na chwile zniknąć, staje sie Edi.
Ale to tylko z nią.
- Właśnie, może by do niej zadzwonić? – pomyślałem, wchodząc
do kuchni.
Odstawiłem kubek do zlewu.
- Nie, nie bede przeszkadzał – zdecydowałem. Padłem na swoje
łóżku, rzuciłem telefon obok i wtuliłem sie w poduszke.
Relaksowałem sie, słuchając The River – Parkway Drive. Taka
nastrojowa piosenka. Mój antydepresant, czy coś.
Szturchnąłem ręką okno, otwierając je. Do pomieszczenia
dostało sie świerze powietrze... i kot.
Moja brązowa kotka, Rysia. Ma balejaż na całym ciele oprócz
końcówki ogona który jest biała. Śmiałem sie że w farbe wsadziła kiedyś ten
ogon.
- Co tam, piękna? – jęknąłem, słysząc znajomy mruk.
Odprężąm sie przy niej. Kiedy kładzie sie na moich plecach
tak jak teraz. Niby pies to najlepszy przyjaciel człowieka ale ja kocham tego
kota.
Zasnęliśmy tak razem. Na jakieś pół godziny.
Dopóki nie zeskoczyła ze mnie i nie wypierdoliła przez okno.
Mnie obudził trzask drzwi.
Fester wpadł do pokoju.
- Ciebie pojebało że tak wcześnie mnie budzisz? – Chłopak
wpadł do pokoju nicym huragan. W dłoniach trzymał dwie gitary akustyczne:
czarną moją i w kolorze drewna, jego.
-Kota mi wystraszyłeś – powiedziałem.
-Oj tam kot... Dziewczyne mi wystraszyłeś! – rzekł kumpel,
odkładając akustyki pod ściane i stanął nade mną. Patrzył mi w zaspaną twarz
spode łba.
- Jak kocha to wróci, nie pierdol – W myślach dodałem
„chociaż lepiej żeby nie wracała”.
- Obraziła sie – dodał siadając obok mnie.
- Przejdzie, ile razy Leo miała focha... Wyruchasz ją i
będzie ci z rak jadła! – zaśmiałem sie, klepiąc
Festera w plecy.
- Pff... wtpierdalaj – Chłopak zaczął sie ze mną przepychać.
Wrzyślaliśmy sie po łóżku. Zabawe
przerwał dopiero mój dzwoniący telefon.
- Alo?
- Coś ty taka zdyszana? – odezwała sie Ewa. Słyszała
zadyszke i entuzjazm w moim głosie.
- A,nic... Bawie sie z Ryśką – skłamałem.
- A już po śniadaniu?
- Tak, mamo. Zęby też umyte – Słyszałem że Fetser recholi
sie cicho.
- Zrób coś pożytecznego dzisiaj – powiedzaiła.
- Zrobie – W myślach miałem dzisiejszą noc. Uśmiechnąłem sie
zadziornie.
- Kończe. Robote mam.
- Kocham cie – powiedziałem jak zwykle.
- Nie kłam – Siostra sie rozłączyła.
Westchnąłem i powiedziałem do Festera „Napierdalamy?”,
skinając głową w stronę naszych gitar.
- Dawaj – Zlazł z mojego łóżka i podał mi gitarę.
Zastanawiałem sie gdzie ja właściwie mieszkam bo moje rzeczy
nie mają jednego stałego miejsca. Bluzy jeżdżą w samochodzie, jedna gitara jest tu, druga u Leo, trzecia u
Festera, ciuchy też są porozrzucane po mieście a drugi samochód stoi w naszym
magazynie gdzie też jest jedno z moich pięciu miejscówek do spania...
- Ej, wiesz jaki ja mam bajzel w życiu? – zapytałem Festera,
śmiejąc sie głupio.
- Tak, ja tak samo – powiedzial. Wpatrywał sie w struny,
grając Say Goodnight Bulletów.
Kiedy doszedł do refrenu, ja przejąłem stery i zacząłem
grać.
Następnie graliśmy All these things i hate. Jest to kawałek
który gram jak coś mi sie pierdoli. Dziwne bo powinien być hymnem mojego życia.
Siedzieliśmy tak trzy godziny. Napisałem przez ten czas nową
piosenke.
Kiedy dochodziła dwunasta, odłożyłem zeszyt i długopis. Moja mama zaraz wróci, czas wyjebać Festera.
- Yo, musisz sie zbierać! – walnąłem go w ramię. Pomogłem mu
zanieść gitary do auta.
- Koło dwudziestej, transport ci załatwie – rzucił na
pożegnanie. Tak, znam szczegóły własnej akcji.
Chwilę po tym jak pojechal, moja mam weszła na podwurko. Ja
akurat jarałem, opierając sie o brame.
Cześć. Jak tam wasze wakacje? Zaczynają sie dopiero, także życzę wam żeby były udane. Ja, niestety wakacji nie mam ale znajduje czas na pisanie dla was :) Podoba wam sie rozdział czy nie za bardzo?:)
piątek, 3 czerwca 2016
5. Night to remember
Nikt nie wchodzi do mojego pokoju, a tym bardziej nikt nie
zagląda do wersalki. Dlatego tam trzymam pare moich pistoletów ( te są schowane
głębiej, na wszelki wypadek ), gitare, dwa plecaki z pieniędzmi i yesdzika.
Takie elktryczne coś ala segway. Fajna zabawka.
Podłączyłem gitarę do małego wzmacniacza który normalnie
robi za głośnik.
Zacząłem jeździć palcami po gryfie, grając Tears dont
fall. Jedna z piękniejszych piosenek jakie istnieją.
Jednak, niedługo po przyjściu do domu usłyszałem silnik
turkusowego Opla Corsy. Ewa wróciła.
Szybko schowałem gitare i wyszedłem sie z nią przywitac,
jakby nigdy nic.
- Cześć kotek – powiedziałem uśmiechając sie.
- Cześć. Pomóż mi z siatkami – Blondynka schyliła sie żeby
wyjąć siatkę z samochodu a jej długie włosy opadły na piersi.
- Czekaj, zostaw to – Podbiegłem i nie chcąc żeby dźwigała,
wziąłem od razu trzy siatki.
- Dasz rade? – Ewa sie zdziwiła.
- Tak kurwa na codzień nosze worki z kokainą – powiedziałem
w myślach.
- Jasne – odparlem z uśmiechem.
Kiedy weszliśmy do domu, zaniosłem torby do jej pokoju.
Potem zjedliśmy obiad, mama wróciła z pracy... Siedziałem u siebie, nerwowo
zerkając na zegarek. Krew w moich żyłach pulsowała, denerwowałem sie. Była
dopiero 21. A ja czekałem na moment aż mama i Ewa pójdą spać.
- Idziesz oglądać film? – Ewa wyrwała mi z ucha jedną
słuchawkę.
- Moge obejrzeć... – westchnąłem, pocierając czoło.
- Zgłupiejesz od tych Bulletów – powiedziała
wychodząc.
- A ja nienawidze popu – Rzuciłem w myślach.
Obejrzeliśmy jakąś komedie. Śmiałem sie, udając że
wszystko jest w porządku.
Nadeszła 23, siostra leżała w łóżku a ja obok niej.
Jak zwykle.
Zasypiała przy mnie. Wychodziłem kiedy upewniłem sie że
śpi. Można nazywać to chorym ale kocham ją tak samo jak Leo.
A może nawet bardziej?
- Mama... ja sie kłade -
powiedziałem. Mama jak zwykle usnęła w fotelu, oglądając film. Nic
nowego, mi to akurat na ręke.
- Cześć, dobranoc – powiedziałem cicho, wiedząc że i tak
śpi. Obudzi sie pewnie w nocy zdziwiona że przespała film.
Wszedłem do swojego pokoju i wyjąłem jeden z wielu
poukrywanych wszędzie kolczyków. Włożyłem go w wargę, a gdy spojrzalem w lustro
od razu zobaczyłem ten wyraz twarzy. Ta wrogość w oczach – to odróżnia Edyte od
Bulleta. I ten demon w środku – właśnie sie obudził.
Słyszałem nawet plotki że stare dewoty nazywają mnie demonem.
Śmiać sie czy płakać, sam nie wiem?
Ale to w sumie komplement.
Wyjąłem z szafy czarną bluzę i założyłem snapback na głowę.
Ubrany, cicho wyszedłem z domu.
Musiałem przejść kawałek do przystanku. Paląc papierosa, czekałem na autobus który
zabierze mnie w okolice mieszkania Leo. Obiecałem jej fajną noc, i taką
dostanie.
W kieszeni miałem portfel. Sluchając muzyki, przeliczyłem
na szybko pieniądze zabrane dzisiaj z baru. Powinno wystarczyć na klubowe
szaleństwo.
Nie wiedziałem na początku na co to wydam ale jak Leo
wyskoczyła z klubem... od razu sie dowiedziałem.
Za oknem przesuwały sie puste chodniki. Było koło północy,
autobus był całkowicie pusty. Jechałem sam.
W niektórych oknach, które mijałem paliło sie światło. Ale
ogólnie było ciemno. Raj dla Bulleta.
Wysiadłem na końcowym, autobus pewnie zaraz zjedzie do
zajezdni. Następne będzie dopiero koło 5 rano.
Idąc do Leo, postanowiłem zaplanować tą noc teraz a nie
potem gnać ulicami na złamanie karku i wkurwiać sie na Festera.
Jutro mama ma na rano do pracy. Ewa wyjeżdża o 7 i pewnie
zajdzie mnie obudzić. Więc na 6 rano musze być w domu spowrotem.
- Pojade autobusem – Pomyślałem, zastanawiając sie czy
dzwonić po moją prywatną taksówke. Znaczy czy budzić Zacka o 5 rano.
On jest właśnie takim moim chłopcem na posyłki. Nie wiem
czy to dlatego że jest ciotą, ale mam do niego takie nastawienie. Że nie pasuje
do The Bullets. Wygląda jak pedał i dlatego nie traktuje go jak pełnoprawnego
członka gangu. Ale przyjacielem jest pierwsza klasa.
Doszedłem do mieszkania i wszedłem na górę. Leo stała
przed lustrem opartym o ściane obok drzwi. Ubrała czarne obcisłe szorty, jakiąś
bluzke złożoną z pasków która odsłaniała jej płaski brzuch i czarne szpilki.
Założyła też okrągłe ciemne oklulary i bransoletkę z łańcuszków.
- Dziewczyna Bulleta – powiedziałem, sugerując że mi sie
podoba. Rzuciłem bluzę w kąt i podszedłem do wieszaka z moimi ciuhami. Ja też
musze sie przebrać skoro idziemy do klubu.
Włożyłem czarną koszulke i ciemno-granatowe dżinsy.
Poprawiłem kucyk i nałożyłem na siebie czarną, skórzana kurtkę. Na nogi
wybrałem czarne ciężkie trepy.
- Idziemy? – spytałem, stając koło drzwi. Leo pakowała
moje fajki i nasze telefony do małej kopertówki.
- Tak, kotek. Już – powiedziała i ruszyła przodek,
zapinając torebkę. Zjechaliśmy windą na dół i trzymając sie za ręce,
ruszylliśmy przez miasto utrzymując je przy życiu.
Na uicach miejscami było spokojnie i pusto, a gdzie
indziej jakieś pijaki darły ryje. Wolałem te pierwsze okolice.
- Wchodzimy tu? – zapytała Leo kiedy przechodziliśmy obok
drzwi zza których było słychać głośną muzyke.
- Dawaj! – powiedziałem głośniej i pociągnąłem ją po
schodach do klubu.
Bramkarz tylko na na zerknął. Nic nie powiedział, tylko
nas wpuścił.
- Jak to zrobiłeś? – zapytała Leo. Nie wyglądam nawet na
15 lat a co już mówić o wejściach do klubów...
- Jestem Bullet. Moge wszystko – powiedziałem zbliżając
sie do baru. Lada świeciła na niebiesko, oświetlając nogi i dupy zgromadzonych
tam, skąpo ubranych lasek.
Przyciągały wzrok...
- Ej... Tu jestem – Leo mnie szturchnęła kiedyt moje oko
zawiesiło sie na dupie w ciemnej mini.
- Wiem kotek... – wytłumaczyłem sie. Barman zapytał nas co
chcemy pić.
Przekrzykując muzyke i hałasy w tle zawiadomilem go że
whisky z colą. Całe butelki, znaczy.
-Hahaha – Demoniczny śmiech wydobył sie z moich ust kiedy
niosłem butelki w stronę jednej z wolnych kanap na tyłach klubu. W sumie mógłbym
wynająć loże i przy okazji zrobić tam z Leo coś jeszcze ale... po ca tracić
hajs?
Leo postawiła na stoliku przed kanapą dwie okrągłe
szklanki a ja napełniłem je brązowym piciem. Whisky z colą . To co Bullet lubi
najbardziej.
Leo usiadła obok mnie i uśmiechając sie słodko, stuknęła sie
ze mną szklanką.
Ja pocałowałem ją w usta i wziąłem łyk drinka. Ona zrobiła
to samo.
Obok nas ludzie tańczyli ale to miejsce było trochę dalej od
parkietu. Było tu więc troszke spokojniej.
Leciał Wiz Khalifa – Get High. Zapaliłem papierosa i
pocałowałem swoją dziewczynę jeszcze raz, wpuszczając dym do jej ust.
Damn... Zajebiście wyglądała gdy pary wypływaly z jej
kształtnych lecz delikatnych ust.
Ten uśmiech na mojej twarzy... Zauważyła go.
- What? – Burknęła śmiejąc sie.
- Masz może ochote... – Chciałem o coś zapytać lecz
ona przystawiła mi palec do ust.
- Cii... Potem. Chodź tańczyć – powiedziała i pociągnęła
mnie na parkiet.
Wmieszaliśmy siew tłum. Szczerze... kiepsko tańcze.
Zazwyczaj tylko bujam sie w rytm muzyki. Gdyby tu zrobić mosh pita to dopiero
bym zaczął tańczyć. Ale niestety, jesteśmy w pierdolonym klubie.
Leo to lubi, ja lubie tylko pić. Mógłbym siedzieć całą noc
na kanapie, sluchać muzyki, jarać i chlać do rana. Ale skoro ona chce
tańczyć...
Ocierała sie o mnie. Tak jak większość ludzie. W tym
tłumie każdy ocierał sie o każdego. Nienawidziłem tego ale byłem tu z Leo.
Musiałem sie opanować.
Sam kiedyś słuchałem rapu, trance, techno... Ale teraz
słucham metalu i nienawidze takiej sieczki jaką puszczają w takich miejscach.
Po kiku piosenkach miałem dość. Leo chyba to zauważyła.
- Co jest? – zapytała widząc wyraz mojej twarzy.
Wkurwienie, znudznie...
- Zaraz wracam – Rzuciłem i nie mówiąc nic więcej,
oddaliłem sie od niej.
Zostawiłem ją samą tylko na chwile.
Szybko znalazłem
Dja. Zaprosiłem go... Odciągnąłem od konsoli... Dobra, zaciągnąłem go na bok, ten sie szarpał nie
wiedząc o co chodzi...
Chłopak może rok starszy ode mnie, wyższy ale przestraszył
sie.
Przyciskałem go do ściany, równocześnie celując z broni w
jego brzuch.
- Słuchaj kurwa. Dzisiaj jest Metalowa Noc – powiedziałem
powoli.
- Jaka kurwa noc? – zapytał. Jego oczy sie szkliły.
Wyglądał i mówił jak pedał. Miałem przez to jeszcze większy ubaw.
- Taka że zapierdalasz tam i puszczasz jakaś cięższą
muzyke. I zapuść Bullet for my Valentine bo pociągne za spust - Kończąc zdanie, przycisnąłem lufe bardziej.
Chłopak chyba przystał na moje warunki. Puściłem go i
wróciłem na sale. Leo siedziała na kanapie, sącząc rinka.
- Gdzie byłeś? – powiedziała cicho.
- A... gadałem z kumplem – skłamalem. Ale... ha, to jest
Leo.
- Nie kłam. Zostawiłeś mnie samą... – Przycisnąłem palec
do jej ust a w tym momencie usłyszałem Tears dont Fall. Najpiękniejsza piosenka
jaka istnieje...
Nie chciałem sie z nią kłócić.
- Cii--- Chodź tańczyć – Uśmiechnąłem sie. Leo chyba też,
tak leciutko.
Kołysaliśmy sie w rytm muzyki. Tak to ja moge tańczyć...
Położyła mi głowę na ramieniu.
- Bullet... – wymamrotała.
- Ym...?
- Coś ty zrobił...
- To co trzeba było – Uśmiechnąłem sie, czując jej policzek
obok mojego.
Po kilku następnych wolnych, ale ciężkich kawałkach
zauważyłem że w klubie jest jakoś mniej ludzi.
W głębi duszy czułem dumę...
- Chyba mamy klub dla siebie – powiedziałem patrząc Leo w
twarz. Uśmiechałem sie, dumny z siebie.
- Trzeba być Bulletem żeby tak rozjebać impreze –
powiedziała.
Zaśmiałem sie i pocałowałem ją mocno.
Tuliłem do siebie aż oboje uznaliśmy że nie ma co czekać.
W klubach zawsze sa jakieś pokoiki dla Dja czy coś takiego.
Właśnie taki znaleźliśmy. Stał tam jakiś facet i odpalał skręta z ziołem.
Zasmrodził atmosfere...
- Wypierdalaj! – wydarłem sie, ciągnąc Leo za sobą.
Facet szybko opuścił małe pomieszczenie.
Śmierdziało trawą, ale nie przeszkadzało to nam. Kopnąłem
mały stolik który mi zawadzał i wylałem czyjeś piwo. Przycisnąłem Leo do ściany,
nie odrywając swoich ust od jej.
Szybkim ruchem zdjęła mi kurtkę i zabierała sie za koszulkę
podczas kiedy ja obejmowałem ją w talii.
Atmosfera zrobiła sie gorąca kiedy jednym sprawnym ruchem
zdjąłem jej stanik. Prawie cała nasza garderoba walała sie teraz na
podłodze. Jej włosy były w nieładzie,
tak samo jak moje. Sapała, kiedy gorąco całowałem je usta.
Drzwi były zamknięte, nawet mnie nie obchodziło czy ktoś tu
wejdzie.
Nie myślałem też o tym co powiedziałem dzisiaj Festerowi. Że
nie zależy mi na seksie, że ta sapiąca z podniecenia dziewczyna mnie nie
podnieca... Pieprzyć co mówiłem!
Przyciśnięty do jej ciała,
zacząłem delikatnie masować okolice je cipy, zbliżając sie coraz
bardziej w dół...
Trwało to dosyć długo, nie lubie krótkiej gry wstępnej.
- Bullet... – wyjęczała cicho kiedy ja wpatrywałem sie w jej
cycki.
- No? – zapytałem.
- Zrób to kurwa – powiedziała głośniej.
- Mamy czas –
wyszeptałem, po czym pocałowałem jej usta.
Kiedy już moja ręka doszła do celu, Leo zaczęła głośniej
sapać i sugerować że jestem dobry w te klocki.
Wyćwiczone od gitary palce wiedzą jak doprowdzić tą
dziewczyne do orgazmu.
Trzymała głowę w moich cyckach i jakby chciała zrobić mi
malinke między nimi.
Uśmiechnąłem sie lekko... Czy ta noc miała tak wyglądać?
Jak Fester zapyta powiem że oglądaliśmy filmy przy piwie
przez całą noc.
Kiedy w końcu doszła, jeszcze przez chwilę calowaliśmy sie.
Mam najlepszą dziewczynę na świecie.
- Masz potargane wlosy – powiedziała podnosząc swój stanik w
podłogi.
- A ty to co? – zapytałem z szerokim uśmiechem.
W rozpuszczonych włosach i z dziwnym śladem między cyckami
wyszedłem z pokoju. Leo podążała za mną.
Doprowadziliśmy sie do stanu sprzed paru minut i gdy
weszliśmy spowrotem do głównego pomieszczenia klubu, zauważyliśmy że jest
pusty.
- Hmm... Wódka z colą? – powiedziałem do Leo. Nie sądziłem
że kiedykolwiek będziemy mieli cały klub dla siebie. Barman stał za barem i
bawił sie telefonem. Widać taki stan rzeczy mu odpowiadał.
Zamówilem dla nas drinki. Ze szklankami wróciliśmy na naszą
kanape. Leo piła, leżąc na moim ramieniu. Kiedy poczułem jedno z wielu tamtej
nocy, uderzeń gorąca, wlałem w siebie ostatni łyk drinka.
Sapnąłem myśląc „To była zajebista noc”.
Jakby ciemna plama – tak wyglądała dla mnie reszta tej nocy,
kiedy rano otworzyłem oczy.
Obudziła mnie Leo. Nie wiem czy to ja czy ona ale pierwszy
zapach jaki dostał mi sie do nozdrzy to wódka.
Cześć. Jak, podoba wam sie rozdział?
5 kom- next
sobota, 7 maja 2016
Tears dont fall
Cześć. Kolejny rozdział pojawi sie już niebawem. Teraz, chcę was zaprosić do przeczytania mojego nowego opowiadania Tears dont fall. Jest to historia oparta na moim życiu, jedno z ważniejszych i bardziej emocjonalnych opowiadań kiedykolwiek przeze mnie napisanych. Także, zapraszam http://tearsdontfallbyedi.blogspot.com/
niedziela, 1 maja 2016
4. It's not life without her
Musieliśmy spadać, ale właściciel znalazł wiadomość
„Najlepsze frytki w mieście – B”
- Im raising hell – mruczałem pod nosem. Siejemy
zniszczenie i destrukcje, chyba można to nazwać piekłem.
Kiedy Matt Tuck śpiewał o wojnie, my dojechaliśmy pod
mieszkanie Festera.
- To do jutra – pożegnałem sie z nim.
- Wyruchaj Leo – Rzucił wychodząc. Uśmiechał sie
szeroko.
- Wypierdalaj! – Rzuciłem, śmiejąc sie.
Wyjechałem z parkingu. Jechałem w strone mojego/Leo
mieszkania.
Stając pod kamienicą, włączyłem mój drugi telefon.
Kurwa.
Ewa dzwoniła dwa razy. I smsy „Czego nie
piszesz?”...
Westchnąłem, wybierając jej numer.
- Hej. Chciałaś coś? – powiedziałem gdy odebrała.
- Martwiłam sie. Co sie stało?
- Telefon mi padł i zgubiłam ładowarke... znowu –
Skłamałam.
- Jak zgubiłaś
ładowarke? Wczoraj ci dałam! – Wyczułem że moja siostra zaraz sie wkurzy. Drugi
dzień z rzędu to samo kłamstwo. Bullet, zaraz spieprzysz sprawe...
- Ale znalazłam już, kotek... – wyjęczałam, chcąc żeby już
dałą mi spokój.
- Ehh... Będe za jakieś trzy godziny, musze gdzieś zostać po
pracy. Zakupy, wiesz...
- Aha, czyli nie idziemy na spacer? – Powiedziałem, udając
zawiść. Musze stwarzać pozory.
- Przeprasza, zapomniałam całkiem.
- Spoko – powiedziałem, uśmiechając sie. Czyli mam jeszcze
jakieś dwie godziny które moge spędzić z Leo.
- A co robisz? – spytała Ewa.
- Siedze przed kompem, pisze opowiadanie... –
powiedziałem.
- Aha... No dobra, to wyklep coą fajnego.
- Jak zawsze – Uśmiechnąłem sie.
- Kończe. Pa.
- Kocham cie.
- Nie kłam.
Uśmiechnąłem sie. Zawsze
tak mówi. Ale ja naprawde nie kłamie. Jest dla mnie wszystkim i nigdy
nie chciałem jej okłamywać. Ale... życie toczy sie tak jak chce a nie tak jak
my chcemy.
Była 15. O 16 Ewa kończy prace, 0 18 moja mama. Czyli ja w
domu musze być koło 17.
Wyliczyłem, po czym wysiadłem i zamknąłem samochód.
Wszedłem na klatkę schodową i wszedłem schodami na 4 piętro.
Nie pukałem. Tylko po prostu otworzyłem drzwi do
mieszkania. Leo wie że Bullet nie puka i lubi wpadać bez zapowiedzi.
Mieszkanie jest urządzone w stylu industraialnym Czerwona
cegła naścianach, miejscami pomalowana przeze mnie na ciemneijszy odcień. Na podłodze
sam kładłem ciemne, stylizowane na stare panele.
Mieszkanie jest oświetlane jarzyniówkami. Kiedy sie
wejdzie, stoi sie w małym salonie. Jest oddzielony ścianą od sypialni.W salonie
stoi tylko narożnik i stolik pod telewizorm wiszącym na ścianie.
Po prawej stronie mieszkania jest szafa w ścianie. Ale to
jest raczej garaz dla mojej Rki.
Mój kochany R1. Tak, trzymam motor w mieszkaniu na 4
piętrze. Trzeba być Bulletem.
Obok szafy są drzwi do małej kuchni.
A sypialnia obok której właśnie przeszedłem... Jest tam
tylko materać na którym właśnie walał sie koc.
Obok niego stało kilka stojaków na nasze ubrania. A nad nim... plakat
Bullet For My Valnetine. Kamień węgielny tego mieszkania.
W kuchni były drzwi do łazienki, szafki, kuchenka i mała
lodówka. I Leo która akurat gotowała spaghetti. Jakby sie mnie spodziewała.
Leo była dosyć niska, tak jak ja. Szczupła, piękna. Włosy
miała nieco dłuższe niż moje tylko że miała wygolony tylko jeden bok. Jej
bujne, ciemne kosmyki opadał na lewą część twarzy.
Ubierała sie na czarno. Jak ja.
Spod krótkiej bluzki, było widać jej kawałek tyłka.
Szczerząc żeby, klepnąłem ją w dupe.
Pisnęła, odwrwacając sie gwałtownie. Jej gładka twarzy
wyrażała zaskoczenie. I... jakby chciała mi zajebać.
- Jezu Bullet! – krzyknęła.
- Wiesz że wpadam bez zapowiedzi – powiedziałem śmiejąc sie.
- Osz ty... – Dziewczyna wróciła do mieszania w garnku
wypinając do mnie swój zgrabny tyłek.
- Naprawde masz zajebistą dupe – wypaliłem. Miałem wyjebane
co powie. Jest moja i tylko moja.
- Weź sie zamknij i talerze wyjmij – odparła, kończąc temat.
Miałem coś jeszcze dodać ale tylko wyjąłem dwa białe talerze
z szafki, uśmiechając sie przy tym.
- Mamy dwie godziny – powiedziałem głośniej. Siadłem na
kanapie w salonie i włączyłem telewizor.
- Zjesz to w minute, znając ciebie – powiedziała, zanim
wyszła z kuchni.
Zaśmiałem sie. W telewizji leciał jakiś durny talent show.
Nienawidze takich programów. Skakałem po kanałach, jednak nic mnie nie
zainteresowało. Wyłączyłem TV, Leo właśnie nałożyła nam obiad.
- To smacznego kotek – rzekła z uśmiechem.
Posłałem jej serdeczny uśmiech. Rzadko sie tak uśmiecham.
Tylko gdy jestem szczęśliwy. A przy niej jestem najszczęśliwszy na świecie.
Jedliśmy, Leo opowiadała jak minął jej dzień. Wróciła ze
studiów, zaczęła pisac jakąś prace a potem zrobiła te pyszności. Ja też
opowiedziałem je swój dzień. Słuchała w ciszy. Przywykła do mojego stylu życia
i jak powiedziałem że zabiłem Johnego, tylko westchnęła. Nie lubiła gdy
zabijałem ale nie miała na to wpływu.
- I potem wybiliśmy mu szybe. I przyjechałem tutaj –
pokiwałem głową kończąc. Wziąłem ostatni kęs z talerza.
Leo wstała i zaniosła naczynia do kuchni. Usłyszałem
dźwięk otwieranej lodówki.
- Pijesz? – krzyknęła.
- Tak. Chuj że prowadze – powiedziałem.
Z niewinnym uśmiechem wróciła, niosąc dwie butelki
piwa.
Otworzyła je zapalniczką. Moja bad chick, sam ją
tego nauczyłem.
Położyła sie na mnie. Zwróciłem uwagę na jej chude,
gładkie nogi które zwisały z kanapy.
Leżeliśmy tak, pijąc piwo i gadając. To było takie...
zwyczajne.
Są w moim życiu takie momenty, kiedy mam wyjebane na
wszystko. Jeszcze bardziej niż zwykle. Takie moemnty, które chciałbym
zatrzymać. Żeby czas dalej nie płynął.
To była właśnie
taka chwila. Byliśmy jak zwyczajni ludzie. Nie byłem wtedy Bulletem, gangsterem
i zabójcą. Byłem po prostu sobą.
Ona też nie patrzyła na mnie jak na człowieka wyjętego
spod prawa. Kochała mnie, miała gdzieś to co
gajdają ludzie i co pierdoli gość w telewizji. Że Bullet zabił kogoś tam...
Zwykle w wiadomościach przy pseudonimie Bullet pojawia sie
moja twarz. Ona wtedy patrzy na to zdjęcie, bez emocji.
A moja rodzina? Mama coś kiedyś powiedziała że ten Bullet
jest do mnie podobny. Ale... Bullet to w domyśle chłopak. Ona ma córke. Więc,
raczej sie niczego nie domyśli a moje podwójne życie pozostanie takie jakie
jest.
-Ej... robimy coś dzisiaj? – wyszeptała Leo. Była
odprężona. Jakby zasypiała.
- Jak uda mi sie przyjechać... Albo jak Fester nie zmieni
planów to może gdzieś pójdziemy.
- Tobie zawsze sie udaje – odwróciła sie. Leżała teraz
brzuchem na moich udach – A jakie Fester ma plany?
- Obleśne, uwierz mi – Zaśmiałem sie. Widziałem dziewczyne
Festera. Dla mnie jest brzydka, ale nie mówiłem mu tego. Moja Leo to przy niej
miss świata.
Leo też si e śmiała, zakrywając usta ręka. Mrużyła
oczy.
- Pójdziemy do klubu czy gdzie? – podparła ręką
głowę.
- Nie wiem, skarbie... Jest dopiero... kurwa!
Czas leciał za szybko. Musiałem stąd spadać.
Mam jakieś pół godziny żeby dojechac do domu.
- I nawet nie wiem gdzie schować samochodu – zamartwiałem
sie, wsiadając do auta.
Zupełnie sie wyłączyłem. Tak ona na mnie działa.
Zapominam o całym świecie i liczymy sie tylko my.
Jadąc, odpaliłem fajke. Przeklinałem sie w myślach.
Jak mogłem zapomnieć?
Musiałem szybko coś wymyślić. Nie podjade przecież tym
autem pod dom i nie zostawie go na podwórku!
Zadzwoniłem do Festera.
- Sprawa jest – powiedziałem bez przywitania. Napewno
usłyszał zdenerwowanie w moim głosie – Musisz przechować Legacy.
- Kurwa, Bullet... To nie jest odpowiedni moment... –
Domyślałem sie co robi.
- Zostaw tą suke i wbijaj pod mój przystanek! –
krzyknąłem, pyrgając telefon na siedzenie pasażera. Czułem że krew we mnie
wrze.
Ściągnąłem kolejnego bucha. Im bliżej domu byłem, tym
sytuacja stawała sie bardziej niekomfortowa.
Zaparkowałem samochód na wjeździe do lasku, koło mojego
domu. Zasłaniały go gałęzie i krzaki. Siedząc w aucie, wyjąłem kolczyk z wargi.
Włożyłem go do mojej bluzy która jeździła w tym aucie.
Mam kilka bluz z logiem Bullet For My Valentine. Można
powiedzieć, że to mój strój służbowy. To jeden ze znaków rozpoznawczych
Bulleta.
Rzuciłem moje karby na tylnie siedzenie i czekałem na
kumpla.
Zdążyłem zjarac kolejnego szluga, słuchając Buletów. Fester
zjawił sie po długim czasie.
- Ty piechotą szedłeś? – zapytałem z wyrzutem, wysiadając z
auta.
- Nie, autobusem – powiedział jakby nie widział że jestem
wkurwiony.
- Zabieraj tego rzęcha i spierdalaj – powiedziałem,
odchodząc.
- A tobie co? – Fester miał wsiadać ale zauważył że jestem
zdenerwowany.
- BO KURWA TAK SIE NIE DA! – wydarłem sie. Znowu nie
pomyślałem, jakiś sąsiad mógł mnie zobaczyć i nabrac podejrzeń.,
- Ale co sie nie da?
- Chciałem pobyć z Leo. Było nam tak dobrze... – Złapałem
sie za głowe – Kurwa...
Kucnąłem, chcąc sie usokoić.
- Wiesz... czasami mam ochote to skończyć – Spojrzałem w
oczy przyjaciela.
- Co skończyć? Co ty Bullet pierdolisz? – Zamknął drzwi i
usiadł na zasypanej liśćmi ziemi, obok mnie.
- Bo chciałbym żyć normalnie. A nie, że na tą godzine mam
być tu, że mam sie ukrywać, kłamać, kurwa... Czasem mam dosyć. I bez Leo... Życie bez niej to nie życie.
- Moooorodo... – Fester zarzucił mi ręke na szyje.
- Nie pękaj, ciebie nic nie zniszczy – Uśmiechnął
sie, pokazując białe zęby.
- Też tak myślałem. A życie jest jak bomba atomowa –
parsknąłem.
- Którą rozbroimy... dasz rade dzieciaku – Poklepał
mnie w głowę i odszedł stronę samochodu.
Chciałem jeszcze chwile tam posiedzieć ale
odjeżdżając Fester rzekł „Lepiej idź, Ewka zaraz wróci”.
Zrezygnowany, przygnębiony, ruszyłem w stronę domu.
Psy zaczęły szczekać kiedy pojawiłem sie koło siatki.
- Zamknąć kurwa ryje – pomyślałem, dochodząc do
furtki.
Wszedłem do swojego pokoju. Musiałem sie
odstresować.
Otworzyłem wersalke i wyjąłem niej schowaną przed wszystkimi gitare
elektryczną. Czarnego Jacksona Vke.
Cześć. Przepraszam was za taką długą nieobecność. Mam nadzieję że nadal tu jesteście. Łapcie kolejny rozdział, next - 5 komentarzy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)